poniedziałek, 22 czerwca 2020
wtorek, 2 czerwca 2020
poniedziałek, 1 czerwca 2020
na emeryturze
sporadycznosc pisania postow wynika chyba z faktu, ze nie uzywam do tego trzeciej reki czyli telefonu. odpalenie komputera i otwarcie bloga jest wciaz oddalane na drugi plan. i tak umykaja miesiace. w telefonia apka jest jakas ulomna.
a zycie sie przeciez toczy i nie jest nudno.
cala ta kwarantanna przypomina przedwczesna emeryture. sa jakie srodki do zycia i mnostwo czasu, zadnych terminow i dat, zadne obowiazkowe spotkania, maile, zobowiazania. wlasciwie caly czas oparty jest na samodyscyplinie i wymyslaniu sobio nowych zadan. wyzwania im bardziej zmudne i czasochlonne tym lepiej. i tak wkrecilam sie w sznurki makramy i geometryczne wzory w wiekszym formacie. jak to na emeryture przystalo jest tez czas na gotowanie, kiszonki i ogrodnictwo.
powoli jednak dochodze do wniosku, ze nowe wyzwania staly sie juz rutyna i szukam dalej i coraz bardziej chce sie wychodzic z domu. z domu jednak trudno wyjsc bo jak tylko otworze drzwi wpada chmara komarow a o wypadach do lasu to juz nie wspomne. nie ma takiego DEETa aby to szalenstwo powstrzymac.
od dobryh 3 tygodni mamy prawdziwa pore deszczowa. pada regularnie, zwykle wieczorami i noca chociaz ostatnie 2 dni pada caly dzien. 2 dni chmur i deszczu to chyba koncowka moich baterii slonecznych. a zatem jesli jutro nie wyjdzie slonce skonczy mi sie sok w akumulatorach.
bede chyba musiala pozyczyc od Jeffa generator i doladowywa sobie baterie. prognozy bowiem, jesli wierzyc, zakladaja 2 tygodnie deszczu.
po 2 miesiacach ostrej izolacji Lina i Dario dali mi votum zaufania i odwiedzaja mnie w lesie. na zdjeciach Linda, Pilar i mlody Dylan.
moje zatoki na pewno doceniaja ta przerwe. zagladam pod wode jednak czasem ale biore to wszytsko na spokojnie. trudniej tez z nabiciem butli, bo jest to oficjalnie zakmniete wszystko wiec trzeba sie umawiac na godziny i nabijac w podziemu. ale da sie.
a zycie sie przeciez toczy i nie jest nudno.
cala ta kwarantanna przypomina przedwczesna emeryture. sa jakie srodki do zycia i mnostwo czasu, zadnych terminow i dat, zadne obowiazkowe spotkania, maile, zobowiazania. wlasciwie caly czas oparty jest na samodyscyplinie i wymyslaniu sobio nowych zadan. wyzwania im bardziej zmudne i czasochlonne tym lepiej. i tak wkrecilam sie w sznurki makramy i geometryczne wzory w wiekszym formacie. jak to na emeryture przystalo jest tez czas na gotowanie, kiszonki i ogrodnictwo.
powoli jednak dochodze do wniosku, ze nowe wyzwania staly sie juz rutyna i szukam dalej i coraz bardziej chce sie wychodzic z domu. z domu jednak trudno wyjsc bo jak tylko otworze drzwi wpada chmara komarow a o wypadach do lasu to juz nie wspomne. nie ma takiego DEETa aby to szalenstwo powstrzymac.
od dobryh 3 tygodni mamy prawdziwa pore deszczowa. pada regularnie, zwykle wieczorami i noca chociaz ostatnie 2 dni pada caly dzien. 2 dni chmur i deszczu to chyba koncowka moich baterii slonecznych. a zatem jesli jutro nie wyjdzie slonce skonczy mi sie sok w akumulatorach.
bede chyba musiala pozyczyc od Jeffa generator i doladowywa sobie baterie. prognozy bowiem, jesli wierzyc, zakladaja 2 tygodnie deszczu.
po 2 miesiacach ostrej izolacji Lina i Dario dali mi votum zaufania i odwiedzaja mnie w lesie. na zdjeciach Linda, Pilar i mlody Dylan.
moje zatoki na pewno doceniaja ta przerwe. zagladam pod wode jednak czasem ale biore to wszytsko na spokojnie. trudniej tez z nabiciem butli, bo jest to oficjalnie zakmniete wszystko wiec trzeba sie umawiac na godziny i nabijac w podziemu. ale da sie.
Subskrybuj:
Posty (Atom)