poniedziałek, 28 marca 2011

qrcze dni mijaja jak szalone, nie ma kiedy pisac a i net ostatnio wolny, ze brak cierpliwosci.
wczoraj bylam na sztuce opartej na Shakespearze, taka komedia jak Monty Pyton, o kosmicznych przygodach Peryklesa. Wesolo bylo, potem bankiet w wielkiej willi na pustyni, nowy wymiar Meksyku. Dobre wino bylo. Zaprosilo mnie 2 Gringo, tacy zabawni starsi panowie.
W Cabo Pulmo mieszka kolo 100 osob, spora czesc juz poznalam. Nasz bar laczy wszystkich.

Mlody polski obywatel juz wyjechal, ale dobre to byly wspolne chwile. Pozdrawiam Marka! Nie udalo sie zanurkowac razem ale jeszcze moze sie spotkamy gdzies tam.
Dzisiaj pierwszy kurs NITROXOWY i to w dodatku w stopach. Wow, glowa sie ruszac musiala szybko.

aaaaa...i jeszcze cos, pierwszego konika morskiego dzisiaj widzialam....taki 12 cm.....pomaranczowy! trzeba bylo 500 nurkow zrobic aby konika zobaczyc. dokladnie taki jak na tym pozyczonym z netu foto....

piątek, 25 marca 2011

day off - pierwszy

od kilku dni mam polskiego goscia na bazie. Przywedrowal do nas podroznik Marek. Cole dal mu prace na 2 dni w zamian za dach i jedzenie, ja zabawiam rozmowa. Hehe, fajnie tak spotkac sie na pustyni.
Dzisiaj mialam wolne, wiec poszlismy w gory, piekne widoki na cale Morze Korteza.
Opisze wiecej pozniej, moze i foto sciagne od Marka.

poniedziałek, 21 marca 2011

tydzien

pierwszy tydzien juz za mna. ocena bardzo dobra.
widocznosc sie polepszyla, temperatura wody wciaz zbyt niska. ale powoli staje sie morsem.
dzisiaj rano ogladalam uchatki, po poludniu uchatki, rekiny i turlajace sie humpbaki. Qrcze fajne miejsce. tak blisko NATURY jeszcze nie bylam. Juz sie nie boje podplywac blisko blisko do foczek.
Park Narodowy Cabo Pulmo jest praktycznie nietkniety przez czlowieka, nie wolno nawet kotwicy zarzucic. Z tego tez powodu lodki musimy wpychac i wyciagac z wody na lawecie 2 razy dziennie albo i 4 jak mamy 4 nurkowania dziennie. meczaca to operacja i wymaga uzycia zarowno glowy jak i miesni. Moze uda mi sie nakrecic filmik wkrotce, gdyz zamierzam kupic na dniach aparat (malutki taki) aby dokumentowac rzeczywistosc i piekno z jakim obcuje. Tak, tak, to czyste i urzekajace krajobrazy, ktore chcialabym uwiecznic na fotografiach.
Wczoraj mielismy male party, sporo ludzi w centrum z okazji tzw. spring break w Stanach. Mamy cala grupe nastolatkow i mlodzikow. Z mlodymi sie nie zintegrowalam, ale bardzo mila grupka Hiszpanek z nami nurkowala i wieczorem razem opijalismy postep w hiszpanskim. haha, a tak, moj jezyk idzie do przodu preznym krokiem, bo tutaj staff nie mowi po hiszpansku i ja mam zawsze fuche obslugiwania miejscowych i Hiszpanow. fajsko! Ucze sie wiec pilnie i powoli ma to juz zarys normalnej konwersacji.
Sciskam wszystkich z okazji Pierwszego Dnia Wiosny, to chyba byl zawsze dzien wagarowicza.
ADIOS!

sobota, 19 marca 2011

na sucho

dzisiaj wieje mocno nawet (jak to na pustyni), bardzo mnie ucieszylo, ze mam pierwszy suchy dzien.

czwartek, 17 marca 2011

pokaz


dzisiaj bylam ze snurkami, czyli tak po powierzchni. Qrde, fajsko bylo, manty wyskakiwaly ponad wode, foki, i kilkadzieisat skokow wyskokow humpbackow....chyba radowaly sie z okazji urodzin Zoski. 100 lat! A i wiem, ze humpback to walen dlugopletwowiec, chyba po angielsku brzmi to lepiej.
Piekny dzien to byl.......

środa, 16 marca 2011

przystanek Cabo Pulmo

to nasza mapa, tam gdzie jestem to humpback whales, jest ich tutaj sporo. fajne to widowisko jak takie tony przelewaja sie nad woda, widzimy ich kilka na raz.....piekne, potem wyskakuja delfiny, a potem manty, cele zgraje, a jak to juz nudzi to mozna sie pogapic na setki pletw wychylonych z morza gdzie wileka lawica gigantycznych jack fiszy. wygladaja jak male rekinki.
Przepraszam za brak polskich nazw, nie znam sie na nich. Juz chyba wiem wiecej po hiszpansku o tym co pod woda niz w rodzimym polskim.
A tu ponizej nasza plaza. Sa partie kamieniste i sa partie pustynne, wydmy i takie tam dla plazowiczow. Generalnie pustkowie i cisza. Wieczorem jak leze w lozku slysze jak fale mieszaja kamienie na brzegu, przyjemna melodia.


A teraz troszke o pracy, centrum i o tym jak tu od tej strony wyglada. Pracujemy w 5 osob, dwie 19 latki Alissa z Kanady i Sarah ze USA oraz parka dziwakow niezlych (Shirley z Irlandii i Pete z Londona). jest tez 3 meksykanskich kapitanow, malzenstwo, ktore trzyma piecze i kase. on Col trudna sztuka (wszyscy go nienawidza - taki typowy Amerykanin, dzisiaj ma 50 uro) i jego meksykanska malzonka Maribel, sympatyczna, ale szkolona. Nasz manager nurkowy to wielki gruby Bruce, symatyczny, chociaz dziwczyny mowia, ze sie zmienia po jakim czasie. Troszke to zgrzyta,moze od nadmiaru piasku albo wymaga czasu jeszcze na dotarcie. Chyba ogniskiem zapalnym jest Alissa, oj bedzie chyba wybuch atomowy za jakis czas, bo wielu wrogow tutaj ma dziwcze. Ja na razie z pozycji wiezy obserwacyjnej, ale jest sie do czego przyczepic.
Caly zespol w wodzie to przedszkole troszke, nie chce tutaj jakis punktow przyznawac, ale to mloda i niedoswiadczona brygada.. Alissa nie ma pojecia o nurkowaniu z ludzmi, Shirley bardzo sie stara ale widac bardzo, ze nie ma zadnego doswiadczenia. Sarah chwilowo w ofisie i nie wiem jaka z niej instruktorka, ale wyglada rzeczowo i chyba wie co robi. Ma glowe na karku. Pete tylko snurkowal ze mna, wiec nie wiem, ale wyglada, ze dobrze mu w wodzie. Mielismy wczoraj spotkanie firmowe, troszke iskier poszlo......jeden z kapitanow wybiegl obrazony po tym jak Cod rzucal w niego fackami.
NO ale generalnie to podoba mi sie...
Pod woda na razie kiepsko, bardzo slaba widocznosc, chyba od witru i pradu tsunami, widac na wyciagniecie pletwy, zimna woda, oj zimniutenka, troszke dla glowy to szok, bo na lodce + 25 albo i wiecej, slonce pali, a potem szok termiczny na 40 minut i znowu nagrzewnica i nie wiem, ale moze sie w glowie plyn mozgowy zwazyc po jakim czasie....bede sie miala na bacznosci aby nie zwariowac w srodku. Heheh, w ogole to wszytsko mi sie kojarzy troszke z filmem przystanek Alaska, bo jest tutaj bar w centrum z pieknym widokiem i tarasem i wszyscy sie schodza, zawsze te same twarze, i gada sie po angielsku i nie ma innych punktow za wiele dookola, wiec toczy sie zycie w barze. Heheheh, przystanek Cabo Pulmo.

poniedziałek, 14 marca 2011

baja i las cueavas

i dojechalam.....wow, wszystko jak w filmie. wysiadlam w los cuevas a wlasciwie ciut dalej, bo pan kierowca nie powiedzial gdzie jest moje miejsce docelowe......wiec wyskoczylam na pustynie z kaktusami wielkimi, na malym przystanku gdzie co jakis czas tylko sie kurzylo po przejechaniu wielkich amerykanskich ciezarowek. zadzwonilam od pana milego ze sklepiku i po 45 minutach zjawil sie Bruce. czekalam jak Phil Collins na teledysku, tylko iguany nie bylo.
Klimat jest filmowy, podoba mi sie. Sucho, wietrznie i surowo. Slonce pali, pustynia i gory.

Na miejscu wszystko pieknie i gladko, centrum polozone jest 9 km od miasteczka, czyli w przyslowiowej dupie. hehehe. tak wlasnie, jestem gdzies gdzie chyba nie ma juz sateleity googla.
Mam luks pokoj z mega wygodnym lozkiem, co po 2 tygodniach cyganskiego zycia ma to ogromne znaczenie. Wczoraj zostalam napojona piwskiem juz od polowy drogi i tym samym zasnelam po 18....wyczerpana dniem i podrozom, kontynuowalam sen po przebudzeniu sie do samego rana.
dzisiaj nie mielismy nurkow, ale poplynelam ze snurkami. najpierw krazylismy kolo wielkiego wieloryba, wow, oblednie duzy, wyskakiwal i zanurzal cielso. Potem poplynelismy zobaczyc kolonie uchatek kalifornijskich......plywaly tuz obok, wydzieraly sie, czesc lezala na skalkach jak koty nagrzewajac ciala. Piekne to bylo, ale woda zimniutka ze ho ho!
Dostalam skafander 7mm i musze sie oswajac, ze to nie 26 karaibskich stopni. na razie jest 20 tylko, w uszy zimno najbardziej jak sie woda nalewa, ale to chyba tylko poczatek taki dramatyczny. Organizm sie musi przyzwyczaic.

sobota, 12 marca 2011

buena onda


miasto odczuwa sie zupelnie inaczej po kilku miesiacach plazowania. jakby nie moje miejsce juz. meczy szybko, brak wody, bryzy i powietrza wlasciwego....
Guadalajara sypmatyczna ale bez zachwytu wielkiego. Objechalismy kilka miejsc, fajne lampy i dizajn. W ogole meksyk to dobry dizajn, muzyka, jedzenia. Qrcze, podoba mi sie tu bardzo.
Pilismy dzisiaj jakis dziwaczny zakwas z agawy o nazwie pulque.....taka spieniona biala ciecz po ktorej sie w glowie kreci, w glinianych litrowych garnuszkach z takimi twarzami, ze az mnie zal scisnal, ze nie mam aparatu. a slonce do tego palilo potwornie.
baterie troszke doladowane, odespalam sobie w Guadalajarze wszystkie utacone na sen chwile z Tulum. nad ranem po 5 lece dalej. W samolocie pewnie znowu paczka chrupkow i rum z cola.
Poczytalam online, ze Tsunami sie otarlo o Baja California, ale tam gdzie jade nie ma strat. Ufff...klimat wredny, ale znajomi japonscy dali znaka, ze wszystko u nich dobrze.

piątek, 11 marca 2011

guadalajara

Przelecialam sie do Guadalajary. pozegnanie w tulum, ostatnie usciski i prawie lzy w oczach, ze trzeba ruszac dalej. czas spedzony w tulumie to najlepszy okres w calej Ameryce Srodkowej. Bardzo chce mi sie tam wracac i dla wody i dla ludzi.
3 godziny lotu i jestem w centrumie Meksyku. Miasto duze, kilku milionowe, zatrzymalam sie u znajomych przemilych mojego studenta Hugo.
W niedziele jednak dalszy krok naprzod. A potem na jakis czas bez zmian. relax.

Smutno mi sie zrobilo troszke, jak dzisiaj zobaczylam, ze moj wielki przyjaciel Pablo wymazal mnie z fejsbuka. Swiat jest przewrotny, nieprzewidywalny i czesto lubi dogryzac. To jednak mocny sygnal albo lekcja, tylko jeszcze nie wiem do konca czego czy dlaczego.



środa, 9 marca 2011

last DOS OJOS

i moj pobyt dobiega konca. ostatnie nurki w Tulum. Koncze kurs z dwoma studentami.
Udalo sie wiec spedzic przemile kilka dni, zarobic troszke, poznac mase fajnych ludzi i jest gdzie wrocic po Baja California. Baza czeska z ktora wspolpracowalam jest jak instytucja charytatywna, pomagaja, udostepniaja, pozyczaja co potrzeba, nie robia problemow, nie pouczaja i nie madrza sie. Dawno nie spotkalam tego typu ludzi, a juz na pewno nie w dive biznesie gdzie kazdy mysli o kasie.

Pozegnalne party wieczorem i uciekam do Cancun, a stamtad na 2 dni do Guadalajary i potem juz tylko pustynia.
Moje wyobrazenie o Meksie zmienilo sie diametralnie, to wspanialy kraj i miejscowi sa tez cool. Zobacze jak po drugiej stronie.

niedziela, 6 marca 2011

jaskiniowiec

ciag dalszy szalenstw jaskiniowych. Brak slow, jak nurkowanie we Wieliczce, hehehe. Bylismy na Dos Ojos i Calavera. Szkoda bardzo, ale w czwartek musze z tym skonczyc i wyjechac. beda lzy, ale i wroce tutaj niebawem, jak skoncze prace w Cabo Pulmo. Lot 10 wieczorem.
Mam teraz caly dom Alejandro do dyspozycji bo wyjechal na kilka dni na karnawal. Super opcja, w ogole nigdy go nie ma i nie spi w domu, wiec mam swobode. Tylko klucz jeden i musimy sie kontaktowac czesto jak go przekazac.

piątek, 4 marca 2011

dzisiaj z Jaime zaanurzylismy sie w 3 cavernach. jaskinie urywaja glowe!!!!
To najpiekniejsze nurkowanie z jakim sie do tej pory zetknelam.
Poczatek szalowy, skok z 6 metrow do wody ze sprzetem.
Obled, cenote PIT the best!

środa, 2 marca 2011

pierwszy cenot

jakos tak niespodziewanie i spontanicznie wyszlo, ze zaczelam dzisiaj kurs Open water z 4 osobammi. Alejandro i Ewelina zainteresowani byli wczesniej, a wczoraj kolo polnocy zapoznalam wlascicieli milego baru Waye i caly dzin spedzilismy w Casa Cenote. cenoty urywaja glowe, bylo pieknie! pierwszy zaliczony i to doglebnie!
Caly uklad dzieki Octavio, inny couch surfer z Tulum. Wspanialy i pomocny. dzieki tym 2 dnniom polubilam Meksykanow. Inna mentalnosc ale zaczynam troszke rozumiec.
10 odjazd! mam jeszcze kilka dni i kursow do zrobienia.

wtorek, 1 marca 2011

karnawal

Przemiescilam sie. W Tulumie sympatycznie, zaczal sie karnawal. Bylam padnieta, jeszcze nie odbudowalam sie po hucznej sobotniej imprezie na pozegnanie. Nie dalam rady wyjsc na salse przed dom, ale dzisiaj nie odpuszcze.
Spac nie dali, jak w moim hotelu, tylko repertuar latino. spiewali, tanczyli i wrzeszczeli przez megafony do bialego rana. Nie pospalam. Alejando zabawny i goscinny.
Spotkalam sie tez z Ewelina I Jaime, znajomymi Kelly co tu wciaz rezyduja. Umawaimy sie na nurki.