niedziela, 23 sierpnia 2020

art pod narkoza

 

wspolnie z Jonatanem, Chrisem i Benem tworzymy podowdne obrazy.  to juz nasza trzecia edycja wiec i komunikacja, zaufanie, zrozumienie duzo lepsze. wiadomo, pod woda , czas jest ograniczony, niemozliwe jest tez w pelni zaplanowanie kadru na powierzchni. efekt zaskoczenia tez jest ciekawy.

Jonathan z reguly  ma juz pewien zamysl artystyczny, to oczywiscie w zalozeniu, ze w miejscu zdjeciowym juz byl wczesniej i wie czego sie spodziewac. swiatlo jest przewidywalne, chociaz czasami mamy chmury i caly plan na nic, a pod woda czas leci....

przykladowo, w Angelicie gdzie na 30 m mamy gesta chmure siarkowodorowa probowalismy 3 roznych kadrow. Strzal pierwszy to Pieta. ja siedzialam sobie na powalonym drzewie, na jednym wdechu schodzil do mnie Chris i klad mi sie na kolanach. Kilka sekund dla fotografa i wchodzimyw drugi kadr wciagania Chrisa w chmure a gdy juz go calkowicie puscimy i wyjdzie nam z kadru przesuwamy sie na "wyspe"i pozujemy freestyle.

Chris jest dobrym freediverem, schodzi jak burza, plynie dynamicznie do nas na glebokosci 30 m, pozuje i zgrabnie ucieka. Dobrze aby w tym czasi wypuszczac jak najmniej babli co skutkuje lekkim podduszeniem. lekkim....😉


 Z reguly robimy 2 nurki, po pierwszym ogladamy fotki i patrzymy co dobrze zagralo a co nie wyszlo.

fajny zgrany zespol sie stworzyl i fajna tworcza praca.

no i bardzo fajne w tym, ze jeszcze pieniadze z tego sa.


 

sobota, 15 sierpnia 2020

rekiny wielorybie i manty, sezon w pelni




 dzisiaj skonsumowalam druga polowe urodzinowego prezentu. tzn. w prezencie 26 lipca Sabrina i Mickey zabrali mnie na wycieczke lodka na rekiny wielorybie. nieststy, nie byl to dobry dzien. deszcz przegonil zwierzaki a my niezle zmoklismy i wierzyc sie nie chce przemarzlismy.

dzisiaj bylo o 180 stopni inaczej. pobodka o 4.15 ale podnisolam sie po pierwszym dzwonku. poczatkowo nie wiedzialam po co dzwoni i co to za dzien ale po kilkunastu sekundach mozg sobie przypomnial, ze mamy w programie wycieczke.

psy do bazy, a my do vana i tak w promieniach powstajacego slonca dojechalismy do przystani w Cancun. Szybka przesiadka i zaczela sie przygoda. Kolory morza byly obledne, jak z katalogu po grubej edycji photoshopowej.  poczatek byl chaotyczny ale jak juz kazdy wskoczyl i zobaczyl kilka wielgasnych rekinow opadlo napiecie, ze ich nie zobaczymy. byly wszedzie. po kilku probach i poscigach kapitan podjal decyzje aby oddalic sie nieco i poszukac spokojniejszego miejsca gdzie mniej lodek i gdzie zeruja gigantyczne manty. 10 min i bylismy w raju. rekiny wielorybie z kazdej strony, manty krecily kolka, a my wskakiwalismy i doginalismy ile sil w pletwach aby nadarzyc nad podwodnym pokazem. manty plywaja spokojniej i kreca sie zasadniczo w kolko a rekiny maja potezna sile i niby tak tylko ruszaja pletwa ale dla nas to wyscig. kazdy mogl sie nacieszyc ile zechcial. dla kazdego starczylo. 

z bananami na twarzach wypilismy po piwku, zjedlismy swieze ceviche i wrocilismy do domu.

Ach, te wirujace manty...






poniedziałek, 10 sierpnia 2020

 to juz sierpien. nie do wiary!

w jungli wilgotno od deszczu, regularnie przycinym grzybnie co rosnia na scianach, schodach okiennicach. takie uroki mieszkania w gestym lesie. jest zielono i bywa obficie w komary, ale nie zawsze.

wczoraj po raz kolejny znalazlam upuszczonego nietoperzowego oseska. tym razem bylam odrobine bardziej przygotowana. strzykawka, kocyk i mleczko kokosowe. wypil ze smakiem i znasnal do gory nogami. potem probowalam mu jeszcze wciskac kilka kropli wiecej ale juz nie mial ochoty.

rano juz go nie bylo, przepadl....mam nadzieje, ze nie w gardle mojego psa czy kota. szukalam go wszedzie....bez skutku. mam nadzieje, ze polecial sam a lbo ze przyleciala pod oslona nocy jego mama i porwala go tam gdzie trzeba.