piątek, 28 sierpnia 2015

bardzo pracowite oststnie dni. rozprawilismy sie z ogrodem. ma ksztalt i nabiera charakteru, fotki w bliskim kontakcie...juz sa na karcie pamieci....jeszcze tylko je wrzucic na kompa.

oto poranna kawka w ogrodzie:






wtorek, 25 sierpnia 2015

humor dnia

moj chlopak dzisiaj zauwazyl, ze scieram stopy diamentowym pilnikiem.
popatrzyl i spytal; wiesz, ze od tego bedziesz miala bardzo miekkie stopy? chcesz miec miekkie stopy?

hahahah, bezcenne spojrzenie mezczyzny jaskiniowca...

poniedziałek, 24 sierpnia 2015

dzisiaj nie pospalismy. 6 psow, bo tyle aktualnie u nas pod dachem, dostalo jakiegos amoku. najpierw szczekaly na zmiane wiec rozdzielilismy gromade i szczekajaca bestie Cabrona i malego Otto zabralismy na gore. No to cabron szczekal na werandzie. To go zamknelismy w domu, to piszczal jakby mu sie siku chcialo. Wiec wyszedl z nim jeff o 4 , symulant. Piszczal dalej, wiec ja go zabralam o 5 na spacer. Wachal kwiatki, puscil sika, wrocil i dalej jeczal. I tak o 7.30 sie to skonczylo, bo zadzwonil budzik do pracy...

zrobilo sie tez nieco szaro i mokro. grzmialo i teraz pada.


sobota, 22 sierpnia 2015

piekny tydzien, duzo sie dzialo i jeszcze wiecej w kalendarzu na najblizsze dni.
zapowiadaja nam bardzo deszczowe dni, miesiace.....egh, mama nadzieje, ze sie myla. powtorka sprzed 2 lat kiepska by byla....

od listopada ruszaja polskie dreamlinery do meksyku, rozejzyjcie sie kochani!

sobota, 15 sierpnia 2015

jutro koncze wspaniala przygode z najmlodszym kursantem Jakeiem, 10 lat i 3 miesiace.
Dzieciak jest nisamowicie inteligentny, ogarniety i zafascynowany nurkowaniem jak malo ktory dorosly. Przed przyjazdem przeczytal podrecznik, ogladnal filmiki instruktazowe i zna odpowiedzi na wszystkie pytania jakie zapadly na kursie. na egzaminie zdobyl 96 %, czyli zorbil 2 bledy (bardzo malo znaczace zreszta). To byl zdecydowanie najwdzieczniejszy z kursow i ciesze sie, ze wrocilam aby go przeprowadzic. Wielkie brawo dla Jake'a i dla rodzicow co go tak pieknie wychowuja.

a tymczasem zakupilismy sobie deski do paddlebardingu czyli cos w rodzaju longboardu z wioslem. jak wczesnie sie uda skonczyc jutro to bedzie w koncu okazja wyplynac na morze.

środa, 12 sierpnia 2015


wyglada na to, ze zycie wrocilo do normy. nie bylo nawet jak napisac.
duzo nurkowania, odwiedziny teksanskiej rodziny Jeffa i wspolne wieczory ze znajomymi. jest pelnia lata. tylko na skypie nie ma jak sie polaczyc z rodzina, ale juz za tydzien bedzie spokojniej, tak mowi kalendarz.

sobota, 1 sierpnia 2015

udalo sie tzn. podroz bez awarii.
co prawda do ostatnej chwili nie udalo mi sie wymienic dolarow na euro we Wloszech, tym samym przestrzegam. Nie zabierajcie dolarow do Wloch. Na sardynii nie bylo zadnego kantoru ani banku, ktory wymienia walute, a w Mediolanie na lotnisku pani zaproponowala mi 60 euro za 100 USA, wiec jakies 30 % prowizji. Tym samym zmuszona bylam ostatnie zakupy ograniczyc do paczki ryzu, parmezanu i botargii. Na szczescie starczylo mi srodkow na karcie na pozegnalna butelke wina.

A w Meksyku juz w autobusie lokalnym w meridzie poczulam, ze jestesmy krajem trzeciego swiata, oj tak! hehehe, szokujaca roznica po wypachnionym Mediolanie. Aby poczuc sie bardziej swojsco zaraz przy dworcu poszlam na tacos z dobra lyzka habanero. Smakowalo wybornie. Sama podroz z Meridy troszke meczaca, 2 pzresiadki i duzo czekania na dworcu. Zdecydowanie lepiej by bylo doleciec tym samolotem do Cancun.....ale to tak na przyszlosc.
Dojechalm kolo 1 w nocy.....a dolatujac do Cancun mialabym szanse na 20....

A w domu spora warstwa kurzu, wiec od 7 rano sprzatam. Jutro wracam pod wode.