wtorek, 27 stycznia 2015

wykopki

i mamy tunel pod domem, gleboki i dlugi na cala dzielnie. bedzie kanalizacja! troszke sie kurzy ale to i tak nie przeszkodzilo sklepikowi papierniczemu, otworzyli wrota, a na wprost wielka koparko-wyciagarka wyrzucala wielkie haldy piachu....moze i tak planowali sprzatanie w sklepie, wiec tona kurzu nic nie szkodzi...my tez mamy niezla warstewke ale to niestety nie do unikniecia. prace maja sie szybko skonczyc ale w meksyku wyraz szybko, tydzien, jutro nie ma tej samje wartosci. Trzeba jednak wspierac pomysl, wszystko to w dobrej sprawie, bedzie oczyszczalnia sciekow a nie szmbo saczace sie do cenotow. jest i nadzieja na ocalenie raju.


a tymczasem urzadzilam rozmowy kwalifikacyjne na wynajecie mieszkania starego. chcialam dopomoc wlascicielom, tacy mili i zmartwieni, ze sie wyprowadzamy. Niespodziewanie zglosilo sie masa zainteresowanych, odbyl sie wiec casting. dziwnie mi z tym bylo, kazdy tak prosil, ze chce zamieszkac..... a ja tylko patrzylam i sluchalam, ale wyszlo na kogos niespodziewanie znajomego. a zatem casa na Palmie Bozonarodzeniowej zostanie w dobre rece oddana. Ufff, mam nadzieje, ze kwiatki beda podlewac.




niedziela, 25 stycznia 2015

i mamy niedzielny relaksik, na sucho ale za to z ropuszczalnikiem i wiorami.
skonczylismy i zamontowalismy stol w kuchni. jest jak w barze sushi, siedzi sie przy waskim dlugasnym stole i gapi w wielkie okno.
co prawda sniadanie bylo texmex ale i tak jak w barze gdzies na Soho...nostalgicznie


środa, 21 stycznia 2015

i udal mi sie dzisiaj nie nurkowa dla odmiany. byl czas na zaplacenie rachunkow i sniadanie.
nadrobilam troszke kmputerowych zaleglosci. nie bylo jeszcze okazji w tym roku pogapic sie na malo wazne watki i njusy. poskajpowac z roksana, po raz ierwszy w tym roku.
az nienaturalnie jakos tak bezczynnie....

bez jeffa prace domowe sie nie posunely, teraz to juz potrzeba meskiej sily i ciezkich narzedzi. decha na stol czeka do obrobki, podeschla juz i mozna sie ponownie nia zajac. wciaz wiec jeszcze zyjemy nieco po cygansku, w skrzynkach i torbach, spanie na podlodze...ale jest lodowka, pralka i ciepla woda i to najwazniejsze. na glowe tez nie kapie chyba, ze nie dosuniemy okien a zacina od polnocy.

Nowy Rok zaczal sie tez psimi sprawami, zoperowalismy dwie suki, nie bedzie wiecej szczeniaczkow.... teraz ma byc latwiej szukac im domu...trzymamy kciuki. Jeff cyklicznie wierci mi dziure w brzuchu aby sie pozbyc pluszakow. po tym jak zjadly mi nowa wycieraczke na drugi dzien zaczelam sie powaznie zastanawiac, ze czas najwyzszy oddac Bekse.


wtorek, 20 stycznia 2015

ale nurkujemy, mokre rece od roboty. nogi wysuszylam nad ogniskiem....


wtorek, 13 stycznia 2015

Nowy Rok pedzi, wcale nie zwolnil po polnocy. My na pelnych obrotach ale wszystkie te zmagania i wysilki daja duzo satysfakcji. Jeff na szczesie ma zlote rece, potrafi zrobic wszystko od elektryki, hydrauliki po spawanie i heblowanie. Moze tylko kladzenie tynku mu nie wychodzi jak murarzowi ale to chyba musi byc jakis talent do rzucania zaprawa po scianach.

Na parterze juz sie prawie ogarnelismy, baza nurkowa przestala wygladac jak magazyn budowlano/nurkowy. Wszystko co prawda przykryte wieczna warstwa kurzu ale dobrze ta przestrzen wyglada. Podoba sie. Wczoraj zawiesilismy stol z drewna co wazy chyba ze 100 kg. Pieknie sie pracuje z takim drewnem, ma takie bogate wzory i sloje, przyjemnosc to dla mnie byla szlifowac blacik prezez kilka dni.

A dzisiaj probowalismy odgracic ogrod. Jest tam warstewka wszystkiego.....weze i jaszczury tez sie znalazly. na koniec zrobilam ognicho, tylko kielbasek zabraklo....
udalo sie tez miec kilka dni wolnych, zdrowie wrocilo i czas byl na ogarniecie balaganu. wciaz jeszcze nie ma cieplej wody ale juz dobrze mi sie myje w szklance wody. byle ciepla byla.

ugotowalismy juz pierwsza zupe na nowej kuchence i byly ulubione jajka na bekonie na sniadanie.  zycie w kuchni powoli powraca...po dwoch tygodniach jedzenia na miescie to prawdziwa frajda ugotowac sobie miske ryzu.

16 przylatuja dwie dziewczyny z Polski, na nurkowania jaskiniowe. 3 laski w jaskiniach, hehee, zapowiada sie dobrze. chyba najwdziedzniejsza kombinacja pracy. i po polsku dla odmiany. sporo sie ruszylo tez w tym kierunku, nie wiem jak i skad ale zalaly mnie zapytania z Polski. Szykuje sie sporo grup i moja ulubiona, Grzeskowa w kwietniu. MOze mnie zabiora w bagazu powrotnym...

a z zabawnych historii, psy w niedziele znalazly opakowanie czerwonego pigmantu do cemnetu.....oj jak czerwono bylo i jest, D'artagnian jest rozowy, ma w zwiazku z tym nowe imie, Fabio.  Pigment nie do zmycia, pzynajmniej w pierwszym kapanku.

czwartek, 8 stycznia 2015

JESTEM!

nie bylo mnie bo i nie bylo jak i kiedy.
w nowym domu nie bylo internetu, byl tylko taki ograniczony w komorce. z takiego to za wiele nie mozna....ale od dzisiaj juz jestesmy, i to w dodatku na nowym MACBooku. wiele zamieszania z ta cala przeprowadzka, ciezka praca, za dnia w wodzie i to na pelnych obrotach, a wieczorami szlifowanie i zamiatanie.
przyplatalo sie tez nie proszone grypsko czy cos takiego, juz mi lepiej, ale ciezko bylo przez chwile pogodzic nury i grype....i brak kuchenki do zagotowania herbaty i brak cieplego prysznica. wszystkiego nie mamy jeszcze, glowy w tym roku jeszcze nie mylam....

nie bylo jak Wam wszytskim pozyczyc pieknych chwil w Nowym Roku, zdrowia i ciepla!