wtorek, 30 września 2014

monte alban

dzisiaj zwiedzanko, ruiny i ruiny ale w najlepszym wydaniu. Okazale miasto Zapotecow na gorze Monte Alban to spacerek na dobre 3 godziny i sporo schodkow w gore i dol. piekna pogoda i piekne widoki.





I muzeum na gorze w pieknym stylu.....mowia wieki.

A na zakonczenie dlugi spacer po starym miescie.
No i dalam swierszczom druga szanse, smakuja wybornie, zarowno te z wczosnku, chile i z cytryna.
Zafundowalam wiec sobie na kolacje garsc swierszczy, ser oaxaca i kukurydze w stylu meksykanskim czyli majonezem, zerem i chile. Wszytsko skonsumowalam pod katedra sluchajac grupy rasta muzykow grajacych na przemian metal i Santane.










poniedziałek, 29 września 2014

mezcal

ale to byl dzien.....zaczelo sie od malej awarii, tzn. zepsul mi sie aparat fotograficzny, tak po prostu, umarl, obiektyw sie nie wsunal i nic sie nie das z nim zrobic. nic ja nie moge poza kupieniem szybko nowego. i tak tez uczynilam. jako, ze trudno bez przygotowania zakupic cos dobrego wybralam opcje telefonu z aparatm, internetem itd.... wybranie modelu okazalo sie klopotlwie, bo pojecia o funkcjach i mozliwosciach nie mialam. nighdy sie tym nie interesowalam, wiec drapalam sie w glowe mocno i tylko jedna mysl mi w glowie switala, ze to powienien byc android.
i mam swoj pierwszy nowoczesny aparat z kamera wiec bedzie kontynuacja fotograficzna. nie obylo sie bez malej wpadki, nie jest w mojej linii telefonicznej ale to jakos da sie naprawic jak wroce do Tulum i wysiegne s szufladyt pin do karty......

z nowa zabawka ruszylam do El Tule aby zobaczyc najstarsze drzewo swiata. Ma 2 tys lat, 58 m w obwodzie i wysokie jest na 42 metry. robi ogromne wrazenie, to tula czyli cyprys. Pobliski koscil wyglada jak buda dla psa, sa fotki, jeszcze tylko musze opracowac jak je wrzucic z telefonu na bloga....





potem kolejnym busem pojechalam na ruiny mistecow Yagul. Piekny widok na cala doline i gory, a ruiny to takie murki i patio 1, patio 2, patio 5......ale widoki piekne i przyszla mi na mysl wloska Toskania. Oaxaca to meksykanski rodzaj Toskanii. Doliny, wzgorza i fabryki mezcala. Wielkie rancha jak z filmow i plantacje agawy.





Po Yagul przesunelam sie dalej do miasteczka Mitla. I tam znowu jak w starym filmie. Tu juz nie ma turystow a czas jakby sie zatrzymal. Rozowy kosciol Swietego Pawla z XVI wieku, wymusil na mnie modlitwe, byla jakas taka boska atmosfera w nim....rozpadalo sie a w kosciele unosil sie mocny zapach kwiatow i kadzidel. bylam sama, potem doczytalam ze kosciol zbudowana aby diabel nie uciekl...taka to historia...

a na deser fabryka mezcalu. niejaki Apolonisz poczestowal mnie dziesiatkami probek, oprowadzil po fabryce, pokazal kadzie i beczki....zadnego cuktu, czysty kaktus i woda......wyszlam w swietnym humorze, jak na skrzydlach hehehe...moze wiec jednak ten diabel z kosciola uciekl....

W oaxace na powrot uraczylam sie wspaniala kolacja. czerwone mole z kurczakiem, zupa z cukiniii i mezcal. Wspaniale smaki. bez dwoch zdan Oaxaca to raj dla podniebienia. Szkoda ze tak daleko od Tulum.....

niedziela, 28 września 2014

oaxaca

oj ta podroz to dala mi w kosc, plecy, lydki i takie tam.....
W sumie prawie 24 ha wyginana sie na rozne storny w trzech autobusach. ostatni byl luks, po 8 godzinach mialam swoj rzad dla siebie, udalo sie wyprostowac nogi do samego konca.
Rano dojechalismy do Oaxaca (wymawia sie to Głachaka), droga wila sie przez gory, piekne widoki.

Troszke musialam odsapnac po tej drodze, sily jakby na 50 % dzisiaj. Nie zdecydowalam sie na wielkie zwiedzanie poza miastem, jest kilka miejsc do odwiedzenia. Wloczylam sie po miescie, dzisiaj niedzielny market, orkiestra deta i setki dzwonow w 29 tutejszych kosciolach. Bylo bardzo po Bozemu, odwiedzilam min 5. W tym piekny barokowy kompleks Santo Domingo z muzeum.....przyjemne miejsce.

Zaliczylam tez kilka galerii i dominikanski jarmark. Ale kolorowo. Tutejsze przysmaki zupelnie inne niz u nas. Na kazdym rogu podaja wielkie placki tyalacos, dla chetnych z chapulines czyli pasikonikami. Troszke mnie kusi, troszke brzydzi. Poki co przygladam im sie, zrobilam kilka fotek ale zolodek nie zaczal wydzielac sokow na ich widok......sa tez larwy i gasienniczki ale tych to na bank probowac nie bede. I tutejszy kawior czyli jaja mrowcze...... na szczesei jest cos i dla mnie, Oxaca to stolica mezcalu, a mezcal wole od tequili.
Planuje na jutro poprobowac produkcji prosto u zrodla.







A poza tym Oxaca to takze kawa, czekolada i mole. czekolada juz dzisiaj byla, taka pitna, spory wybor, sprobowalam tej na wodzie nie mleku z kardamonem, pyszna!
No i wiadomo SER OAXACA, juz sprobowalam. Wyborny, swiezy i ciagnacy sie w nieskonczonosc. Moj ulubiony w Meksyku.

Miasto urocze,polozone w dolinie otoczone szczytami Sierra del Sur, kolorowe domki, waskie uliczki biegnace w dol i w gore, tysiace galerii i mnostow zabytkow. Zadnego tlumu turystow, ba wrecz trzeba oko wytezyc aby ich spotkac.
A hostel? Absolutnie pieciogwiazdkowy, w zyciu nie widzialam tak dobrze zorganizowanego miejsca.
Cena 160 pesos ze sniadaniem czyli jakies 40 zl.  W pokoju jestem sama ale jest to dorm dla 10 osob. Wszystko jest nowe jak w sklepie meblowym, kazdy kacik jest tak czysty, ze az to niemozliwe. Darmowe komputery (niestety nie moge podpiac usb i dodac zdjec), kuchnia z tarasem w pelni wyposazona (nawet mikrofalowka i wyciskarka do cytrusow), a w lazienkach krzesla na odwieszenie ubrac w czasie kapili dyspenser z mydlem, szamponem i odzywka do wlosow.....kazde lozko ma mala lampke do czytania etc...wszystko w pieknym budynku, ogrod, mnostwo zieleni, ptzyjemnie!

sobota, 27 września 2014

cos sie konczy a cos sie zaczyna

podroz zaczyna sie od stanu CHIAPAS, bedzie troszke jak z pamietnika, mam duzo czasu na pisanie....


zaczelam od nocnego autobusu do Palenque, 
ten za pol ceny bez klimy, spoznil sie pol godziny. na przystanku 3 turystow i 3 lokalnych, nikt nie zamienil zdania. ja wciaz pod wplywem ostatniej lampki wina i pozegnania jeffa DUBAJ!
nasteepne dni to niewatpliwie odkrywanie siebie, na nowo, wyzwolenie , poszukiwanie. Skonczenie 3letniego zwiazku chyba niegdy nie jest latwe, a tymczasem te kilka dni dodatkowych dni oddelenia pomoze poukladac sobie w glowie to i owo.
Wciaz pobrzmiewa glos Roksany w glowie, zadzwonila dzis niespodziewanie, jakby wyczula potrzebe bratniej duszy, dobrze bylo pogadac. Roksana zna nieco sytuacje ale wiadomo nikt nie zna jej tak dobrze jak ja i Jeff. decyzja jest sluszna, prosze mi wierzyc....
Nighy nie jest za pozno aby poprawic jakosc zycia, tu i teraz jest wazne, jak w buddyzmie.
A tymczasem w 11.5 godziny dojechalismy do Palenque. Podroz zeszla, chociaz autobs byl brudny i wypocony. jeszcze nie swita wiec czekam na przystanku na pierwszy bus do Palenque - ruiny. 
Zatrzymalam sie w Jungle Palace, cabana papaya 100 pesos, jest nawet ciepela woda. Nie potrzebuje jej jednak. jest mokro i parno.
Cieple jajka na sniadanie, ruiny, spacer do jungli i po Palenque. Piekeny spacer, troszke zale, ze bez przewodnika ale podrozowanie solo ma swoje minusy, to jeden z nich.

Niesamowite drzewa, ogromne, o pogietych anotomicznych ksztaltach, zdumiewaja nie mniej niz caly kompleks swiatyn.Rozpogodzilo sie tez maksymalnie, zar z nieba na caly czas zwiedzania (4 ha). Po ruinach skrecilam w lesna scieske parku narodowego, nic specjalnego a pod koniec spadl wielki tropikalny deszcz. Goracy jak zupa, wspaniele go bylo poczuc.

na obiad zupa Azteca i quesadillas de nopales (placki z kaktusem i serem) w restauracji Don Mucho, tuz obok mojego spania.
Zupa Azteeka, nawet w samym sercu majowych ruin wyszla im wybornie. Niebo w gebie!
gesty krem warzywny z marynowana papryczka achiote i swiezym awokado, a na wierzchu ser, gesta smietana i garsc smazonych chrupiacyh totopos. Smakowo dorownala mojej ulubionej sopa de tortilla, wlasciwie nie wiem czym tak do konca sie roznia....czasami wygladaja i smakuja identycznie.
Wyzerka maksymalna!

palenque zaskoczylo mnie brakiem turystow, dookola maly howler monkey pohukiwaly groznie. W porownaniu do Tulumskich ruin to bezludna wyspa. miejsce wyjatkowo widowiskowe, warte nalozenia kilkuset kilometrow....

Jutro rownie ambitny plan, spory skok geograficzny. Ze stanu chiapas poprzez tanasco i Veracruz do Oaxaca. A potem juz spokojniej, noce w lozku, nie w autobusie....










regula numer 1 podrozowania jest umiejetnosc oczekiwania, lekcja cierpliwosci nie nie spieszenia sie.

środa, 24 września 2014

nowy plan

I tak po przeszlo tygodniu oczekiwania Jeff dostal prawo wyjazdu....i tym samym oznajmil, ze nie wie czy gdzies pojedzie. wypytywanie go i sklanianie do wyjazdu juz mi obrzydlo.
moj milosierno-solidarny akt pozostania nie mial chyba sensu, jeff nie lubi jedzic i tyle. Najlepiej czuje sie w domu z ksiazka, a nie w podrozy. nie zal mu przepadlego biletu i nie korci go aby odpoczac od Tulum.

Ustalilam zatem sobie wstepna trase: najwieksze ruiny Majow Pallenque, nafaszerowana dobrymi rzeczami Oaxaca, wulkan Orizaba i wanila w Papantlii, potem zabytkowa Puebla i jak starczy czasu jezioro Patzcuraro w stanie Michoacan i na deser stolica. Jesli uda sie wetknac w to wszystko do 7 pazdziernika Guantajuato to super, jesli nie to nastepnym razem obacze. To perla meksiko.




wtorek, 23 września 2014

i tak wciaz oczekujemy. jeff nie przywizol wczoraj pozwlenia, 3 razy jechal po odbior aby w koncwym starciu dowiedziec sie, ze odbiory sa tylko w Cancun.......nie wiem do kogo nalezy miec pretensje.....ale w obliczu tego, ze wciaz ubiegamy sie o papiery w urzedzie imigracyjnym szalec i krzyczec tam nie mozna.

a zatem jutro Jeff planuje wyruszyc do Cancun i jesli sie nic nie zmieni w przelotach, odlotach i wylotach polecimy do Austin. Nic nie jest jednak pewne, juz nie ryzykuje kupienia biletow dzisiaj aby sie okazalo, ze pozwolenia nie ma i mamy kolejny bilet w kolekcji nieodlecianych.


poniedziałek, 22 września 2014

merida na otarcie lez

wakacyjny wyjazd w zawieszeniu, pod znakiem zapytania. Jeffa zapal wyjazdowy oslabl, ja wciaz czuje palaca potrzebe wyjechania na jakis czas, gdziekolwiek. moze przynajmniej wykorzystac bilet powrotny z Mexico City do Cancun....

W ramach oderwania sie od rzeczywistosci pojechalismy na gielde samochodowa do Meridy z naszym slodkim kolega Jaime. My, rozjejrzec sie na przyszlosc, bo auto nowe dla mnie trzeba kupic w listopadzie, a Jaime na powaznie.

Krotka to byla wizyta, noc w pieknym hoteliku Luz de Yucatan, kilka godzin gapienia sie na samochody i jazda na 2 auta w burzy z piorunami, wycieraczki nie nadazaly zgarniac wody....

jeff zdecydowal, ze i tak pojedzie odebrac dzisiaj swoje pozowlenie. pozwolenie na wyjazd w piatek do Peru, nie wiem jaki w tym sens, ale pojechal....
czy jest cos warte, na jakis inny kierunek nie wiemy....


jeffowi w zasadzie procz powietrza potrzebny jest kindle.....

piątek, 19 września 2014

kucha

i masz babo placek, znowu boskie Tulum.
pozwolenie jeffa nie bylo gotowe na czas i w takiej sytuacji jeff nie chcial wyjechac, a ja bez jeffa no i jestesmy w domu.
o poranku w urzedzie pisma nie bylo, nie bylo go tez o 10tej i przybylo o 12, a lot o 12.20, wiec nawet sie na lotnisko juz nie fatygowalismy. bilety oczywiscie najtansze w promocji, bez ubezpieczenia i zwrotu kosztow.....trzeba sie z tym pogodzic, musiala byc jakas odgorna przyczyna.

wrocilismy do domu wciaz bez pozwolenia jeffa na wyjazd z kraju i obmyslamy czy i jakie jest wyjscie z tej sytuacji. wiadomka smutno nam ale po ostatnich wyfarzeniach juz strata tego lotu i doswiadczenia tak nie boli....
ruszamy......
tysiace przeciwnosci, jeff wciaz nie ma pozwolenia na wyjazd, polaczenia lotnicze wydaja sie nie do spotkania....ale wierzymy w cudy.
pa!

czwartek, 18 września 2014

podroze

mowia, ze podroze ksztalca, dla mnie jednak ich rozpoczecie to stres i brak spokojnych mysli.
latanie stalo sie najgorszym elementem, juz nie ciesze sie na miejsce przy oknie i darmowego drinka (kto jeszcze rozdaje). latanie to byc na czas na lotnisku z bagazem odpowiadajacym rozmiarom i kilogramom, odprawa w urzedzie emigracyjnym, wszystko to stersuje i nigdy nie wie sie do konca czy jest sie przygotowanym do podrozy danymi liniami lotniczymi i czy dokonalo sie ostatecznej odprawy online.
po zeszlorocznej "wycieczce" dobrze pamietam gorzki smak nieudanych podrozy.
mamy tez zmiane godziny lotu, przez co mniej czasu na transfer, dosyc stresujace 1,5 godziny, a moze juz panikuje bez potrzeby.....

Do tego sprawa pozwolenia na wyjazd Jeffa sie skomplikowala. Po raz trzeci po nie pojechal i dzisiaj mu powiedzieli, ze jeszcze jest nie gotowe......nie gotowe na dzien przed wylotem to troszke klopocik. mamy jeszcze 45 minut o poranku jutro  aby raz jeszcze odwiedzic wielmozne panstwo w urzedzie emigracyjnym, a jesli dokument nie bedzie gotowy to bedzie troszke klopotu na lotnisku, jeszcze jednak nie ma co panikowac.

w wirze zadan przedwyjazdowych Jeff rozbil pokrywe rezerwuaru, wiec na ostatnia chwile jeszcze naprawa muszli. daszek udalo sie skonczyc, na szczesie. plot tez.

aj jak dobrze by bylo juz byc na miejscu tam, hen......daleko pod rownikiem, na zwrotniku koziorozca.....

poniedziałek, 15 września 2014

dzisiaj deszcowo, od rana szaro i intensywnie mokro. patrzac przez okno nie odgadloby sie, ze to Karaiby. ale Karaiby t przeciez soczysta jungla, a soczystosc bierze sie z wody, nie tylko tej ukrytej w podziemiach.
a tymczasem w peru mamy szanse na wymiane sezonow i poczatek lata, czyli moze juz albo jeszcze nie padac. zdecydowanie ciut cieplej w gorach i mniej turystow. obczytuje strony przewodnikaa, nie zrobilismy zadnych wstepnych rezerwacji wiec pelen zywiol. ale z podkladka, mam namiary spisane na jakies pierwsze kluczowe noclegi.

jeff zalatwia pozwolenie na wyjazd z kraju, bo to dla nas zawsze zamieszanie jesli wyjazd pokrywa sie czasowo z wymiana dokumentu emigracyjnego, jesli papiery na nowy rok nie gotowe trzeba prosic o pozwolenie. i jest to masa papierow, podanie, zdjecie itd......
ja na szczescie zajmuje sie tematem po powrocie, wiec nie musialam sie prosic o wyjazd.

udalo nam sie skonczyc plot, jesli nie bedzie padac we wtorek i srode, zrobimy dach w ogrodku, bardziej przeciwdeszcowy niz przeciwsloneczny. no i kolejna misja, pozbyc sie starego vana, bo juz dostal raz zolta kartke. mam wiec zadanie na dzisiaj, sprzedac vana na czesci, zlom lub jakos.
czekam zatem na suchy interwal i ruszam po wiosce i mechanikach zapytac kto chce i za ile.



sobota, 13 września 2014

kapanko

dzisiaj wielke pranie, sprzatanie, kapanie. wypralam wszystkie futrzaki. niezla to robota, 4 psy i kot. potem jeff i ja. qwarantanna swierzbowa, juz sie pogubilismy kto od kogo.
a w nagrode gin z tonikiem i przewodnik Peru.

środa, 10 września 2014

bieg przez plotki



i tak juz wielkimi krokai zmierzamy do finiszu plotowego. bedzie meta w tym tygodniu, liczylam na wczoraj ale sie nie udalo.
Jeff przyklada ogromna wage do detali konstrukcyjnych, tym samym samo osadzenie glownych belek zajelo mu 10 dni, bo kazda dziura to wielogfodzinne kucie skaly. nie wiem czy trzeba je bylo az tak gleboko i solidnie....ale widocznie trzeba bylo.
w pracach wykonczeniowych juz Jeff nie ma takiej fantazji, wiec musze nadzorowac prace zeby standardy estetyki na poziomie oka sie zgadzaly, bo Jeff nie widzi kolorow i ksztaltow. najwazniejsze, ze plot sie nie chwieje i zamek pasuje.

cala konstrukcja okazala sie wiec wielkim placem budowy na wiele dni, duzo workow cemntu poszlo , i gruzu i drewna. a chociaz w lesie mieszkamy to patyki nie takie tanie. ale juz koniec pracy i wydatkow prawie, teraz trzeba teren podrownac i bedzie cacy...trawa odrosnie jak powrocimy z perusa.

piątek, 5 września 2014

cdn

powrot do temat, misji antypszenicznej.
Wspomniana lektura Davisa okazala sie motywacja wielka do stanowczego postanowienie na zdrowie. nie ma nic we wspolczesnej pszenicy co jest nam potrzebne. ilosc weglowodanow przez nia dostarczanych mozemy z latwosci zastapic zdrowymi produktami.
pszenica bowiem ma 2 czynniki, ktore dla nas sa wstretne. pierwszy to szalona hustawka cukru i insuliny. pszenica podnosi cukier bardziej niz czekolada. na ratunek przychodzi insulina, hormon trzustkowy, a glukoza zbozowa jest najlatwiej wchlanialnym przez czlowieka cukrem. szybka dawka i czujemy sie lepiej, szybko zaspakajamy glod.....i tak dopoki cukier nie spadnie i znowu wilczy apetyt.....
drugim problemem pszenicznym jest stymulacja mozgu. jako jedyny chyba produkt ogolno spozywczy przenika blone mozgowa i styluluje dokladnie ten sam osrodek w mozgu, ktory odpowiedzialny jest za opiatowy haj. powoduje uzaleznienie i glod narkotyczny. to dla tych, ktorzy mowia, ze kochaja chleb. to takie samo uzaleznienie jak alk czy papierosy. dokladnie ta sama czesc mozgu prosi o wiecej. a zatem kolejny argument na uwolnienie sie z kajdanow nalogu jedzenia chleba. i stad tez z taka latwoscia producenci wciskaja pszeniczne ekstrakty gdzie tylko sie da, wszystko podkrecone pszenica jest smaczniejsze i podnosi apetyt.

nie bylo tak 50 lat temu, wtedy bowiem zajadalismy sie starymi, niezmodyfikowanymi gatunkam pszenicy emmmer czy eincorn. z niej ciezej ulepic ciasto, nie jest takie wygibasne, i co tu duzo gadac smakuje jak twardy orzech.
rewolucja rolniczaa i walka z glodem na swiecie, spowodowala intensywne badania nad nowymi gatunkami zboza, ktore latwiej chodowac, szybciej rosnie, mozna uprawiac kilka razy w roku i wykarmic jego produktami glodujace Indie i  Afryke. I tak tworca najnowszego karlowatego gatunku pszenicy dostal Nobla.
Nikt jednak nie zbadal i nie bylo to priorytem jakie sa zmiany w chromosomach na czlowieka. Skrzyzowanie dwoch pomidowrow daje pomidora, wiec jaki problem w krzyzowaniu pszenicy. Niestety, spory.
Cukrzyca to skutek numer jeden! Swiat cierpi z powodu wysokiego poziomu cukru a wysoki cukier niszczy caly doskonale zaprogramowany organizm ludzki.
Dopiero teraz kiedy miliony ludzi wpada w nieuzasadnina otylkosc naukowcy badaja przyczyny....dlaczego tyjemy i chorujemy tak czesto.... odpowiedz jest prosta, pszenica. I tu uwaga produkty zbozowe pelnoziarniste jeszcze bardziej podnasza cukier niz biala maka!

Zapraszam do lektury, to tylk namiastka tego co przemawia do rozumu.
Wiadomo, jak z kazdym uzalenienim nie jest latwo. Pierwszy tydzien na bezglucie moze byc meczarnia i obsesyjnym mysleniem o kanapce czy biszkopcie. czasami zdarzaja sie twardziele, co rzucaja nalogi (papierosy) z dnia na dzien i nie cierpia. tak moze tez byc z pszenica.
najczesciej jednak jest trudno itzreba sie zawziac, nie dac sie zdominowac jednej szarej komorce.

Ilosc przytoczoonych w ksiazce cudow i wyleczen jest niesamowita. Tysiace ozdrowien...od ciezkiego zapalenia stawow, insulinowej cukrzyce , po wszelkie choroby skorne. lista jest dluga i mowimy tu o powaznych schorzniach i otylosciach.

I osatatnia przestoro uwaga. Wylaczenie z diety pszenicy wiarze sie z wylaczeniem na jakis czas innych zboz, ktore nie mniej intensywnie stymuluja cukierkowa hustawke. inne zboza nie dzialaj juz uzalezniajaco na mozg, ale nie podowuja spadku cukru, o ktory nam chodzi najbardziej. A zatem rezygnacja z pszenicznej maki to takze wylaczeni innych zboz, w tym ryzu, na jakis kilkumiesieczny okres.
Najlepszym zammiennikiem jest maka migdalowa, kogo stac. Ale co do zasady tzeba zmienic sposob odzywiania na warzywa, sery, mieso, jaja.....a do produktow zobozowych uciekac sie bardzo rzadko lub wcale.
Wierzcie mi, ze to nie jest takie trudne. lamie sie czasem jak na stole pojawia sie goraca ciabata i 5 osob dookola zamawia pyszna pizze z pieca. ale staram sie zawsze mowic, ile zlego w tych kilku kesach. ze tak nie mozna...i zamawiam we wloskiej restauracji zapiekanego baklazana z parmezanem. pychota!

Jesli myslicie, ze juz do konca oszalam, sprobujcie. miesiac bez gluta i zboz...obserwujcie bacznie swoj organizm, szczegolnie ten chory. I sily Wam zycze! Po oduczeniu sie glod pszeniczny jez nie jest taki sam, nie meczy, nie kusi i spokojnie mozna sie obyc bez musli, chrupaskow i chleba. A do tego waga idzie mocno w dol (u mnie juz nie....), powodli gubi sie pszeniczna galaretowata tkana tluszczowa na brzuchu. A organizm wlacza tryb autoreperacji.

A na deser swierzb. Mamy go z Jeffem, swedzi jak cholera.






wtorek, 2 września 2014

zdrovie

jak mawial Wergiliusz najwiekszym bogactwem czlowieka jest zdrovie.
I jak ktos pozniej podsumowal trafnie,ze piersza polowe zycia marnujemy zdrovia dla pieniedzy ,a druga pieniadze dla zdrovia.

U mnie od dawne zaszczepil sie pierwiastek samokontroli i obserwacji uwaznej organizmu. przez lata udalo mi sie wypracowac forme odzywiania a nie pozerania. jem co zdrove a potem co smaczne.  praktyke ta trzeba jednak nieustannie stymulowac. latwo o niej zapomniec, latwo sie zatracic. i choc zdarzaja mi sie okresy full glutowe i nie ma na to usprawiedliwienia, czyte lenistwo i latwiejsza dostepnosc glutowego jedzenia,  co do zasady jednak staram sie jak moge byc asertywnym bezglutenowcem.

po ostatniej lekturze Williama Davisa Brzuch pszeniczny wiele kwestii stalo sie jasnych.  wszystko pasuje jak w zegarku i rozpiera mie potezna potrzeba podzielenia sie ta wiedza i nauka z wszystkimi, ktorzy cierpia z powodu kilku extra kilogramow , cukrzycy, miazdzycy, astmy etd...lista jest obszerna.
osobiscie odkrylam wrazliwosc na gluten pszeniczny ciut za pozno.....po 2 tygodniowej diecie pszenicznej hahaha. co za fantastyczna droga odzywiania to byla. zafundowalam ja sobie jakies 8-10 lat temu. miala oczyscic organizm, ktory z jakis powodow dawal znaki, ze cos mu szkodzi. teraz juz wiem co mu szkodzi, pszenica....

siegajac pamiecia wstecz przypominam sobie pierwsze zalamanie zdrovotne na drugim roku studiow. bole brzucha, biegunka i wysypka na ciele. zaden lekarz nie byl w stanie podac przyczyny. wykonalam szerg badan, w tym wlew kontrastowy jelita i poza tym, ze flaczki wyszly na zdjeciu kiepsko, bo malo pofaldowane to poza tym nic wiecj sie nie urodzilo.
wyniki krwi, szczegolnie OB, byly rowniez kiepskie. nikt nie znalazl przyczyny naglego zlego samopoczucia. potem wszystko ustalo ale jakby zaczal sie pojawiac coraz to wiekszy problem z cera...i tak to sie juz ciagnelo latami.....od okresow potwornego barku kontroli nad tym co na buzi to stanow lepszych w oparciu o najnowsze kosmetyki i masci, warstwami nakladane kazdej nocy.

teraz wiem co to bylo, poczatek nietolerancji pszenicy. bezglutenowcem mozna stac sie w kazdej chwili, nadwrazliwosc przechodzi w kodzie genetycznym i raz zapodoana zostaje do konca zycia. tak wiec najprawdopodobniej mama i babcia tez to mialy ale nigdy nie polaczyly dwoch koncow, dlaczego kanapeczka z bialym serem na sniadanie, pierozki i makaron na obiad, a tosciki na kolacje powoduje cukrzyce....

u mnie, po wielu latach, nie do konca pamietam juz gdzie i jak, ale chyba w jakims magicznym gabinecie na Sepolnie, pan wykonujac testy alergii pokarmowych zasugerowal, ze pszenica jest nie dla mnie.

potem gdzies cos doczytalam i ustalilam diagnoze, ze nie dla mnie gluten. odstawienia go spowodowalo natychmiastowa poprawe stanu skory a jakiekolwiek powrocenie do diety glutowej wiarze sie z burczacym brzuchem, skretami kiszek, gazami nieprzyzwoitymi i oczywiscie pryszczami na pszenicznej pelnej buzi.
juz wiec nie wiem ile lat to trwa, unikanie gluta, ale dobrze jest.

cdn...ide do dentysty.