środa, 30 listopada 2011

co 5 glow to nie jedna


wczoraj wykonalismy najglupszego nurka w zyciu. nocne nurkowanie z amatorskimi stagami na 50 m., czworka niedoswiadczonych technicznie instruktorow i swiezo upieczony Mike - rescue diver. skora cierpnie, udalo sie wszystko, ale obiecalam sobie, ze nigdy takich glupot sie juz wiecej nie tykam. o szczegolach poronionego pomyslu nie bede opowiadac, kiedys przy kominku, na osobnosci.
na foto nasze przygotowania, stage na gumki recepturki.
od wczoraj jestem na urlopie, wiecznym, krece sie tylko w kolko, ogarniam bagaz, zegnam sie ze wszytskimi sympatycznymi osobami. dobry czas.

niedziela, 27 listopada 2011

znaleziska

wczoraj, z powodu wiatru, konczylam kurs z Mary i Katie z plazy w Los Frailes. To tuz kolo osady rybackiej, a w wodzie spotkalismy szczatki 9 rekinow, glowy, kregoslupy i skory. Dziwne uczucie, nie moglam sie powstrzymac aby nie podotykac wnetrznosci, ogadac zeby, poglaskac skore. smutne to znaleziska jednak, bo rekinow coraz mniej.

a same nurki sympatyczne, mimo ze na piachu,zanurkowalismy na 34 metry, wesolo bylo. znalazlam pod woda butelke piwa i okulary, Mike zrobil zdjecie. potem jego aparat umarl tzn. bateria, nie ma wiecej fot. a ladowarka w Teksasie.


 

piątek, 25 listopada 2011

deszcz w Cabo Pulmo


mglisto i pochmurnie, deszczowo, pierwszy raz jak dla mnie Cabo Pulmo w takiej scenerii. Prawie jak w domu, wakacje w namiocie jak pada to przeciez standard. odwolalismy lodki, siedze i klepie sobie klawisze w komputerze. Prognoza pogody na najblizsze dni raczej malo wakacyjna, duzo wiatru i wysokie fale. ostatnie dni zatem w innej aurze. pogoda gastronomiczna, fajowo.

czwartek, 24 listopada 2011

wielki dzien

Chyba z okazji Swieta Dziekczynienia mielismy 2 super wystrzalowe nury.
pierwsze w wielkiej lawicy mini sardynek, potem rekin wielorybi, a na koniec wielki bullshark, czyli jeden z wiekszych rekinow. Krecil sie kolo nas jakies 10 minut, ponad 3 metry, ryby uciekaly a my grzecznie przyczajeni udawalismy, ze nas tam nie ma.|
Ochom i achom nie bylo konca, dobre napiwki i wrazenia niezapomniane, szczegolnie dla moich studentek. Fuks swiateczny! Dzien tez bez wiatru, piekny i goracy jak wyciagniety z wrzesnia.
A wieczorem fiesta, mimo, ze w meksie sie nie obchodzi Thanksgiving, mamy uczte. Indyk sie piecze, zapachy kreca w brzuchu, szczegolnie u glodnego nurka. Zajadam dzemik, bo w lodowce nawet juz swiatla nie ma (tutejsze nie maja), ale wieczorem bede uzupelniala zapasy.

środa, 23 listopada 2011

wiatr nieco ustaje, ale po wczorajszej jezdzie mam niezle zakwasy.w plecach i udach czuje kazdy miesien, jak grypa, a to chyba starosc, hehehe.
zaczelam kurs advanced z dwoma paniami, znanymi mi z ich czerwcowej wizyty, dobra zabawa, sa to babki w wieku mamy, siostry, ciekawe czy mama z ciotka ewa sie tez skusza na lekcje u mnie jak przyjdzie pora i okazja sie spotkac w koncu, tu w meksyku. pelen wiec szacun dla Mary i Katie.
Tamsyn ma tez studenta open water - 79 lat, prawie wyzional ducha po przeplynieciu 200 m w basenie.
jutro przyjezdza znajomy, bedzie mieszkal u mnie w domu przez 6 dni, a potem juz La Paz i Tulum. Adios Cabo Pulmo!

wtorek, 22 listopada 2011

wiaterek

dzisiaj 16 wezlow na morzu, droga powrotna na lodce byla ostra, trzymalam sie mocno liny ale ciezko bylo, 50 kg to za malo. Rano piekny nurek z rekinami, piekna widocznosc, spokojnie i jak na Discovery Chanel. temperatura wody sie obniza, coraz zimniej. Juz w kapturze obowiazkowo.

piątek, 18 listopada 2011

oj, wczorajszy wieczor wrecz historyczny. odbylo sie skomunikowane pozegnanie Codiego i Chase'a oraz gwiazdy towarzyskiej Cabo wodzireja Josha, tzw. dusza towarzystwa. byla hucznie, taniec z ogniami, Pete pokazal klase wladania rozpalonym palem. ja wycofalam sie jak po 12 wraz z ksiezycem pojawily sie butelki czarnego Walkera. Wiec rano zdrowa i rzeska, ale chlopaki na lewarkach.
Pieken nurki byly dzisiaj, szalony prad i tysiace ryb w lawicach.
czekam na foto od jednego z grupy, potem zalacze, mowi, ze ma sporo kadrow ze mna.

środa, 16 listopada 2011

za duzo wiatru na lodce, slabeusze zrezygnowali, wiec caly dzien w centrum. skusilam sie na malutkie piwko Pacifico, pyszne jak tak dozowane.
Dzisiaj jest wielki kongres albo raczej zegranie gdzie bedziemy dyskutowac nad przyszloscia Cabo Pulmo National Park. taka miejscowa polityka, ide pocwiczyc hiszpanski, bo co innego, co ja mam tu do powiedzenia na 3 tygodnie przed wyprowadzka.....

wtorek, 15 listopada 2011

szosty grudnia

wyklarowala sie data powrotu do Tulum. na Mikolajki, moze beda dawali prezenty na lotnisku....
lece z la Paz, bo tam jeszcze chce zobaczyc foki pod woda w wielkiej kolonii. u nas tez sa ale nie tak zabawane i nie w takiej ilosci.
hurra tulum!
ostatnio tez zapanowal wielki pokoj i lad pomiedzy mna a Rickiem i dobra atmosfera sie zrobila na koniec. ciesze sie, bo chce opuscic to miejsce w zgodzie i dobrym smaku.
teraz kiedy juz wszystko wiadomo, tzn. Rick wie, ze wyjezdzam, ciesze sie kazdym dniem i kazda kropla tequilli.


poniedziałek, 14 listopada 2011



w nocy padal deszcz, trzeci w tym roku. moze dlaczego zachod slonca mnie zlapal za oko.....i pelnia ksiezyca.

niedziela, 13 listopada 2011

powrot na deske

Przedpoludnie wolne, pojechalam na surf. Nie ta forma niestety, nie bylo latwo ale jeden set zaliczylam.


na foto szalona Carmel, 7 miesiac ciazy, wciaz surfuje.....

jeden ale byk


kilka dni w wielkim biegu i duzo minut pod woda. mielismy grupe 10 osob z Polski, ktora prowadzil moj znajomy Bartek z Walbrzycha. Przyjechali nieco naburmuszeni, polskie przygnebienie realiami meksykanskimi, bo do tej pory wyjazd slaby, nurki odwolane, brak pogody i widocznosci. Oczekiwania w stosunku do Cabo Pulmo ogromne. Tutaj chcieli plywac z rekinami roznych gatunkow.....ale to nie jest tak latwo, nie czesto sie udaje, o czym nie wiedzieli. Czekali na pewniaki.
Poczatki byly trudne, pierwszy dzien - rozczarowanie, szukalismy na piachu rekinow byczych ale bez skutku. Z racji jezykowej duzo czesc wspolpracy z ta grupa przypadla mi no i jakby klimat pochmurny musialam osladzac. Drugi dzien wiecej zadowolenia z powodu napotkania fajnej ogromnej lawicy ryb, ale na 6 nurkowanie zdecydowaly sie juz tylko 4 osoby i dla tych byla nagroda - jeden ale byk!
Zrobilismy maly eksperyment, ja zeszlam na dol tzn. 28 m sama, szukac szarkow, gniotlam butelke plastikowa aby je zwabic......niezla adrenalina tak w pojedynke. umowilismy sie, ze jak bedzie atrakcyjnie wysle bojke na powierzchnie i reszta zejdzie, jak nc nie ma wynurze sie i poplyniemy gdzie indziej. Po 12 minutach oczekiwania zdecydowalam wyslac bojke, bo otaczaly mnie co chwila lawice ryb i ploszyly sie po kilku chwilach....jakby cos je gonilo, moze rekin?
Chlopaki zeszli, wszystko ucieklo, krazylismy troche, dotarlismy na uskok rafy, tam zatrzesienie ryb, wielki zolw i patrze na bok a tam plynie wielki byk, 3 metry. 3 razy podplynal w nasza strone i uciekl. Dla mnie to juz byla 40 minuta w glebinach wiec zaczelam deco wynurzanie. 20 minut w deco, piekne rybki dookola co chwila......fajny nurek wiec. Chlopaki oddetchneli, honor Morza Korteza uratowany.
reszta oczywiscie zalowala, ale zloto dla wytrwalych jak to sie mowi.
nie mniej jednak musze przyznac, ze z Amerykancami latwiej sie wspolpracuje.....mniejsze oczekiwania i zawsze pogodni, prawie zawsze....

środa, 9 listopada 2011

legalizacja

Od wczoraj jestem legalnym rezydentem Meksyku i posiadam zezwolenie na prace. To prawdziwy przelom w mojej cyganskiej karierze. Koniec z podziemiem i piractwem! Viva mexico! 250 USD!


 

poniedziałek, 7 listopada 2011

szalowa wycieczka

oj, niedziela byla bogata w akcje. od rana czcilismy pamiec zmarlego rok temu, w dzien swoich urodzin, ojca Marley. Byl to czlowiek historia, 6 listopada wszyscy w Cabo Pulmo popijaja jego zdrowie.
Pojechalismy z Marley, Dustinem i Joshem do 9 Palms Beach.
W drodze powrotnej niespodziewanie otworzyla sie maska samochodu i utknela na przedniej szybie. Josh opanowal sytuacje, zatrzymalismy sie pulsacyjnie i bezpiecznie na pustynnym szlaku. 20 minut mlotkowania nie pomoglo, maska nie chciala sie zamknac. Josh zdecydowal, ze wrocimy na wstecznym, 30 km. po drodze spotkalismy niemieckiego fachowca Rainharda, ktory w minute zadzialam i zamknal to pudlo. Zakleilismy wszystko tasma DUCK TAPE i jedziemy dalej.
Marley uparla sie, ze bedzie prowadzic, ale Josh sie nie zgodzil, Marley zasiadla za kierownica pieknego niebieskiego furgona Blaka, ktory dolaczyl do nas po drodze. ja z Joshem na tylach, czekajac na rozwoj akcji. pedzili jak wariaci i tuz po tym jak Josh westchnal, jakie szczescie ze nie minelismy ich po drodze.....ujrzelismy na srodku zakurzonej drogi auto, ich trojka cala i zdrowa, 2 poduszki wystrzelily, przod mocno pogiety, cos cieknie jak rzeka spod samochodu. Ufffff, twarz Blaka zmienila sie z wesolej i beztroskiej na zaklopotana i cisza zapadla. Kilka tysiecy dolarow.....
Postanowilismy zamienic zaklejone tasma auto Josha na inne, mocniejsze i przyholowac furgona. Dustin wzial swoje auto i jak ruszyl tak wysiedlismy z Josem. Prowadzil jak szalony, po pustyni na pelnym gazie, w zmroku, bez szans na bezpieczne zatrzymanie sie jak ktos z naprzeciwka nadjedzie. Spasowalam z Joshem, wysiedlismy z tego szalonego auta i przesiedlismy sie do kolejnego, Josh za sterem. Wszystko zakonczone sukcesem tzn. bez rannych i wiecej strat juz nie bylo.
Historia z pustyni z kaktusami, prawdziwa. Filmowo.










niedziela, 6 listopada 2011

czasu nie mialam wyskrobac nic. ale wiesci dobre bardzo. moj aparat sie odnalazl, schowal sie w pudelku z platkami kuku. udawal, ze nie zyje przez 2 tygodnie. dran! cieszy mnie koniec tej historii!
duzo pracy, mialam milego studenta ostatnio, przylecial samolotem, nauczyciel akrobacji, kumpel szefa, dobry student. Przyjemnosc pracowac z ludzmi co czuja wode.



dni mijaja, popsula sie widocznosc w wodzie, ale naplynely nowe duze ryby. robi sie chlodniej w wodzie, 29, wieczory juz w dluzszym rekawie coraz czesciej, wiater wieje. bardzo mnie cieszy wizja wyjazdu niebawem. dzisiaj dzien wolny, jedziemy surfowac i male ognicho i patyczki na plazy. swiezy filet surowego tunczyka, doatalam jakies 3 kg i zajadam sie.
na foto moje pierwsze podejscia do deski.....kiedys tam w lipcu.

środa, 2 listopada 2011

zima

troszke odpoczynku, dzisiaj bez wody. strasznie mila grupe mialam przez kilka dni, jestesmy umowieni na nurki w Tulum w lutym. Dostalismy wraz z kapitanem Pancho 300 dolarow napiwku:)
Z Rickiem kolejne starcia, mamrotal cos wczoraj w goraczce, ze chyba konczy swoja kadencje niebawem, chyba dla mnie tez najwyzszy czas poinformowac ich, ze to moj ostatni miesiac w Cabo Pulmo. ostatnie 4 tygodnie i potem juz Tulum. Jakie to mole uczucie. jeff pisze, ze szanse na przyjazd raczej zerowe. a moj wyjazd wydaje sie tak bliski, ze chyba nie ma sensu wydawac eksta pieniedzy na bilet i odwiedziny. Grudzien juz niebawem! Pojawily sie w zwiazku z tym zimniejsze prady, uffff, szorty to juz za malo.
Ale widocznosc wciaz piekna i warunki nurkowe optymalne.

wtorek, 1 listopada 2011

szalony Haloween

wczoraj odbylo sie huczne wampirze party.  kostiumowo prawie kazdy dal rade.
my po wyjatkowym maratonie nurkowym zaczelismy saczyc Long Island Ice Tea i tak przy drugim napelnieniu jakis wampir wyssal ze mnie cala krew. zlozylam sie na krzesle i nakrylam recznikiem udajac ducha. nie chcieli sie ze mna bawic w duchy i Pete jak heros zaniosl mnie na rekach do domu. Tym samym nawet nie zajrzalam na bal - polozylam sie spac super wczesnie, ale nie pomoglo to w dzisiejszym samopoczuciu. Dzien zaczelismy o 7 rano, 3 lodzie, moja na szczescie o 11 wiec mialam ciut wiecej czasu na pozbieranie sie. glowa boli, wydaje sie jakby ciezsza, nawet pod woda dawala znaki. ufffff, pod wieczor zmusilam sie do klina ale nie wszedl jak trzeba, nie zabral bolu glowy. teraz tylko marzymy sobie wspolnie aby dzien pracy sie skonczyl i wtedy pojdziemy na spoczynek.
na foto moj kostium, nie wiem tylko co to bylo...Czerwony Wampirek?