poniedziałek, 29 lipca 2019

refleksja urodzinowa

I tak obieglam Słońce 43 razy.  ostatnie obroty wydaja sie jakby szybsze. lata znikają. jeszcze nie odkrylam gdzie....

Zrobilam male przyjecie urodzinowe, lista gosci ograniczona, pewnie czesc niezaproszonych obrazila sie ale zawsze to trudny wybor. Wbor mial bowiem dwa limity, ograniczona ilosc miejsca w ogrodzie, krzesel its... oraz ile trzeba ugotowac dla wielkiej rodziny.... porwalam sie na zrobienie ruskich wiec szybko musialam przeliczyc 10 sztuk na glowe, wyszlo 12-15 osob maksymalnie. ostatecznie pojawilo sie 12, jedzenia starczylo dla Wszystkich.

Menu bylo prawie klasyczne polskie, nie bylo salatki jarzynowej i paluszków. Ponieważ w Meksyku nie można zakupic pieruszki i selera w korzeniu zrezygnowałam z sałatki. Zostało mi jednak kilka śledzi wiejskich wiec wszkoczyly do salatki po żydowsku. Potem aby nie bylo tak mdło zorbiłam pieczeń rzymską z pieczarkami (całkiem to dobre wyszło, pierwszy raz wykonałam z przepisu Winiary). koleżanka Joanna zrobiła paczki z lukrem i dżemem truskawkowym. No a dniem głównym były ruskie, koło 120 zrobiliśmy......



Tavo pomagał wyrobic ciasto, wałek nie wytrzymał, bo zrobiliśmy ciato z 1 kg maki na raz. Ciężka praca w pocie czoła. Wentylator wysuszał ciasto i tak w kółko ugniataliśmy to na zmianę.  Nie było łatwo, a sobota wyjatkowo upalna była, nie wspominając o pieczeni rzymskiej w piekarniku tuz obok.

Farszu proporcje wymknęły się spod kontroli i zrobiłam go na 300 a może nawet 500 pierogów. Czeka w zamrażalce..... ale Tavo przrazony, że jeszcze kiedys będzie trzeba walkować to ciasto znowu.

Pierogi jednak wyszły wyborne, chociaz farsz był dziwny.... ziemniaki ugotowały sie jakoś wodniście jak puree, sery 2 zakupilam i chyba wiem, który jest lepszy na przyszłość. Cebulka zezłociła się normalnie.

Po przyjęciu zostało nam 10 pierogów, które na spokojnie zjedliśmy nastepnego dnia.  Smakowe.






niedziela, 28 lipca 2019



tuz przed zachodem Slonca magicznie sie robi w rezerwacie  Otoch Ma'ax Yetel Kooh

czwartek, 18 lipca 2019

Adios Tijuana

Jeszcze sie Wam nie chwalilam, ze kociak zniknal. Klasyka, wyszedl i nie wrocil. Pewnie ukradli bo byl taki slodki. Nic, to. Mamy wciaz na stanie Lemmiego, Sunie i Rango. To pewnie znowu sprawka Lemmiego, wyprowadzil go z domu i prysnal.

Ostatnie dni podzielilam na 3 aktywnosci, jakinie suche, mapowanie jaskini podwodnej i nurkowania naukowe dla Uniwersytetu NortWest z Chicago. Mapa idzie jak krew z nosa ale licze, ze niebawem uparam sie z koszmarnym bledem, ktory mi wszystko kielbasi i posune sie do przodu w rysowaniu.
Poki co siedze w cyferkach i liniach prostych.

W biznesie bardzo spokojnie ale za to zima tzn. od polowy pazdziernika zapowiada sie mocno intensywnie. Cieszy mnie fakt, ze sa nurkowie zarowno rekreacyjni i techniczni. Poki co kursantow nie wielu w grafiku ale za to w styczniu mam grupe 27 osob nurkujacych, 6 jaskiniowcow i 21 cavernowych. Musze zaczac kupowac wieszaki.....

Mysle tez jak to zrobic aby na czas wyrobic nowy paszport ale chyba sie nie da i musze go wyrobic w Meksyku. Wszystko za sprawa Marcina, ktory postanowil sie ozenic. Na tej uroczystosci musze byc. A ona wypada jakos na lub po wakacjach 2020. A paszport wazny do maja....
Meksyk stosuje oplate 129 USD za paszport co w porownaniu do polskiego 140 zl wydaje sie drogie, no i trzeba sie 2 razy wybrac do Mexico City. Ale chyba nie mam wyjscia.




niedziela, 14 lipca 2019



po dosyc dlugiej przerwie wrocil do nas Jim i mamy szanse na dokonczenie mapy Dos Tigres.
Lipiec jest goracy, trudny to miejsac na wloczenie sie po lesie ale na szczescie w jaskiniach czesto panuje przyjemny powiew swiezego powietrza, no i oczywiscie chlodna woda po ktorej brodzimy po pas.



sobota, 6 lipca 2019

Cuyo



male wczasy w Cuyo. wspaniale miejsce, jeszcze nie zdeptane. warto sie wybrac zanim przybeda milosnicy pieknych plaz, hoteli, basenow.....
wspolnie z kilkoma przyjaciolmi wynajelismy maly boski bungalow, w ktorym bylo wszystko co potrzebne aby przezyc nie ziemski upal.

poczatki byly trudne gdyz Oktawio zaparkowal odrobine za blisko plazy i zakopalismy sie po uszy w miekkich piaskach El Cuyo. Nie udalo sie wydostac az do nastepnego dnia, gdzie z pomoca przyszli nam budowlancy i ich wielki woz....ktory tez sie na chwile zakopal, nie mniej jednak znalazl sie sposob na to aby uratowac 2 auta.
pierwsza noc spedzilismy pod namiotem rozbitym miedzy autem i morzem. wiatr byl porywisty ale przyjemnie sie spalo. duzo piasku.

drugi dzien juz na luksusie. swieza ryba na stole, turkusowa woda, bezludna plaza i wolno szwedajace sie psy. Slonce w zenicie, z uwagi na pobliskie kopalnie soli, pali wyjatkowo mocno.
pojezdzilismy troche po okolicy, pogapic sie na flamingi i zolwie w szale kopulacji.
spokoj, cisza, idyllyczne wakacje.