wtorek, 30 listopada 2010

czas leci bez komputera inaczej....wykradam minuty szefowi tylko.

wszystko cacy....czekamy na uderzenie szczytu sezonu

sciskam mocno wszytskich co napisali, poglaskali po glowie po perturbacjach.

sobota, 27 listopada 2010

qrde, pogoda do bani...gramy w domino jak dzieci na koloni.

SPoro rezerwacji na grudzien ale poki co nuda przez wielkie N.

Doszla paczka nr 2.......kawa smakuje jak trzeba, powilao luksusem. Dziekuje bardzo. Mam teraz zapas tamponow do samego klimakterium.....wiecej nie przysylajcie.

czwartek, 25 listopada 2010

noni

sciagamy wlasnie odcinek callajeros....hehehe

na dworze kiepska pogoda od kilku dni, pada......jak w listopadzie w Polsce chyba, tylko cieplej, duzo cieplej. Temperatura nie spadla do 0.

pablo przelamal zime, rum pomogl, porozumielismy sie, nieporozumienia zniknely. zrobilo sie cieplo i domowo, jak kiedys.

dzisiaj nastawilam sok z noni, smierdzi w calym domu krojonymi owocami, zapach dojrzalych noni najblizszy jest rzygowinom. uuuu......w styczniu wracam do picia soku.

wtorek, 23 listopada 2010

dzisiaj na obiad beda buraczki.....pan mial na wozku do sprzedania. Rarytas.

Pogoda ostatnio deszczowa i wietrzna, duzo turystow na wyspie, ale malo pracy dla nas. Nurkujemy, ale czasem w nieco niekomfortowch deszczowo burzowych warunkach.

Wczoraj wyemitowali w Hiszpani program o naszej wyspie, z naszym udzialem. Ciekawe jak to wszystko posklejali. Moze uda sie kiedys ogladnac. Odcinek z cyklu Callajeros viajeros.

poniedziałek, 22 listopada 2010

na Corn Island koniec roku szkolengo nastal, dzieciaki maja 2 miesiace wakacji. Dla nas ulga, bo mieszkamy na przeciwko szkoly, cisza i spokoj bedzie.

Na wystawach tez pojawily sie plastikowe choinki w roznych kolorach, swiatelka i blyskotki. Oszolomy strzelaja juz petardy. Powoli wiec mamy sie ku koncowi z 2010.

Z Pablo oziebienie stosunkow. Duzo czytam teraz, oswajam sie po 20 latach z gitara, cwicze i ucze sie pilniej jeszze tego trudnego jezyka. Czyli nowe. Ufff.

sobota, 20 listopada 2010

idzie slonce. zjadlam kisiel cytrynowy, poczulam sie na chwilke jak w domu.
smutki odchodza...

piątek, 19 listopada 2010

czarna historia

Tradycyjnie sa 2 wiadomosci.....dobra i zla.
Dobra, doszla paczka od mamy. Zla, zabrali carne de res, dolaczyli protokol zniszczenia jedzenia bez sanitarnych papierow...zostawili przynajmniej 4 batoniki, ktore smakowaly jak na reklamie Milki, niebo w gebie.
Druga wiadomosc, hmmm....tez zla rcze, wlamali nam sie do domu. Pokradi co mogli. Stracilam wszystkie swoje elektroniczne zabawki, ktorych teraz potwornie mi brak i zal sciska czemu tak. Nie ma laptopa, nie ma aparatu, nie ma muzyki z mp3, i nie ma pieniedzy odkladanych na wakacje w Guatemalii. Nastalo nowe zycie, w ciszy.
Uffff...zdalam sobie sprawe, jak bardzo uzaleniona bylam od klikania w klawisze....jak ich brak.
Wyciagnelam z polki zakurzona ksiazke o pozytywnej flozofii zyciowej. Dobrze, ze byla pod reka...

A zatem teraz spotkania online bede rzadkie....
Uffff...wiele emocji, ale smutek materialny o nie zaloba po bliskiej osobie. Da sie zniesc!

wtorek, 16 listopada 2010

Dzień prawie wolny, wolny od wody, ale i tak trzeba było otworzyć drzwi o 9 i udawać, że centrum otwarte. Wczoraj świętowaliśmy zakończenie kursu Diego. Szef przyrządził wielką michę pysznych krewetek. Palce lizać. Było ich do oporu.

Dzisiaj smutna prawda, bateria w aparacie umarła. Może ładowarka, ale raczej to wina baterii. Nie ładuje, nie działa, nie będzie więcej fotek na blogu. Teraz Nikon jak kłoda u nogi. Tylko same zmartwienia. Szanse, że poczta dojdzie się zmniejszają.....6 tygodni drogi bez celu paczki od rodziców, ponad 2 tygodnie od Roksanki. Troszkę opuścił mnie optymizm, że coś z tego będzie. Ale kto wie.....nadzieję jeszcze nie wygasły.

poniedziałek, 15 listopada 2010

w wodzie

pogoda się nawróciła....kursy, nurki, bakanal.
Mamy ciekawych gości z Madrytu, muszę już tylko po hiszpańsku.....ufff, czasami przychodzi moment załamania. Mózg wciąż liczy po polsku.

sobota, 13 listopada 2010

cztery pory roku

Ostatnie dni na Karaibach zaskakują turystów. Jak to, że pada!
Wiatr się znowu poderwał, wczoraj jeszcze wycisneliśmy 2 ostatnie nurki, ale dzisiaj pas.
Poza tym wczoraj ruszyliśmy się na piatkową imprezę w Reggee Palace, tłumnie było, potańczylismy trochę, ale więcej było gapienia się. Jak te czarne ciała się ruszają, właściwie to był to swoisty popis kto lepiej kręci biodrami. Pobito wszelkie rekordy mojej skali. Ufff, aż parno i gorąco się robiło. Zabraliśmy nurka Szwajcara ze sobą, trochę sztywny, ale za to przyjechał z butelką dobrego rumu.

Pod wodą znalazłam mój mały ołtarzyk z dredzikiem i muszelkami. Dredzik wygląda jak rafa koralowa, dobrze mu tam. Ciekawe czy urośnie.
Dzisiaj słonecznie ale wietrznie, za wietrznie na łódkę. Czekamy.

Zrobiłam 3 gołąbki, były najlepsze. Chyba chodzi o wprawę, jak w pierogach. Hehehe....

czwartek, 11 listopada 2010

inwestycja


Po dwóch miesiącach życia obok postanowiliśmy z Pablo kupić wielki rodzinny karaibski hamak i żyć razem. Inwestycja nie wymagała kredytu a cieszy jak dizajnerska kanapa.

Na wyspę trafił miód. Hurra....przełom kulinarny.
Dostałam też 2 paczki tamponów od bliźniaczek nurkowych.
Są winogrona i jabłka........można dostać zawrotu głowy od nadmiaru.

Na foto największy ze sklepów.....gdzie hamak kupiliśmy.

wtorek, 9 listopada 2010


po szóstym odcinku Dextera ten obrazek ma kilka znaczeń....

znaki umowne


Na wyspie wszyscy się zmówili i komunikują się za pomocą gestu. 3 palce znaczą cuenta, ok, jak się masz i takie tam. Nie trzeba nic mówić, pozdrawiają się wszyscy (faceci), taxi drajwerzy, przechodnie, marynarze. Nie trzeba odwracać głowy, wystarczy wysunąć łapę.
Przechwyciliśmy znak.
Dodatkowo można krzyknąć YO! albo CUENTA!
hehehe

niedziela, 7 listopada 2010


słońce i deszcz. po prostu pięknie.
łódki chwilowo nie kursują, 2 wyspy odcięte nieco od dostaw świeżych warzyw. paczka z domu to pewnie też się opóźni trochę więcej.

od jutra ma być więcej dla turystów, więcej słońca znaczy się.

sobota, 6 listopada 2010

7 w skali Beauforta


Huuu huuu, ale wycieczka. Wiatr silny ale szef zadecydował, że na nurki się nada. Wzięliśmy bardziej doświadczonego kapitana. 2 nurków, jeden w miarę obeznany, drugi chciał open water dive 1.....hehehe, wspaniały dzień na rozpoczęcie przygody nurkowej. Ledwie łódka ruszyła chłopiec zrobił się zielony, wzięło go na wymioty.
Pod wodą silny prądzik, woda robiła z nami co chciała, Pablo zgubił swojego nurka, nurek zgubił swój pas balastowy, w łódce zepsuł się silnik, ale po 0 minutach na szalejących falach udało się uruchomić Jamaszkę i wrócić na ląd. Na lądzie ciepła zupka jarzynowa i chyba rum wieczorem.
Wesoło było, 7 w skali Beauforta.

piątek, 5 listopada 2010

klimat wyspiarski


Sisi relaksuje się jak przystało na rodowitego islandersa.
Takiej pozycji u kota jeszcze nie widziałam.

Na wyspie znowu zawiało, dzień bez nurka. Ale po wczorajszym intensywnym snurkowaniu i 2 godzinnym spacerze moje mięśnie nie protestują przed relaksem. Czuć wzmożony ruch.

Zaczynamy oglądać Dextera, polecanego przez Piotrka i Justynę, na stronie gdzie filmy online.

czwartek, 4 listopada 2010

wolność dla żółwia


Pudine, nasza kuchareczka urocza, przyniosła żółwia z pobliskich bagienek namorzynowych. Taki nie duży, zielony i wystraszony na maksa. Najpierw trzymała go w baniaku z wodą bez jedzenia, potem w pudle z jedzeniem bez wody i tak na zmianę kilka dni. Patrzyłam na to, ale wczorajszego wieczora pod osłoną nocy i deszczu wyzwoliłam biedaka. Mam nadzieję, że nie wpakował się w większe tarapaty i nie jest zupą. Dzisiaj Pudine przyjęła dzielnie wiadomość, że ktoś w nocy ukradł żółwia. Uffff......wystarczająco bolesnym widokiem jest uwięziona małpa kilka domów dalej. Trzymają ja na smyczy w budce w ogródku. Smutna potwornie, siedzi zgarbiona, z taką przeludzką miną, że serce się rozdziera. Ale jak jej pomóc nie wiem, rodzina co ją więzi zagoniłaby nas z maczetami na śmierć. Wszyscy wyglądają podejrzanie.

środa, 3 listopada 2010

2 nurki do południa, kotlet mielony na obiad firmowy i koniec pracy na dziś.
O 15 jesteśmy oficjalnie zamknięci.

Planujemy z Pabo zorganizować szalony wieczór sylwestrowy na Long Beach, a zatem dziś popo jedziemy sprawdzać warunki lokalowe i powoli ugadywać się z właścicielem baru. Ma być w stylu GRingos.

wtorek, 2 listopada 2010

sen

Miałam zabawny sen. Po tym jak zmuszona zostałam do kupienia jedynego dostępnego mydła PROTEX antibacterial śniłam o wyborach w drogerii. Szukałam balsamów, peelingów, przebierałam w konsystencjach i zapachach. Obudziłam się w wielkim uśmiechem... Jakie to urocze. Mózg marzy.... hehehe, a tymczasem wracam do mojego jedynego pachnidła na wyspie jakim jest sypki puder o zapachu wiesiołka, który pozostawiła po sobie Roksana. Mam jeszcze wieloletni flakon klasycznej Chanel 5, wyjątkowo nieprzydatny w tropikach. Powoli kończy się wszystko. Będzie lżej wracać.

Pod wpływem sky skanera, który wyświetla tanie połączenia lotnicze na całym świecie opracowałam ewentualną drogę ewakuacyjną. Z Meksyku bardzo tanio można polecieć do Kanady, z Kanady niewiarygodnie tanio na Kubę. Na Kubie może uda się nurkować, rafy są piękne , trudniej jednak o pracę dla zagraniczniaków. Ale warto spróbować.
W Montrealu u Karin i Valeri mogłabym się zatrzymać na kilka tygodni. Popracować w barze, odpocząć od odludzia, potem wrócić na szlak. Gdzie dalej jeszcze nie wiem. Na przyszłe święta do domu.
Plany, szczególnie moje, specjalnie stabilne nie są, ale zarys powstał. I chyba skorzystam z szansy na odwiedzenie dziewczyn w Montrealu. Bezwizowy ruch dla Polaków i nie wymagalność biletu powrotnego zachęca dodatkowo.

poniedziałek, 1 listopada 2010

uffff, padam z nóg. idę spać jednak, nie będzie pisania.
Skończyłam kurs, sympatycznie z niewielkimi kłopotami, dobrzy nurkowie.