sobota, 30 czerwca 2012

gleboka specjalizacja

Rozpoczelam dzisiaj kurs DEEP DIVER z Peterem urodzonym w 1949. Dobry nurek ale wciaz mozna nawet i takiego nauczyc sporo. Ale to nie najwazniejsze...
Jest to zlecenie od samego Billa Philipsa, ktory bez dwoch zdan jest guru Tulum w sprawach nurkowania jaskiniowego. Jako nieliczny instruktor tutaj mogacy uczyc tej speclializacji w systemie PADI dostalam zlecenie. Hurra.
Dzisiaj 2 nurasy w cenocie Angelita, jutro morze i magiczny THE PIT!

czwartek, 28 czerwca 2012

co w lesie piszczy

nie ma zmiluj sie, wracamy dzisiaj po butle.....I stalo sie, chcialam rzucic kamieniem w gniazdo os. I nie trafilam, za to one tak. Alć!
Bolalo przez chwilunie, dranie mi sie tez wplataly we wlosy co zajelo mi troche. W sumie dwa trafienia w szyje i cos pod wlosami. Bylismy juz w polowie drogi powrotnej, bacznei obserwowalam czy nie puchna mi wargi i szyja, ale nie. Nie ma reakcji.
Ale jak juz doszlismy do auta i jak juz dojechalismy do Xibalby zrzucic puste butle to wiedzialam, ze cos jest nie tak. pojawila sie wysypka, ale jaka! Wszystko swedzialo jak diabli, powieki, oczy, srodek ucha i cala skora. Z minuty na minute pokrywalam sie bablami, a skora plonela. prysznic nie za wiele pomogl, Jeff pobiegl bo jakis odczarywacz do apteki.....uff, a ja drapalam sie jak zapchlony zwierzak. Ojeje, ale to swiad. Tabletka zaczela powoli dzialac, usnelam po zmaganiu sie z silnym odruchem zrzucenia skory natychmiast.
Ufff, zeszlo, godzina drzemki pomogla....ale teraz juz wiem, ze taka tableteczke to bede miala przy sobie blizej zawsze w lesie....
a jednak to nie kleszcze sa najwieksza zmora lasu.

środa, 27 czerwca 2012

nurkowanie przez duze N

i udalismy sie do gestego lasu, tym razem juz ze sprzetem (mniej wazy niez butle) i wplynelismy do pieczary. Luna Azul o tej porze roku nie jest krystalicznie blekitna a bardziej w kolorze mocnej esencji herbaty, pokryta gestym kozuchem osadow. Przez pierwsze kilka metrow nie widac nic, ale potem za to otwiera sie tak szeroko, ze swiatlo nie ma sie od czego odbic. Po jakis 15 minutach zrobilo sie jednak super ciasno i widzac trzepoczacego w miejscu Jeffa pomyslalam, ze chyba sie tam nie zmieszcze. Z sufitu po ktorym szorowalismy sypal sie pyl, trzymalam sie poreczowki, bo wiadomo ze najgorsza rzecza dla nurka jaskiniowego to zgubic poreczowke w zero widocznosci, i parlam do przodu przez chmure pylu. Kask mi sie odpial, kabel od latarki zaczepil o skale wiszaca nieporecznie z sufitu, wciagnelam nawet brzuch ale i tak zablokowalam sie nieco. W koncu wypielam jedna butle, Jeff ja odebral i juz z parka poszlo mi lepiej. A potem juz bylo duzo miejsca.....
Natknelismy sie na kosci niby leniwca ale wciaz nie wiemy, byly tez porozrzucane niedopalki drewna, to niesamowite, ze miliony lat temu w tej jaskini mieszkali ludzie.....i palili sobie ognicho i my teraz to ogladamy w super sprzecie nurkujac jak ptaki w powietrzu. Jaskinia byla jak dom, ta wlasnie, idealnie pasowala, przestrzenna, zadnych szarpanych scian, wszystko gladkie, klepisko, qrcze...tylko chlopa z maczuga brakowalo i obrazkow na scianach.
W drodze powrotnej to co wydawalo sie ciasne bylo juz szersze, a 23 minuty dekompresji dluzyly sie i kiedy tylko patrzylam na zegarek widzialam, ze czas sie nie posuwa. Przestalam sie wiec na niego gapic tak czesto.

W sumie razem udalo nam sie dolozyc kolo 100 m nowej poreczowki, ale droga zawinela sie w ksztalt podkowy i Jeff nie byl zadowolony z tego odkrycia. On juz to wiedzial w jaskini, ja musialam wprowadzic dane na mape 3d ab zobaczyc jaka droge wykonalismy. Wciaz szukamy korytarzy na polnocny-wschod, to one moga polaczyc Luna Azul z innym systemem.
A teraz trzeba wrocic do lasu i przyniesc spowrotem te 6 butli, teraz juz ciezej o motywacje, chociaz praktyka czyni cuda.

Nagralam dzisiaj tez filmik z naszej drogi przez dzungle, moze uda mi sie w przyszlosci cos posklejac i bedzie taki klip alla Spielberg. Poki co ubawilismy sie tym co jest, bo Jeffa zaatakowaly osy i przeklinal je strasznie. Przykro mi bylo, ale cieszylam sie tez, ze to nie ja, bo wtedy moze juz by mi sie cala ta wyprawa tak nie podobala. Osy bola bardziej niz komary!

wtorek, 26 czerwca 2012

Mario Vargas Llosa i jego historia Peruwianczyka

w tak zwanym miedzyczasie ukonczylam wielkie romansidlo Mario Vargasa Llosy zatytulowane Szelmostwa niegrzecznej dziewczynki. Dostalam ja w prezencie od Kaski, co wpadla tu z Hiszpani na chwilke, w podziece podarowalam jej Drwala (troszke zal mi bylo, ale chyba nie czytalabym go drugi raz, poza tym ksiazki powinny krazyc).
Historia milosci do wciagniecia w kilka deszczowych wieczorow. Kobieta potwor i zakochany po uszy w niej czlowiek. Polecam tym, ktorym nie uklada sie w zwiazku z mini powodow, jak i tym, ktorzy mysla, ze sa nieszczesliwi w pozyciu. Sa wieksze tragedie..... Teraz juz chyba siegne po Dumasa! Ale kto go tu podrzuci.....

poniedziałek, 25 czerwca 2012

burza w dzungli




ufff, ale dzien. okazalo sie, ze ani nie jestem taka silna ani w formie.
wczoraj jeff zagail czy moze nie chcialabym zanurkowac w LUNA AZUL. Co za pytanie! Kto by nie chcial. Bylam tam kilka razy z Jeffem, butle mu pomagac nosic i czekalam grzecznie na brzegu z psem i patrzylam na wejscie do pieknej bardzo jaskini . Ale teraz, kiedy juz weszlam do kolejnego etapu wtajemniczenia, to chyba bylby odpowiednik levelu 3, moge myslec o nurkowiskach gleboko ukrytych w dzungli, ktore odkrywa jeff albo robie.
Luna Azul to miejse gdzie znajduja sie kosci leniwca z epoki lodowcowej a jaskinia wciaz jeszcze w fazie eksploracji, czeka na przylaczenie do jakiegos wiekszego systemu jaskin. Najprawdopodobniej najblizej bedzie do Sac Aktun. nurkowaly w niej tylko 2 osoby dotychczas ale ma jeszcze mnostwo korytarzy do ogarniecia.

No wiec wstalismy rano aby zataszczyc dzisiaj 6 butli na nurkowanie, ktore wykonamy nastepnego dni. Dlaczego tak na raty juz wyjasniam. Zgodnie ze sztuka nurkowa wysyilek fizyczny nie jest wskazany przed i po nurkowaniu, szczegolnie glebokim z dekompresja. Aby wiec nie narazac sie na zlapanie dcs'a (choroby dekompresyjnej) trzeba sobie takie nurkowanie z noszeniem butli rozlozyc w czasie. Postanowilam, wrecz uparlam sie, ze w dobrym plecaku 2 butle zaniose na raz. To jakies 1,5 km przez dzungle, a to nie droga w lesie....chaszcze, gestwina, ktora trzeba przerzedzac macheta, placzace sie liany i klujace rosliny, ktorych nazwy chyba Jeff wymysla, bo niby skad je wszystkie zna. Odcinek, generalnie zaden dlugi, jest tym trudniejszy do pokonania w tych warunkach, bo jest estra parno, goraca i atakuja osy, komary i mrowki (a te to gryza), a aby tego malo to jeszcze dzisiaj nadepnelam na weza koralowego. Jeff mowil, ze bardzo jadowity......chyba zartowal, bo raz jeszcze skad niby zna sie na wszystkim co tu zyje i rosnie. cwaniaczek bo nie nadepnal. ale nic mi nie zrobil, moje buciory miazdza wszystko, a na samym koncu nawet siebie zmiazdzyly.
Musze przyznac, ze zatachani 2 butli ociera sie o granice mojej wytrzymalosci, to chyba ten wiek. ale wytrzymalam. potem musialam sobie zrobic 3 godzinna przerwe. wrocilismy do domu, gdzie po solidnej misce jedzenia i 1,5 godzinnej drzemce odzyskalam sily i wrocilismy zaniesc kolejne 2 butle, tym razem juz po jednej kazdy. to juz nie bylo trudne, ale wyruszylismy poznym popo i zaczelo sie na horyzoncie chmurzyc i czym blizej bylismy rozpoczecia marszu tym bardziej niuchronna byla obecnosc burzy. i tak tez sie stalo, po 10 minutach rozpadalo sie. wiadomo w gestwinie zanim doleci troszke czasu jeszcze maszerowalismy na sucho, ale potem juz przemoklo wszystko. zrobilo sie ciemno dosyc i grzmialo w sasiedztwie. sceneria jak z filmu Krokodyl Dandee, dobrze pamietam jak sie przedzierali w deszczu. Ale okazalo sie, ze na mokro lepiej. Nie jest tak goraca, a zamiast potu leje sie swiezy deszcz. Do tego komary nie drecza i nie trzeba odpoczywac po drodze.
Dla Zotz wyprawa tez byla ekstremalna, drugi raz to juz nawet nie chcialo jej sie isc, ale co tam, zabralismy ja i tak.

A teraz o super bucie, co w drodze powrotnej sie kompletnie rozkleil. Odpadla cala podeszwa i wracalam w czyms co chyba najbardziej przypomina onuce...i im dalej tym bardziej sie robil szeroki i wielki, puchl i rozwarstwial sie ten super Goretex. Wiec jak juz doszlismy do samochodu to rozmiar prawego do lewego zminil sie o jakies 5 numerow. Ale doszedl do konca. Czy da sie to posklejac jeszcze nie wiem, ale podejme taka probe.

Mam jeszcze backupowe tenisowki, swiete na mokra dzungle pewnie, ale jakos jutro na to nurkowanie musze dojsc. hehehehe, a potem jeszcze 2 rundki powrotne z pustymi flaszkami i nurkowanie zakonczone.Na foto rzut oka na sciezke, i nasze butle pod kolderka palmowa, zeby nam malpy nie ukradly.
po tym wszystkim zrzucilam mokre ubranie i zafundowalam sobie dlugi parzacy prysznic. oj jak to cieszy, a na kolacje gulasz...tak tak, taki domowy, zrobilam wczoraj.

niedziela, 24 czerwca 2012

Podsluchane w rozmowie dwoch blondynek....Jedna mowi do drugiej: Jasne, ze znam sie na footballu! Moja ulubiona druzyna jest Lorea'l Madryd."

środa, 20 czerwca 2012

shushi

dzisiaj dalej zawijalam....w liscie algowe.
czyli galabki po japonsku, sushi.

wtorek, 19 czerwca 2012

golabki

zrobilam staropolskie golabki....dla Amerykanow. smakowaly im bardzo.
cala rodzina Clarkowa sie rozsmakowala, wyszly jak w domu. jedyna anomalia to papryczka habanero w sosie pomidorowym aby ciut ostrzejszy byl.
mniam! obiecalam tez chechom zaniesc, ale nie ma co za bardzo po wczorajszej kolacji......beda musieli sie podzielic jednym byczym.....i poczekac do nastepnego razu.

sobota, 16 czerwca 2012

ekstremalny dajw

wczoraj wykonalam swoje bodaj najbardziej ekstremalne zanuzenie.
poplynelismy w sidemouncie ze stejdzem czyli sporo klamotow....zbadac syfon Dos Ojos, bardzo niski sufit, czolganie sie i przepychanie butli, a do tego kartowanie. jeff z kompasem i glebokosciomierzem, ja robilam pomiary odleglosci. ufff...170 minut bardzo intensywnego nurkowania. ale podobalo sie.
dzisiaj juz mniej emocji, nie wyszlismy z grupy. a takie piekne stadiony.....

piątek, 15 czerwca 2012

dostalam zaproszenie od JJR do usuniecia osi czasu na facebuku. hurra, w koncu. ale okazalo sie, ze aby to zrobic musze wyslac takowe zaproszenie do wszystkich setek frendow, ktore posiadam. a pozniej w tak zwanym miedzy czasie odpowiedziec na pytania w idiotycznej ankiecie, po hiszpansku, w ktorej pytano mnie ile zebow ma komar i w ktorym roku wynaleziona automobil.
po wielominutowym mieleniu danych facebook sie zawiesil, na tej osi czasu chyba i widza ja dalej. niech ja szlag!
mam nadzieje, ze w raz z proba usuniecia osi nie sformatowal mi sie dysk.

czwartek, 14 czerwca 2012

stacja coco w okresie euro brzmi jak strefa kibica koko, wzrosla mi ogladalnosc, ale nie wiem czy to cos pozytywnego.....
po raz kolejny naszla mnie mysl zmiany nazwy.

środa, 13 czerwca 2012


a oto jak wygladalismy po naprawie dachu, ja od srodka, jeff z zewnatrz. pot sie z czola lal. kazda praca, nie tylko na dachu, w tym klimacie nie jest latwa. i to mi sie tutaj podoba, kazdy to rozumie i sie nie spieszy.

strefa kibica w meksyku czyli co w trawie piszczy

u nas tez emigranci sie ekscytuja pilka. w obozie czeskim emocje. chlopaki mocno zaangazowani, ja mniej ale politycznie wazny mecz to bedzie. 16 chyba. moze czesi nie beda juz chcieli wspolpracowac z polskim instruktorem......

poniedziałek, 11 czerwca 2012

morze wczoraj bylo szalone. patrzylam na szalencow na kitach jak ich wiatr porywal i roznosil po falach. zywiol! slonce mocno swiecilo, a kolory wody bajkowe. lazury, granaty i biale czapy.
Zotz tez sie podobalo, ona jak maskonur. polpynelaby na kube ja trzeba.

teraz juz jest tez ta pora roku, ze bez wody i wiatru mozg nie pracuje i wszytsko staje sie ciezarem. dobrze pracowac w wodzie. z lazienki tez juz boiler z ciepa woda odlaczylismy, bo nie ma to sensu. chlodny prysznic na wieczor obowiazkowy jak paciorek.

a jak u was? Boze Igrzyska sie zaczely.....

czwartek, 7 czerwca 2012

wlasnie przeszla jakas wieczorna procesja. naszla mnie mysl, ze to chyba swieto Bozego Ciala.
widocznie tutaj, z uwagi na upal chyba, procesuje sie po zmroku.

ruch w biznesie sie zrobil, nurki codziennie. odstawilam na bocznice mapowanie i eksploracje, ale juz po niedzieli chyba bede znowu na szlaku LOBERA.

dzisiaj maly wieczor pozegnalny z pawlem, maly bo nie chce przespac samolotu, a on po alkoholu lubi i moze dluuuuuuugo spac. moze wiec kilka mergeritek w Waye i papapa, do zobaczenia w okolicach jesiennych.

poniedziałek, 4 czerwca 2012

dos pisos

pawel za 3 dni wyjezdza na jakis czas, wiec chcialam pokazac mu jedno z ulubienszych miejsc, dos pisos / dwa pietra. 2 godziny w bajkowym miejscu, to prawdziwa kraina surrealu.
plan wykonany, udalo nam sie wszystko jak planowalismy. i po raz kolejny pieknie bylo....
w zalaczeniu przyzwoite video, nie z nami niestety.
http://www.youtube.com/watch?v=01XlAZCzsEI

poza tym deszcze nas nie opuszczaja. pada regularnie i deszcz utrzymuje sie pol dnia i pol nocy. komary oszalaly, miasto pryska krzaki ale nie widac roznicy, jest ich cale mnostwo.

piątek, 1 czerwca 2012

uratowalismy honor polski, dolozylismy kilka stacji do mapy, tym razem bez wpadek.