sobota, 30 października 2010

telewizja

Mój student ma 63 lata. hehehe.....niezła zabawa. Studenta lat 27.
Przyjechała do nas telewizja z Hiszpanii, kręcą program z Pablo, jutro więc wesoły dzień. Nie malujemy trawników:)
pogoda się popsuła, dzień w wodzie bardzo mokry, deszcz i burza jak już na ląd wróciliśmy. Kurs w warunkach ekstremalnych.

piątek, 29 października 2010

jak to robia geko...


Rano przyszły do na krewetki. 1,5 dolara za paczkę świeżutkich tygrysich krewetek. Dla takich chwil warto poświęcić komfort jogurtu w lodówce i kawy z ekspresu. Tutaj jest inaczej. Można kupić ciepły krowi język z wiaderka, wyciśnięte mleko kokosowe lub krewetki wszelkich odmian i rozmiarów. Monche uczy jak gotować po karaibsku.

Wieczorem codzienność, gapienie się na gekony na suficie. Czasem spadają. Zawsze wrzasnę, jak blondynka. odruch nie do opanowania. Potem śmiech.

czwartek, 28 października 2010


urodziny z arbuzem i wieloma atrakcjami. Wieczorne party przerodziło się w autorytatywną dyskusję u szefa. jest palantem. to fakt. DO tej pory miałam dużo cierpliwości i zawsze łagodziłam konflikty Pablo Chama. Teraz rozumem, że rozmowa ma tylko jeden kierunek, kiedy pan mówi. hehehe, ale wesoło było.
Monche dostał koszulkę z potliwej lyckry z numerem 2 DALLAS (ciekawe kto gra w kosza tam) i wypiliśmy sporo rumu. Rano ciężka pobudka, nurek zjawił się na godzinę przed otwarciem. Trzeba było się podnieść. W wodzie czekał rekin.

wtorek, 26 października 2010


po długiej przerwie wróciliśmy na nurkowanie na Blowing Rock. Miejscu the best of the best here.
Piękna pogoda, świeża opalenizna, wspaniałe nurkowanie z rekinami i barakudami. Piękne okazy hogfishy i parrotfishy. Serce się raduje. Dodatkowo dobre napiwki i extra money za adventure divy. Oj, ale słownictwo (branżowe), przepraszam.

Po polsku będzie, zrobiłam gołąbki. Smakowe z sosem pomidorowym. Pracochłonne, ale smakują wyśmienicie, no i wszystkie składniki dostępne bez potrzeby uruchamiania znajomości spod lady.
Dzisiaj wieczorek pożegnalny Rodrigo, jutro urodziny Monchesty.

Na foto motto diveshopu tzn. centrum nurkowego.

poniedziałek, 25 października 2010

będę szukał lobsterów






Monche zwariował. Pod wpływem wydarzeń ostatnich dni, kiedy wtopił kilka razy wyrzucając nas na nurkowanie w dziwnych miejscach, w których był tylko piach....podjął decyzję, olać wszystko. Że jak są zastrzeżenia to nie będzie kapitanem. Nonsens.
2 dni trudne i ucieczka, łatwizna, żadnego pomyślunku co dalej. Zapytany wprost gdzie pójdzie pracować, powiedział, będę szukał lobsterów. Odebrało mi mowę, myslałam, że połamię mu od razu nogi, obie, aby nie mógł się ruszyć i zobaczyć jak to jest, i odczekać z idiotyczną decyzją. Oszalał na bank. Rozmawialiśmy dobre 2 godziny, powoli tłumaczyliśmy na wzajem swoje racje. Pablo, Monche i ja. Chyba jesteśmy w rozsypce, a za 2 dni urodziny Monchesty, 45, qrde, miało być inaczej!
Podobnie jak Pablo, wierzę, że Monche się pozbiera szybko i wróci rano. Że oszołomienie minie.

Siedziałam dzisiaj na werandzie i obserwowałam wszystko co przemyka przed oczami, taxówki bez numerów, kobiety, dzieci, zwierzęta, fotografowałam co popadnie, bez namysłu.

niedziela, 24 października 2010

niedzielne śniadanko

Sisi wpadł do łazienki Pablo i zrobił porządek. Złapał myszkę na śniadanie i tradycyjnie zjadł głowę gryzonia wysysając resztę, jak przez słomkę. Uffff...byłam tuż po śniadaniu, troszkę pełno się zrobiło w gardle, ale żyłka foto zwyciężyła.

Dzień w kratkę, pada i grzeje, woda jak lustro.

sobota, 23 października 2010

best view


Piękna pogoda, morze bez zmarszczki, pod wodą widoczność w głębszych partiach słaba. Pozory mylą.
Nie znaleźliśmy dzisiaj sporu pt. Chema, szukaliśmy 30 minut, Pablo wynurzył się ostrożnie zbadać kierunek, też się nie udało. Na drugim nurkowaniu już strzał w dziesiątkę, nurse shark otarł mi się o płetwę.

piątek, 22 października 2010

pełnia

Pełnia księżyca, pełnia szczęścia pod wodą. Masy spółkujących ryb, love is everywhere.
Piękne widowiska. I rekin z bliska bardzo. I cała ławica pięknych olbrzymich rybopapug, tych największych moonlight. Pyliły na wszystkie strony, wszystko wirowało, potężny prąd rzucała nas razem. Bardzo udany dzień.

Pablo zrozumiał przesłanie, jest jak dawniej, a może lepiej, bo dzisiaj dziękował za pomoc w samozrozumieniu. TO bardzo pozytywna wiadomość.

czwartek, 21 października 2010

krowa co daje dużo mleka

Wczoraj doszło do pierwszej spinki między mną i Pablo. Wyszło dziwne nieporozumienie, nie wiadomo do końca z czego. Dzisiaj już Pablo inny w odbiorze, jak dzieciak. To właśnie było też powodem dyskusji wieczornej. Że jego zachowanie czasami, w kwestiach organizowania randki od ponad 3 tygodni, jest bardzo niedojrzałe i pokrywa się z mądrością ludową o krowie co mało mleka daje.
Dyskusja przeniosła się jak choroba zakaźna na sprawy wiary w Boga i religii i wówczas już kategorycznie chciałam zaprzestać, bo wiadomo, że od wieków temat ten jednym z najbardziej burzliwych jest wśród ludzi i do wojny domowej może doprowadzić. Pablo chciał drążyć, ja wycofać i tak napsuliśmy troszkę krwi.
Ufff, mam nadzieję, że mu przejdzie szybko, bo dzisiaj zachowuje się jak urażona księżniczka, a było niewyobrażalnie zgodnie do tej pory. Wierzę, że się wydostanie z tego i zrozumie właściwie moje intencje, co miałam na myśli określając siebie "different level". Nie było w tym wywyższania się czy patrzenia z góry, chciałam tylko wyrazić, że jestem już po pewnych doświadczeniach (10 lat różnicy) i nie posiadam już tak ekstatycznej natury, trzymam w ryzach bardziej emocje. I więcej jest tez akcji i działania niż mówienia i planowania. Pablo jest wybitnym planistą. Często w bardzo przerysowanej, niepotrzebnie zżerającej energię formie. To stało się zarzewiem konfliktu. Wierzę jednak, że każdy ma swoja rolę w spotkaniu z drugim człowiekiem i to doświadczenie nauczy mnie i jego, i biernie słuchającego Monchesty, czegoś tam.
Czegoś, no właśnie, dobrze powiedziane.

Nie pisałam jeszcze o szalonych regee taxi, których na wyspie bez liku. Maja numery, ale auta tutejsze nie posiadają tablic rejestracyjnych. Nie wiem jak z licencją i prawem jazdy.
Każda taxówka musowo musi mieć tysiące migających światełek, na zewnątrz i wewnątrz, a przez otwarte szybka musi płynąć miejscowe regge na podbitym basie. Dużo naklejek, typu Pan moją drogą lub przynajmniej symbol liścia konopi. W nocy, szczególnie w chwilach braku prądu, taxówki stanowią jedyne źródło światła i dźwięku i wtedy mówi się, że jest double cool. Wyrażenie COOL na wyspie ma wyjątkowe znaczenie. Wszystko jest zawsze cool.
Na wyspie jest jedna asfaltowa droga tworząca pętle, po której kursuje też nabity po brzegi autobusik. Ceny obydwu środków transportu bardzo sensowne, taxi ma stałą taryfę 2 zł, a autobus mniej niż 1 zł. Jak dobre bassy w aucie to niezła zabawa w taryfie. Peace & Love

środa, 20 października 2010

Monche znowu w wodzie


Dzisiaj już bardziej w wodzie, pojawili się ludzie. Na lądzie, na razie, ale pytają nurkowanie, więc wydaje się że sezon na nurkowanie powrócił. Aż ciężko się oderwać od czytania, gapienia się w morze, komputera i innych wypełniaczy czasu. Ale to dobrze, jak biznes się kręci, szef szczęśliwszy, można więcej wyszarpać z wyspiarskich przyjemności.
Mamy plan odkrycia nowych miejsc nurkowych, daleko od lądu, gdzie na planach i współrzędnych widać wielkiej głębiny i nagle płytsze miejsce, może z górzystym wypiętrzeniem ponad poziom wody. Mam nadzieję, że się uda. Musimy tylko opłacić benzę i tyle.

Na foto nasz ogrodnik marinero Santos. Czarny jak heban. Niewiarygodnie wyrzeźbiony. Wdzięczni modele generalnie na lądzie, muskularne ciała powleczone cieniutką skóra.

wtorek, 19 października 2010

powrót karaibskiej perfekt pogody

Nastało lato. Pięknie w wodzie dzisiaj, dużo meduz i galaretkowatych stworów, wspaniała widoczność, wielkie ławice małych rybek. Byliśmy tylko przy brzegu, kończę Open Water z Monche. Tym samym zakończyliśmy 5 confined water, wszytstkie skillsy wykonane, dużo śmiechu, w pewnym momencie Monche doprowadził mnie do punktu, że złamałam ołówek....hehehehe, taki specjalny podwodny, chcąc wytłumaczyć mu, najpierw patrz, potem rób. Za każdym razem Monche jak lusterko, ja pokazuję on robi, a ma być patrz i powtórz. To chyba najtrudniejszy student.

poniedziałek, 18 października 2010

błoto czy sznycel z cebulą


maseczka bankietowa....
co jakiś czas nowe foto w maskach i błotach, smarowidłach piękności, lekarstwach i cudach na twarz. ta papka pochodzi z wulkanicznych produkcji......nabyta w Kostaryce.

kontynuujemy projekt z Rodrigo, po kolejnym nurkowaniu na którym nie mogliśmy znaleźć miejsca badawczego, nasz aparat służbowy zalał się w swojej profesjonalnej obudowie. Mierda! Nie do odratowania moim zdaniem.....i tak był wyjątkowo słaby, Sealife umarł.

Od kilku dni bardziej pada niż wieje, co sprawiło ,że okoliczny swamp namnożył żab. W moim pokoju wieczorem słyszę niezły żabi koncert. Inaczej kumkają, bardziej jak ptaki. Ale ogólnie jak na filmach o Vietnami, odgłosów nocy jest sporo. Zbliża się też pełnia, to dobry czas na gapienie się w morze.

Chcąc nie chcąc jestem dyżurną kucharką. Pablo nawet w proporcjach zielonej herbaty zawodzi. Kompletnie nic nie umie zrobić do jedzenia, rewanżuje się w zmywaniu. Powolne pienienie, spłukiwanie, odstawienie. Jak większość facetów, co w kuchni nie obcują, robi to za długo i za dokładnie.
Stałam się też ekspertem w obróbce mięsa mielonego, które tutaj wyborne, czysto wołowe. Monche jada z nami wieczorami, więc gotuję zawsze dla naszej trójki. Sznycel z cebulą jest daniem kultowym, Pablo dał mu 10 i robiliśmy go pod rząd. Wczoraj też Pablo spisał warianty obiadowe, żeby było łatwiej ustalać co gotujemy. Pablo jest zodiakalna panną, lubi porządeczek. Pedancik troszkę. Czasami w środku nocy zaczyna myć lodówkę,zamiatać lub obsesyjnie długo zmywać po kolacji. Monche z koleji jest na wskroś praktyczny i kumaty w kuchni, gotuje wybornie, uczy jak połączyć te kilka rzeczy na krzyż i wszystko zawsze dobrze smakuje.

Powoli na drzewie dojrzewają papaje, dzisiaj zjedliśmy pierwszą....ale pyszna!!!!

niedziela, 17 października 2010

imieniny po karaibsku


Flor de Caña i Mohito , hiszpańska tortilla....
dam znać jutro jak to się trawi .

Sisi na to jakoś dziwnie patrzył...

sobota, 16 października 2010

nuda

miesiąc październik generalnie miesiącem nudy.
jak jest podoba nie ma ludzi, jak są ludzie warunki nie do nurkowania. I tak na zmianę.
popo idziemy z Rodrigo, szalonym naukowcem z Kolumbii, pod wodę, wypróbować nowy wynalazek pomiarowy.

piątek, 15 października 2010

rodrigo i Educating People for a Local Monitoring Program of the Cana Coral Reef Ecosystem at the Corn Island


dzisiaj wskoczylismy pod wode z Rodrigo, w ramach projektu monitorowania rafy. Pojechalismy taxi na druga strtone wyspy, padal deszcz ale woda spokojna. Zdjecia slabe na maksa wyszly, bo widocznosc zla, ale dobrze bylo sie zanurzyc znowu.
całe nurkowanie towarzyszyła nam ciekawska remora....szkoda, że bez swego największego przyjaciela, rekina.

czwartek, 14 października 2010

dcs cdn

Nie popłynęli, czekają. Czekają bo pobyt w komorze to droga sprawa.
Decyzja w zawieszeniu.
Pogoda na morzu nie pomaga.....

środa, 13 października 2010

przypadek DCS


pechowy 13, nie dla mnie, ale bardzo pechowy. Rano przyszedł do nas jeden z kapitanów łódki, przyszedł do mnie zapytać o radę. Jego brat po drugim nurkowaniu, w poszukiwaniu homarów nie muszę dodawać, wynurzył się nieco chory. Zwrócił treść żołądkową i narzekał, że źle się czuje. Zadałam kilka kluczowych pytań, nie potrafił nawet odpowiedzieć jak głębokie było nurkowanie...włosy stają dęba. Dodatkowo wsadzili go do ciepłej wody, czyli najgorsze co mogli zrobić. My w takiej sytuacji jesteśmy bezsilni. Najbliższa komora dekompresyjna na lądzie, 10 godzin drogi. jedyne co mogłam doradzić to tlen w szpitalu, nie posłuchali jednak.
Strasznie to smutne.......obudziło we mnie na nowo potrzebę doedukowania tych wszystkich co nurkują bez wiedzy. poczytałam o dekompresji podwodnej, metoda ryzykowna ale jedyna jak nie ma komory. Nie podjęłabym się jednak, za ryzykowne dla mnie bez odpowiedniego zaplecza i przygotowania technicznego. Poczułam, że muszę wyszkolić się w tym kierunku, choćby teoretycznie. 6 godzin pod wodą aby uratować człowieka......nie byłam na to przygotowana.

Qrcze, i nie był to książkowy przypadek DCSa. Facet czuł się słabo, dokuczał mu żołądek a potem bolały go nogi,.....nie było typowego bólu mięśni i stawów, plam na skórze i mrowienia.....był odrazu atak na system nerwowy, czyli najgorsza z postaci choroby. Szybkie objawy, od razu po wypłynięciu i czekanie gdzie rozmieszczą się pęcherzyki azotu.

Wieczorem, Chema zaproponował Pablo pomoc przy rekompresji w wodzie, którą chciał wykonać za zgodą rodziny jak tylko słońce wzejdzie. Włosy stanęły mi dęba. Plan rekompresji po 20 godzinach po wypadku, bez odpowiedniego sprzętu jak maska dla pół przytomnego nurka i przygotowania.... Średniowieczna metoda wkładania do pieca na 3 Zdrowaśki nie wiele się różni.
Zadałam proste pytanie co Pablo zrobi jak koleś mu umrze pod wodą i wynurzy się na powierzchnię z trupem?

Poszliśmy do szpitala, porozmawiać z lekarzem, sprawdzić stan zdrowia. Szpital prowizoryczny, zardzewiały automat tlenowy, z tlenem pacjenta. Lekarz nie miał bladego pojęcia o pomocy w przypadkach dcs.
Jasno wyraziłam rodzinie opinię, że dekompresja w wodzie teraz nie ma żadnego sensu. Że czysty tlen podawany do czasu przewiezienia do komory jest lepszy niż próba rekompresji w wodzie. Zadzwoniliśmy do lekarza w Punta Cabeza, pracującego w komorze hiperbarycznej. odradził powrót do wody. Ufffff.....posłuchali.
Pomogliśmy im podjąć decyzje o przewiezieniu na ląd.
Chcieli płynąć łódką, 10 godzin w nocy, w deszczu i burzy. Nie wiadomo co gorsze.....

wtorek, 12 października 2010

back to 80's




Pablo wystąpił w kostiumie 80's, w połowie jednak rozebrał się, bo rozmiar cisnął w kroku. Skafander prezentuje się jak trzeba, na lądzie i pod wodą. Róż nie traci na wartości.

Nasz student zadawał nam wczoraj dużo pytań o życie...A zatem odpowiadam....nurkujemy dla pieniędzy, dla zabawy, z nudów, dla zabicia czasu, dla ryb i rafy, dla zdrowia psychicznego....to fitness i joga i wiele innych.

niedziela, 10 października 2010

powrót pod wodę


I mimo fal i wiatru, pożyczyliśmy mocniejsza łódkę i poszliśmy w morze. Ale frajda. Łódka skakała hop hop. Klienci doświadczeni więc podwójna frajda.
Po przeszło tygodniu bez nurania krew zaczęła krążyć na świeżo.
Teraz szykuję się na drugi skok.
Nie było drugiego, klienci się porzygali. Pablo prawie też, po wczorajszych harcach w regge paradiso rejs na wyboistej łódce nie był przyjemnością.
NO to czekamy na następną okazję wyskoczenia pod wodę.
Dzisiejszy zachód słońca urzekający, dzięki wiatrowi nie ma kiczu w odbiorze.

sobota, 9 października 2010

el tiempo libre


nic się nie dzieje. wiar 50 km na godzinę, turystów nie widać.
A zatem każdy z nas jest po trochu kaowcem...
Każdy ma wolne. Odkrywamy wyspę. Pieszo, na rowerach, teraz mamy motorek z przyczepką.

I tak zapowiada się na jakiś czas w przód. Prognozy są stałe, wieje i będzie wiać. W najgorszym razie do końca listopada.
jak mówię legendy wyspa jest pełna skarbów. Zaczęliśmy grubo, od magicznego wierzchołka potężnej bryły, która wpisana jest w kulę, kulę ziemską. Teoria szarlatańska, el alma de mundo. Chema, nasz zwierzchnik, jako pół May maczał palce w ceremoniach otwarcia i trudach powstania bryły, co ma kształt piramidki. Chcieliśmy poczuć wibrację i energię miejsca. NIe wiem czy się udało, inne rzeczy nas rozproszyły.
Po piramidzie zachód słońca na Wzgórzu Królewskim, pięknie ktoś tam sobie domek ulokował, nie do końca wykończony i zamieszkany ale widok z okna urywa głowę. Zdjęcie z okna, w tle Pablo i palma, która z niego wyrasta.
Byliśmy rowerami, bardzo gramatyczna forma językowa, ale niech zostanie. Górka nie za wysoka, ale w drodze powrotnej paliłam hamulce w wypieszczonym rowerze MOnchesty. Qrde, bałam się, ciemności i góry, prędkości, ewentualności pogruchania kości. Nic się nie stło, Pablo zjechał na pełnym gazie. Po raz kolejny udowodniłam sobie przerośnięty lęk przed stromiznami i prędkością, czy to rower, czy rolki, czy narty. Jedynym bezpiecznym miejscem jest dla mnie samochód, prędkość dodaje skrzydeł.
Było już o wyznaniach, o wspólnej składce na alkohol i o tym, dlaczego każdy tutaj sam. Dobre doświadczenie, ciekawam efektu. Mam wrażenie, że wszystkich nas zastanie tu zima i będziemy odkrywać ciemne strony naszych umysłów. Najciemniejszy chyba Pablo, albo najmłodszy i dlatego inny. Ja i Monche to stare konie. Nauczyliśmy się już więcej.

Dzisiaj intensywna lekcja hiszpańskiego. Cały dzień tłumaczyłam chłopakom zasady DSD ( to entry level do diving). Było i Śmiesznie i rozbrajająco. Mamy wewnętrzne ustalenia Pablo chce umieć polski w zakresie wytłumaczenia co to jest DSD i jak przeprowdzić pierwsze nurkowanie a ja w zamian to samo po hiszpańsku. dzisiaj była moja kolej....hehehe. pito i speach. pero bueno!

środa, 6 października 2010

moja wyspa

pojedyncze strzały z wyspy....
wraz ze sklepem Shanel, bez plagiatu.





niedziela, 3 października 2010

coco loco

Oj, niedziela na pełnym relaxie. Bo po wczorajszym świętowaniu pierwszego dnia pod wodą Monchesty nie ma siły na nic więcej.
Głowa boli, upał dokucza, wiatr wieje za wolno.
Coco loco to nasz ulubiony napój, czyli świeża woda z kokosa i biały rum. Tutaj coco loco, w Europie Bacardi.

sobota, 2 października 2010

texas holdem


Po 3 tygodniach stwierdziliśmy, że nasza trójka potrzebuje czegoś więcej wieczorami. Będziemy grali w karty. W pokera. Texas holdem.
Pablo wyciął z kolorowego papieru żetony, wytłumaczył zakłady i strategię.
Bez pieniędzy nie ma adrenaliny, heheheh. Wesoło było pierwszego wieczora.
Dzisiaj z Monche zrobiliśmy pierwsze zanurzenie...confined 1 i 2 i open water 1. Torpeda.

Rano Sisi, morderca, kosztował szczura w kuchni. JODER! Ale widok. Pablo usunął połowę, na którą Sisi już nie miał ochoty lub miejsca. Wstrętny widok.


.

piątek, 1 października 2010

już październik


Robimy kurs po japońsku. Tzn. z Japonką. Advanced.
Wczoraj bateria w GPS padła i nurkowaliśmy na czuja, czyli na trawie i piachu, heheheh. Tym samym odkryliśmy miejsce nurkowe o nazwie joder mierda. Ale drugi nurek na wraku, 65 minut wielkiego relaksu. Dzisiaj płyniemy szukać głębszych miejsc.
3 nurki, pięknie było.

w naszym domu co wieczór toczy się walka o życie. Czasami gekony spadają na stół....