poniedziałek, 25 września 2017

Pięknie popadało w nocy. Może ulży to nam trochę. Z pewnością nie była to dobra podoaga dla Sunii, która postanowiła zanocować w lesie. Jeszcze się nie znalazła.
Od jutra praca na nieco większych obrotach. Póki co było spokojnie i cieszyłam się powrotem do jaskiń. 

czwartek, 21 września 2017

pasmo nieszcześć dokucza maksykowi, z każdej strony ataki. Poki co, na szczęście, Tulum i jego okolice trzymają sie w spokoju i cieszą się piękną pogodą. Nie mniej jednak zbiorka datków w całym kraju na rzezc poszkodowanych w ostatnim trzęsieniu ziemi. Brrr....biedni ludzie, podaj 290 ofiar ale jest wciąż setki zasypanych. Niekt z moim bezpośrednich znajomych i rodzin nie ucierpiał.

Tymczasem wracam powoli na pełniejsze obroty nurkowe. Pianka jakby ciaśniejsza się zrobiła po wakacjach ale wciąż się w nią mieszczę. Butle też jakby cięższe się zrobiły.  Kondycja spadła mimo licznych pieszych wycieczek w Szwajcarii....
Od wtorku trochę wiecej pracy się zapowiada.  I dobrze, najwyższy czas!


czwartek, 14 września 2017

ognisko domowe


po rodzinie juz tylko zdjecia zostaly, tymczasem, do nastepnego razu. to nasze ognisko domowe wspolne, w komplecie. dobre bylo, smaczne.

a tymczasem, zreperowalam przednie zawieszenie a aucie, wstawilam 2 nowe opony i sprawdzilam zbieżność kół. auto gotowe na nowe tysiace kilometrow po bezdrozach. psy sie ciesza.
korzystajac z okazji, ze viva nie w domu, pies Miki, sprowadzilam Sunie i Darta do domyu. Mieszkamy w komplecie, przynajmniej na jakis czas.

wtorek, 12 września 2017

aklimatyzacja

pierwsze chwile juz za mna. jeszcze tylko nie bylam pod woda. reszta rutynowych zajec juz zaliczona.
wczoraj przejelam tez kota, nie mozna go bylo wczesniej zlokalizowac. Jeff przyznal, ze odkad kot zrozumial, ze nie mieszkamy razem, nie spedza za wiele czasu w domu. Jeff przywiozl Lemmiego do mnie wieczorem. Kot oszalal ze szczescia. Ocieral sie, gadal do mnie, lasil sie i wczepil mi sie we wlosy na pol nocy. teraz chodzi za mna jak cien. bardzo to bylo poruszajace. ja tez sie za nim stesknilam.

rozpoczelam wstepna selekcje i obrobke zdjec z podrozy. zaczynam troche od konca, bo w glowie najswiezsze. a zatem Kanada na poczatek. To mala miescowosc gdzie mozna zobaczyc wieloryby, morswiny i foki. Udalo nam sie w niezliczonej ilosci nacieszyc sie tymi stworzeniami. Surowy krajobraz, moj ulubiony taki odludniony, piekny camping i kajak na rzece, ktora z rzeka ma niewiele wspolnego, jest szeroka jak morze i slona.  Piekny zakatek. Grandes-Bergeronnes, Quebec.







sobota, 9 września 2017

wakacje 2017

80 dni dookola swiata, no moze nie dookola ale do polowy. Przelecialm blisko 22 tys km plus wiele km autostradami, kajakiem i na pieszo. Wszystko na malym podrecznym bagazu, niesmertelnym suchym worku 30 l. Bylo warto.
W domu juz prawie sie odnalazlam. Zjadlam tacos na kolacje, na sniadanie, wypilam swiezy sok i sfermentowany alla Margarita. Jeszcze tylko sie musze przestawic na wrzucanie papieru toaletowego do kosza a nie muszli i bedzie po staremu.  A i jeszcze kota nie widzialam, wciaz jest u wujka Jeffa gdzies skitrany.

ostatni wpis byl ze Szwajcarii....juz zapomnialam prawie tyle sie wydarzylo od tego czasu. postaram sie nadrobic z fotkami za kilka dni a tymczasem kilka slow o drugiej polowie wakacji.

Szwajcaria jest piekna. Kropka. Po dwoch dniach rozpogodzilo sie maksymalnie i do konca mojego pobytu temperatury ponad 30 i slonce nonstop. Niemalze codziennie mialam okazje zanurzyc sie w jeziorku lub rzecze, wcale nie lodowatym.
Pierwszy tydzien nad jeziorem Eagri z Alex, udalo nam sie kilka wypadow w gory, piekne przejazdzki gorskimi drogami i tunelami, przeprawa rwaca gorska rzeka czyli canyoning w Interlaken, surfowanie na dywanie i kuchnia indyjska kazdego dnia. na zakonczenie Alex odprawila na mnie magiczny masaz misami tybetanskimi i tak po prawie tygodniu na parkingu w Baar przejela mnie Melanie.

Melanie i Helmut prowadza centrum nurkowe w okolicach Zurichu, mieszkaja w przyjaznej do zapamietania miejscowosci Au. Tam tez spedzialm drugi tydzien. Bylo troszke w gorach, troszke pod woda, troszke na wodzie, na rowerze, a wieczorami przy rozpuszconym pysznym szwajcarskim serze. Nie zabraklo wina do sera oczywiscie, wspomaga trawienie.
Ostatni weekend spedzilismy w Niemczech, na super bbq u Richiego. Wbrew zapowiedziom pogoda byla wysmienita a sam Rothenbuch uroczo zalesiony i pagorzasty.
na zakonczenie pobytu Helmut i Melanie ubrali mnie w kosmiczny rebreather i zanurzyli na pierwsze w zyciu bezbablowe nurkowanie. interesujace doswiadczenie.
Melanie zabrala mnie na lotnisko niestety i stamtad w kilka godzin przetransporotwalam sie do Amsterdamu.

Pod wielkim znakiem I AM STERDAM czekal na mnie Mike. Z Mikiem pracowalismy razem we Wloszech w poprzednim stuleciu. Przemile spotkanie po latach, poznalam jego juz doroslego syna Hardiego, ktory byl z nami wtedy we Wloszech. Sam Amsterdam wciaz pelen turystow i szkoujacych widokow. Krotka wizyta to byla, 2 dni i ruszylam na lotnisko.

Moje nadzieje na piekne widoki lecac nad Islandia pochlonely geste chmury. Deszc i mgly... Spedzilam prawie 3 godziny na lotnisku, chyba najdrozym na swiecie i tyle widzialam Islandie.

Lot do MOntrealu trwal 5 godzin, wlasciwie go przespalam w calosci.
Na lotnisku odebrala mnie Valerie i Emil. Piekne przyjecie kolacja u Karine i Alixa a potem juz masa drinkow do rana w klubie L'esco gdzie pracuje Karine. 2 dni zabawy i w niedziele ruszylysmy z Valerie i Karine do Quebec. Tam spotkalam sie z Martinem i Sylvie, poznalam ich legendarne psy Mr Spook and Rocky. A w poniedzialek juz z sama Valerie przymocowalysmy wielki kajak na dach i ruszylysmy na wyprawe.

W sumie 4 noce pod namiotem, 2 w pieknym kanionie gorskim Hautes Gorges, 2 nad brzegiem ogromnej jak morze rzece Swietego Wawrzynca, okolice Tadussac, gdzie towarzyszyly nam setki wielorybow, fok i morswinow.
W drodze na gore Acropolis spotkalam pierwszego w zyciu jezozwierza czyli cos pomiedzy kapibara i bobrem. niezly stwor.

Po pieknych widokach i ponad 1000 km w aucie wrocilysmy z Val do Montrealu. Piekne miasto. Pogoda nas nie rozpieszczala ale mimo wszystko udalo sie kilka razy wyjsc poza szyby baru.
Na koniec nastrojowy koncert Kevina Morby i luksusowy lot do Mexico.

A tam juz czekala na mnie goroca atmosfera. Upal slonce i wilgotnosc. Oszolomione psy i happy hours w barze Milagrito wsrod tulumskiej rodziny.