wtorek, 28 lipca 2020

Elegia do Lemmiego 11.15-07.20




21 lipca pożegnałam Lemmiego, kocurka szarego w bialych śniegowych podkolanówkach. Był ze mną od listopada 2015 roku, przeprowadzaliśmy się 5 razy, wszędzie było nam dobrze.
W nowym domu w jungli najwięcej mu zajęło przystosowanie się ale to z uwagi na goraczke psów opetanych nowymi zapachami, które goniły go przez pierwsze tygodnie jak dzikie zwierzę. Lemmy jednak był cierpliwy i mądry. Wychodził kiedy ich nie było a w dzień robił siku do kratki ściekowej pod prysznicem.
Nigdy nie marudził, nie miał humorów, kochał i okazywał to całym swoim małym kocim serduszkiem.
Przynosił mi rożne trofea...ptaki, myszy, nietoperze, jaszczurki. W pierwszych latach był bardzo łowny. W jungli już tylko podjadał sobie myszki, którymi czasem zwymiotował w całości.

Nosił się dumnie, miał w sobie coś eleganckiego i dostojnego. Taką domieszkę dzikiego kociaka, madre oczy.
Nie lubił się kąpać ale który kot lubi. Nie lubił kociaków i kotów o białym umaszczeniu. Kochał rudego sąsiada Berlina. Uwielbiał spać na plecach z nogami rozrzuconymi w powietrze. Mozna było na niego patrzyć godzinami. Zrobiłam mu setki zdjęć.

Zawsze był przy mnie albo w swoich ulubionych miejscach…
Na oknie łazienkowym, na oknie w spizarce, pod umywalką ale zdecydownie lubił swój tron z dwóch pufów nakryty czerwonym futerkiem. Był wtedy królem. Czasami przyszło mu się podzielić tym miejscem z Tijuaną, czasami ustępował młodszemu.

Potrafił się dzielić jedzeniem i przysmakami z Tijuaną. Jedli czasami z jednej miseczki na przemian. Bez przepychania się jak nurkowie na oddychaniu partnerskim z jednego automatu.

Kiedy już kociak drugi wyrósł zaakceptował go i zaczął spędzać z nim czas. Uprawiali kocie zapasy, chodzili na spacery do lasu, wspinali sie po drzewach i godzinami wysypiali się obok siebie.

Lemmy zawołany zawsze przychodził, chocby trzeba było przerwac głęboki sen. A gdy podjeżdzałam autem wychodzil na dwór i czekał na mnie na progu.
Byliśmy połączeniu, on i moja kocia połowa.

Kiedy wracałam z wakacji cieszył się, ocierał i miałczał w niebogłosy. Kiedy mnie nie było był nieobecny, smutny i odliczał dni po kociemu kiedy powróce.
Czasami zdawało mi się, że jest reinkarnacją Momo, mojego pierwszego kociaka. Oba miały to coś wyjatkowego, które teraz pozostawiło wielką dziurę w sercu. Wyrwana niespodziwanie bez wyjaśnienie.

Po analizie wypadku, co zaszło w nocu 20stego lipca nabieram przekonania, że Lemmy stoczył walke z jadowitym wężem. Może mnie przed nim obronił, może naraził się bo tak mu kazała jego kocia bohaterska natura…..
I ja, kocia mama, zawiodłam go. Nie obejrzałam dokładnie, nie zrozumiałam co się stało… zdałam się kompletnie na wizyte u weterynarza jak tylko otworzyli lecznicę. W drodze był już wyczerpany, opadał z sił i wtedy wbił mi się po raz ostatni pazurem w przedramię i ucichł znacznie…. Ach gdybym, wiedziała, że to było pożegnanie…..

10 godzin po ugryzieniu przestał oddychać na skutek zacisku klatki piersiowej. Żadnych złamań…..

Pożegnalismy go wszyscy, Jeff, Tijuana, Sunia i Rango.
To było jego dziewiąte żcie…..













































44 na horyzoncie

Dzień urodzin to zawsze chwila reflekcji. A jest nad czym sie zastanowic, to już 44 lata czyli 528 miesiecy albo 16060 dni. Mozna na to spojrzeć w różny sposób.
Tyle rozdziałów, tyle różnorakich kulturowych zmian, szukanie miejsca na trzech kontynentach. I chyba w koncu jestem Meksykanka w srodku i na zewnatrz. Z Fridą na przedramieniu wkraczam w kolejny etap.
Na dobre zaklimatyzowałam sie juz w leśnej rezydencji, która z pełnia szcześcia w sercu moge nazwać domem. Brak huków miasta i dzwięki natury wynagradzają dojazd i dodatkowe litry benzyny stracone na dojazdy.  (Własnie konceryje mi nad uchem świerszcz).

Otoczona gronem wspaniałych przyjaciół i zdalnie rodziną czuje się dzieckiem szczęścia.
Ze zdrowiem tez nie najgorzej chyba. Poki co nic mi nie doskiwera, a to co tam w srodku uroslo mam nadzieje, ze sie nie obudzi i bedzie w komie do konca zycia. A jesli nie to bedziemy szukac innych rozwiazan.

Virus pokrzyzował plany podróży, nie tylko mi, ale chyba w rezultacie bakteryjnego zamieszania nie przylece do Polski w tym roku. mam nadzieje, że przyszly rok bedzie ciekawszy w podroze.

Ale nie zawiode Was, dojade jak tylko pojawia sie stabilne warunki pozdrowania.