niedziela, 30 października 2011

zmiana czasu

wszyscy sie pogubili z rana ktora to godzina. nurkowie co umowieni na 7  zjawili sie w polowie o 6. ja tez dlugo sie zastanawialam jak przesunac zegarek. Logiczne ze spimy dluzej, ale jakos mi nie pasowalo, ze slonce tak wysoko bedzie o 7 rano. teraz wysoko, za chwile czarno bedzie o tej porze. ale listopad na pustyni jest piekny. slonce tak nie wypala, wieczory nieco rzeskie, nie trzeba sie chlodzic w wodzie co pol godziny i cieply prysznic odkrecam coraz czesciej.
mamy mnostwo turystow, nurki od rana do wieczora, uciecha finansowa dla szefow. ja tez lubie byc w wodzie i pod woda codziennie. sympatyczne grupy mi sie trafiaja. teraz mam ekipe z californii z 2 dziadkami po 70 chyba. dinozaury.

sobota, 29 października 2011

piątek, 28 października 2011

huragan RINA


Kolejny wredny huragan na karaibskim wybrzezu, poszalal nieco w Tulum (fotka z Cancun 2 dni temu uchwycona), 2 tygodnie deszczu go zapowiadalo. Wszyscy znajomi zywi, cali i zdrowi, ewakuowano kilka wiosek rybackich, na Cozumelu i Isla Mujeres nie sprzedawali alkoholu nawet w restauracjach, szkoly pozamykane (hurra dzieciom), ale juz po wszystkim. Huragan Rina zmierza do Teksasu, a mial byc na Kubie.
A u nas tez troche wiatru, 15 wezlow, ale nurkowania piekne. Widocznosc nieskonczona, ryby wszedzie od malych po wielkie, ale wciaz bez szarkow. Sledze ich ruchy ale nie widac ich cholercia.
Wiatr z koncem pazdziernika zwiastuje koniec upalnego lata. Od teraz bedzie juz coraz chlodniej wieczorami i w wodzie tez zaczynaja sie pojawiac kilkuminitowe zimne prady, zimne tzn. mniej niz 30 stopni. Jest bosko! jak w wannie wielkiej ale z rybami.

czwartek, 27 października 2011


Ramon nadeslal kilka foto, w tym moje z gigantyczna rurka......heheheheeh, po tym zdjeciu musialam ja odczepic....wyglada jak najwazniejszy element nurkowego wypo, ale to wymagany element. heheh, standardy i przepisy.

poniedziałek, 24 października 2011

pogrzeb canona

cholercia, pozostawilam swojego malego czarnego canona bez opieki jak mialam wolne.....i ktos go ukradl beszczelnie. niech mu sie krew skisi!
nie bedzie przez jakis czas malych zdjec na blogu.........buuuuuuuuuuuuuuuuuu!!!!!!\
czy zeby poprawic sobie samopoczucie trzeba tez cos ukrasc?

niedziela, 23 października 2011

wczoraj mialam wolne, wolne od wody, slonca i bazy. Prawie padal deszcz, dzien troszke parny ale bez slonca. Chmurzylo sie i grzmialo, ale spadlo tylko kilka kropel. czyli nic, biedne kaktusy....
dzisiaj niedziela na relakcie, Rick i Getse maja wolne, jestesmy sami, spokoj - tylko buczenie kmpresora w tle. moze nurkowie na popo sie zdecyduja i poplyniemy szukac szarkow. sa bullsharki w okolicy, trzeba tylko cierpliwosci aby sie zblizyly i wlasciwego miejsca do zanurzenia, a to juz zadanie kapitanow.  zanim wyjade chce zobaczyc bardzo duze bycze rekiny.

dzien wolny mi minal bez deski surfingowej, nie bylo fali. Moze w przyszlym tygodniu. Zjadlam tez wielka pizze i nic mi nie jest. wciaz jednak bowiem wystrzegam sie gluta.

piątek, 21 października 2011

wschod w cabo



wczorajszy dzien dosyc burzliwy, krew wzburzona na maksa ale poranek dzisiajszy piekny i spokojny, obserwowalam wschod (zachmurzony) z tarasu.  moje stosunki z Rickiem coraz czesciej na ostrzu noza. i nie chodzi tu o drobnostki i roznice charakteru. wczoraj doprowadzil mnie do wewnetrzenego szalenstwa, ktore objawia sie mowieniem do siebie w myslach.....uffff, chce sie trzasnac drzwiami i powiedziec adios. planuje tu zostac jeszcze jakies 6 tygodni - czy jednak wytrzymam?
pozytywna wiadomosc, ze moja wiza z pozwoleniem na prace gotowa do odebrania w Los Cabos. hurra, plan wykonany, z tym papierem moge pracowac w calym Meksyku. I tak tez zrobie.
Przesympatyczny nurek Mike zadeklarowal sie, ze przyjedzie na kurs rescue na Swieto Dziekczynienia i to chyba bedzie moja ostatnia data pobytu w Cabo Pulmo.
Poki co rozkoszuje sie pieknymi nurkowaniami i staram sie nie rozdrapywac przyschnietych zadrapan. Duzo nie pozostalo....moze kupie bilet do Tulum, poprawi humor na bank. sama mysl juz cieszy...

środa, 19 października 2011

pool tequilla party

uffff, meczace dni to byly. I do tego Rick krew gotuje na maksa. poza tym odkrylam, ze nie jestem nastolatka, ktora moze pracowac jak kon.
jakas mala niedyspozycja ucha - wyrownuje sie ale pobolewa z zewnatrz. Zaaplikowalam leki, dzisiaj bez wody. Zobaczymy. generalnie nic powaznego, ale wole na zimne dmuchac.
Kilka dni temu z Petem i Mikiem (nurek z Teksasu) robilismy konkursy picia tequili, pod woda z kiliszka. w polaczeniu z woda z basenu nie do konca smaczene....potem kajak o polnocy, a od rana rutyna. diving.
na foto chlopaki z minami po tequilli. ten konkurs ja wygralam brakiem miny/ Hornoitos jest tyszna!


niedziela, 16 października 2011

niedziela

byly niedziele na relaksie, teraz sa na pelnych obrotach.....
3 pelne lodzie o swicie i zmroku, kursy i sprzatanie w tzw. miedzyczasie.
skonczylam dzisiaj meczacy ale satysfakcjonujacy kurs rescue. David, chyba najstarszy ratownik w brygadzie Padi, heheheh, ale po kilku oblanych probach posunal sie do przodu i pchnelismy to.
woda dzisiaj piekna, czekam na kolejne foto od grupy zaawansowanych fotoamatorow.......sprzetu mieli duzo to i efekt powinien byc ciekawy.

sobota, 15 października 2011

ufff, ale ruch w biznesie.....nurki, nurki i szkolenia nonstop. Z punktu widzenia portfela - fajowo.
Koncze kurs ratowniczy, moj student meczy scenario 02 (juz 3 podejscia - ewciaz zadyszka i nie moze ukonczyc), w miedzyczasie studentka ze Szwajcarii - Eveline. Sympatyczna, tylko ma problemy z uszami.
Pogoda nie do wiary. Woda jak zupa.
mailam mala wielka sprzeczke z Rickiem, zaoferowal mi tydzien wolnego, ale dalam mu jasno do zrozumienia, ze nie ma powodu aby podejmowac taka decyzje, ale jesli chce to wezme wolne i pojde pracowac do konkurencji na zawsze. Szybki rachunek sumienia i przeprosil za niekontrolowane uderzenie szalu.

czwartek, 13 października 2011

i tak dalej...
skonczylam dzisiaj kurs ratowniczy - moj student prawie ducha wyzional....meczace cwiczenia i zgaga, poza tym jest nalogowym palaczem i nie do konca w kondycji fizycznej. ale daje rade, z dlugimi przerwami, hehehehe.

środa, 12 października 2011

orki

dzisiaj widzialam blisko bardzo 4 wielki orki. skakaly jak delfiny.
glowa mnie boli od podskakiwania na lodce takie wiatrzycho, mozg mi sie wstrzasl za bardzo chyba.

wtorek, 11 października 2011


amerykanskie wozy sa fascynujace, szczegolnie te wielkie rozklekotane polciezarowki. w kurzu i kaktusach - teraz po deszczu w tle zielone pastwiska. wszystkie automatiki, az dziw bierze jak wytrzymaly to mechanizm, lata w pyle i kurzu i dalej na chodzie.
dolaczyl do nas Pete, jeszcze w jetlegu ale dal nura z nami rano.  spory wiatr dzisiaj ale i tak bylo milo i fajnie. woda 31,4 stopnie. temperaturana powierzchni 32, a przy wietrznym dniu cieplej w wodzie.
prowadze tez kurs rescue, czyli ratownika nurkowego. zabawa troche, moj student ma 60 lat i brakuje mu 4 palcow co utrunia troche sprawne wykonywanie cwiczen ale dobra praktyka dla niego i dla mnie.
dzisiaj gotuje gulasz, ostatni w tulum wyszedl pyszny.......

niedziela, 9 października 2011


skonczylam wczoraj najciezszy kurs.......ufff, 5 dni zamiast 3, teoria przez 6 dni aby pchnac egzamin koncowy, ktory musialam mocno naciagnac, bo samolot odlatywal.....dla niektorych fizyka nurkowa to czarna magia, podobnie jak dla mnie geometria w podstawowce.
wszystko skonczylo sie jednak sympatycznym rekordowym napiwkiem. 100 dolarow! tym samym w pelni splacilam nowy komputer nurkowy, ktory wczoraj odebralam od Kenta. jest piekny i pokazuje metry i stopy, farenhaity i celcjusze.....to takie mile tutaj, gdzie trzeba byc imperial i metric. nie musze sie juz glowic strasznie. dobra funkcja. poza tym miesci 3 gazy, kompas i takie tam drobiazgi. qrde, fajna zabawka, Jeff mi doradzil.
Moj ulubiony Kent wrocil.....jak milo go zobaczyc, dobra wibracja miedzy nami. jeszcze na rozruchu jest, musi sie wdrozyc w sprawy po 3 miesiacach przerwy, ale lada dzien mozemy wrocic do rytualaly popijania wina i gapienia sie na gwiazdy  i droge mleczna, ktora jest wyjatkowo widoczna na Zwrotniku Raka.

Na foto jeden z naszych poteznych gruperow. Sa wielkie, spokojnie kraza, otwieraja wielkie paszcze i daja sie glaskac. czego moze chciec wiecej nurek?......

czwartek, 6 października 2011

zrobilo sie goraco w biznesie. lodka o swicie,3 rano i 3 popo. po angielsku super busy. dla naszej trojki oznacza to duzo pracy i 4 nurki dziennie. plus ogolne ogarnianie, sprzatanie i ladowanie butli. kolejny dzien konczymy o 19. ale popo juz na spidujace Margaricie. ja lubie jak jest ruch, czas szybciej plynie i ogolne samopoczucie jest jakies lepsze. nurkowa charowka.

Jeff w tulum tez mocno zapracowany, wiec jest dobrze. Nie ma czasu uteskniwac. wbrew przyslowiu, aby do zimy. W grudniu przewiduje powrot na Jukatan. Szanse na przybycie Jeffa tutaj sie zmniejszaja, pisze o coraz to nowych rezerwacjach na kursy, wiec wyglada na to, ze czynnik zarabiania pieniedzy bieze gore. W ogolnym rozrachunku pieniadze ciesza, a uczucia nie zajac. 2 miesiace to nie koniec swiata.

chcieli mnie otruc dzisiaj chyba.....brzuch po obiedzie sciska na maksa. ufffff, wypilam jakies rozowe lekarstwo, pomaga powoli.

środa, 5 października 2011

jesien

pora roku nam sie zmienila. wraz z pierwszymi wieczorami pazdziernika zrobilo sie przyjemnie, da sie spac bez wentylatora. To wielka roznica.....wieczorna ulga dla ciala. za dnia wciaz spiekota nieziemska.

wczoraj smignal mi pod nogami waz grzechotnik, dobrze, ze mialam latarke, bo bym na niego centralnie nadepnela. taki kolorowy byl, cieniutki, ale jadowity. trzeba uwazac wieczorami kiedy wychodza.

koncze dzisiaj kurs Open water z Peruwianka, ciezka jak sumienie ordercy. testuje do granic moja cierpliwosc, ale idziemy do przodu. Dobrze jednak, ze koniec:)

niedziela, 2 października 2011

skorpion

zapomnialam napisac o skorpionie. odwiedzil mnie, taki maly, bialy. hehehehe, myslalam, ze go zamknelam pod pokrywka, chcialam go obejrzec pozniej i wyrzucic, ale jakos sam wyszedl. wiec teraz sprawdzam gdzie siedzi czy czasem nie pod poduszka....
bylam na spacerze o zachodzi slonca.....slady konskie na plazy troszke egzotyczne, stare muszle, nowe kamienie.....tak sentymentalnie bylo. ale jakos tak podskornie czuje, ze to juz nie moje miejsce. myslami wciaz w tulum.



sobota, 1 października 2011







kilka dni do tylu jestem w opisach. nie dlatego, ze o was nie mysle. tutaj, w cabo, dostep do netu jest po pracy czyli po 17 (waszej polnocy), a wtedy chce isc do domu odpoczac na hamaku. a potem jest roznie, nie bardzo mnie ciagnie do spaceru z komputerem do zasiegu (10 minut). przepraszam za niemoc, ale dzieje sie duzo.

dzisiaj strasznie szalony dzien. zaczelo sie w srodku nocy,kiedy w nienajlepszej kondycji zwijalam sie z bolu nadchodzacego miesiecznego biczowania. uffff, czasami sciska mocno. tak bylo tej nocy. pol przytomna pojawilam sie w pracy, zamieniajac sie Tamson rolami, ja stacjonarnie dzisiaj - ona w wodzie. I mialo byc spokojnie, gdy to Rick poprosil mnie o asyste w kursie EFR (pierwsza pomoc przedmedyczna). Bylam tradycyjnie ofiara licznych zasymulowanych wypadkow, jak nagle w polowie kursu zajechalo do nas kilku mlodziencow na quadach, kurzac cale podworko. Okazalo sie, ze maja rannego, na serio juz tym razem, z licznymi zlamaniami, krwawiacego na maxa, w ostrym szoku. Wiec wraz ze studentami, w przepisowych rekawiczkach gumowych, przystapilam do udzielania pomocy. Franco, sympatyczny Francuz, wykonal niezly popis na malym scigaczu, konczac czolem na skalach. Czekalismy na ambulans dobre 45 minut, postanowilismy ruszyc i spotkac ich w drodze.Byli... W karetce zadnego lekarza, tylko 2 kierowcow......zgroza troszke jakby sytoacja byla na ostrzu noza. Pojecia nie mieli co robic z pacjentem. zwykli szoferzy. Na rozstaju drog pozegnalamsie z Franco w poczuciu, ze calego dowioza go do punktu medycznego w Los Baracas, a potem jak trzeba do szpitala w San Jose. Stan nie byl beznadziejny ale fachowa pomoc medyczna szybko potrzebna. Zlamanie otwarte krwawi.
W miedzyczasie odebralam wiadomosc, ze moj dobry znajomy nurek instruktor z Jordanii, 3 lata mlodszy, wyzional ducha nieodratowany po glebokim nurkowaniu. fatalnym, potem 9 godzin w komorze dekompresyjnej, niestety zakonczylo sie jego smiercia. Dreszcz mnie przeszedl, wspanialy to chlopak byl, ale jego historie nurkowe mrozily krew w zylach. Mial juz swoje kilka razy, gdzie cudem sie wysmyknal. Tym razem, qrde, nie fart. Zanurzyl sie na 97 m i na 60 przy powrocie cos poszlo nie tak. wystrzelil w gore w niespelna minute. w skrocie powiem, ze to grubo za szybko. Biedny Alaa, najfajniejszy Arab o zlotych dlugich blond wlosach.,,teraz juz tylko we wspomnieniach.

a z innych watkow, to odwiedzil nas urzad emigracyjny. w czasie dnia, wiec zostalam przylapana i zawezwana w sprawie wyjasnieia charakteru mojej wizyty w Meksyku. Wszystko na razie na legalu, kontrola byla w tydzien po moim przyjezdzie, wiec czekam na odpowiedz szanownego urzedu. Moga mnie ukarac jakas grzywna w najgorszym przypadku, ale firma juz zlozyla wszelkie niezbedne papiery aby zalegalizowam moje jestestwo w Cabo Pulmo. Nie musze tez placic za nic wstepnie z gory, czyli do przepastnej kieszeni ksiegowego, ktory wczesniej pochlonal grube setki moich kolegow i nigdy niczego nie zalatwil.

Sa tez pozytywne wiesci. np.a z milych informacji, opiekowalam sie 2 dni trzeba kocurami marley...ale frajda. mruczenie futrzaka na kolanach bezcenne.
w sprzyjajcych okolicznosciach wciagnelam do naszego klubu ex znajomego z Jordanii, Pete'a, przylatuje 10 pazdziernika. Taki byly romans ale wygasniety.
chcialam aby to byl jeff, ale ten oblozyl sie kursami i wyrwac sie nie moze i nie chce z Tulum. Pisze tylko, ze czeka i teskni. Czyli tak jak ja. Moze sie nie udac nasze spokanie w baja, ale myslami jestem czesto w Tulum i mysle o powrocie jak tylko sakiewka sie napelni i ryby zamarza sie zielona woda. Na rzie jest super pieknie. Podjelam tez wyzwanie awansu i zarzadzam nasza mloda kadra. Nic nie wspominam o powrocie, sprawe jeffa tez trzymam w tajemnicy. Tak chyba lepiej dla pracy i glowy Ricka, dobrze by tez bylo doczekac wizy z pozwoleniem na prace (wazne w calym meksie).

na deser kilka fotek z ostatnich nurkowan.