wtorek, 31 stycznia 2012

tacos de cochinita

i toczy sie.....sa tacos na sniadanie.

poniedziałek, 30 stycznia 2012

viva hel

dojechalam, lo boze, opowiem o przygodach jutro....

wszystko zaczelo sie jak trzeba. Tipek o 5.45 zrzucil mnie z bagazem i pojechal. Weszlam na sale odlotow, a tam migalo na pomaranczowo LOT ODWOLANY. Wiadomo, w takiej chwili czlowieka oblewaja gorace poty, nawet jak za oknem minus 11. Pan z informacji powiedzial, prosze do kasy LOTu przebukowac sobie bilet. I poszlam, i tak w kolejce, ale kulturalnej, poczekalam sobie godzine. W tym czasie zjadlam polowe prowiantu, co mama zrobila. W LOCIE kulturka, oferuja nawet taxi do domu jak trzeba. Ale mnie pan wyslal do Warszawy, stamtad do Frankfurtu. Odlot byl o 9. Pani z odprawy byla chyba niewsypana i naciskala, ze mam w torbie za ciezko, wiec musialam usunac dwa piwka pszeniczne. jedno wypilam sobie o 7 rano, cholerka ciezko wchodzilo, ale chcialam nerwa ukoic. A drugie juz odpuscilam i poczestowalam pana z kiosku. Viva hel sie nazywalo, czyli witamy w piekle, bo piekielko sie dopiero mialo zaczac. Obladowana jak Nomad, bo na szczescie nie czepili sie nadwagi w bagazu podrecznym, ruszylam do stolicy.

Lot sie opoznil nieco, z czego w stersie bylam czy zdarze na ten do Franka. Udalo sie, brami byly blisko.....ale ten tez byl spozniony i to mocno, co spowodowalo, ze szanse zlapania lotu do Meksyku zmniejszyly sie znacznie. Na styk, siedzialam jak na szpilkach aby potem zaczac szybki bieg przez tysiac bramek do gejtu C9. Omijajac juz wszysttkie kolejki, na cwaniaczka, przeszlam cale lotnisko, najwieksze cholera na swiecie chyba, i odprawili mnie, nie pytajac o bilet powrotny.

Stres toszke trzymal, glowa mnie juz od rana pobolewala, lot wydawal sie najdluzszy z wszystkich dotad odbytych. Podali nam warzywna rozmemlana lasanie i zimnego schabowego, no ale kapitan wyladowal bezpiecznie i to jest najwazniejsze. Potem juz tylko odprawa celna, gdzie wszedzie bylo o tym, ze wieprzowiny nie wolno przemycac, a inne rodzaje zywnosci i miesa trzeba zglosic. Oklamalam ich, napisalam w oswiadczeniu, ze nie wwoze, wwiozlam. Kolo kilograma swininy, mam nadzieje, ze biologicznej zaglady nie bedzie jak sie najemy i wydalimy to z Jeffem.

Z Jeffem juz poszlo gladko, czekal z wszystkimi kierowcami taksoweczek. Po wilogodzinnej podrozy spoczelam w lozku. temperatura wspaniala, w nocy jakies 25, lekko sie wiatraczek krecil. Rano pyszna kawa i zaczynam na powrot zycie pod palma. Nodze podroz dobrze zrobila, zagoila sie jakby bardziej.

poniedziałek, 2 stycznia 2012

europejskie wakacje

i jestem w Europie. lot byl dlugi, za dlugi. mielismy miedzyladowanie w kostaryce kolo playa del coco, widzialam z samolotu zatoke, nasze lodki, diveshop, pozegnalnie sie zrobilo.....
teraz ostatnie godziny w brukselii, sympatycznie sie bawilismy, spalam 24 godziny. Chyba odespalam zagubione w czasie 8 godzin.

W zwiazku z europejskimi wakacjami na blogu bedzie przerwa. Powroce jak powroce.