wtorek, 31 maja 2011



dzisiaj jestem gospodarzem obiektu. wszyscy wyjechali, zostalam z Arturo, ktorego naczelntym zadaniem jest odbieranie telefonow co dzwonia w sprawach zakwateroweania i nurkowania.
A zatem siedze sobie grzecznie z komputerem na lapach i klikac moge bezkarnie.
Wczoraj mily dzien, wieczor. Wracajac z surfowiska poznalam sympatycznego chlopca co mieszka w wielkiim domu na plazy, wielkim palacu raczej, jak na filmach hollywoodzkich. hehehe, zabawne sa tutejsze znajomosci. Tyre chyba ma na imie, jest producentem telewizyjnym w LA, wraca niestety do Stanow po jutrze. Mat tez wraca w tym tygodniu i kilka innych osob, ktore sa super sympatyczne i poznane niedawno. Qrde, wszyscy wyjezdzaja na wakacje do zimniejszych krajow, tylko skorpiony i weze zostaja.



Tyre ma wielkiego rudego kota w palacu, mruczal slodko, dla mnie bomba, tak dawno juz nie dotykalam kociaka, ze zapomnialam niemalze jakie to futro przyjemne w dotyku. lezy sobie na tarasie albo na sofie i patrzy na morze, czasem wskoczy na palme, czasem uda ze poluje, ale generalnie to relaks, jak to u kota. Tysiac mysli leniwie przeplywa przez jego glowe. Fajnie bylo powrocic na chwile do stanu kota. Lasuch z niego straszny. Rudziak slodki.

poniedziałek, 30 maja 2011

california surfing















i stalo sie, bakcyl polkniety. surfing, wielkie fale, twarda deska. bylo wspaniale.
kilka rozleglych siniakow, brzuch prtzetarty od ciaglego wspinania sie na deske i czekania na fale, ale to nic. pojechalismy dzien wczesniej na camp surferow aby tuz po wschodzie slonca zaczac dzialac w wodzie. santiago, moj miszcz, spokojnie i cierpliwie wypychal mnie na fale, bez jego pomocy juz nie tak latwo znalezc sie we wslasciwym miejscu na fali. fala sa cudowne, szarpia i pchaja jak szalone do przodu, a surfer jak delfin przed lodka unoisi sie bez wiekszego trudu.
wskoczyc na deske nie jest latwo, ale da sie to zrobic. plywanie za to na desce do fali wymaga nie lada wysilku rak i plecow, to meczy najbardziej kiedy male raczki musza wioslowac pod fale i prad.
Zanocowalam u Mata na kempingu, taka prostota, saperka zamiast lazienki i sami szalency co zycie oddali diablu, chca tylko surfowac. na fotkach Mat wlasnie z kolegami, on leczy kontuzje snowboardowa i nie uczyl mnie w wodzie, ale dal lekcje na ladzie i rozmasowal zmasakrowane miesnie tak, ze dzisiaj nie mam zadnych zakwasow, tylko siniaki tu i owdzie.
wracam do 9 PALMS za tydzien, i za tydzien i za tydzien, a moze na tydzien....

czwartek, 26 maja 2011

wrozba

czas leci szybko,Zoska ma racje, goni coraz szybciej, godziny sa jakby krotsze.
u nas kilka zmian w zespole, Alyssa wrocila do Canady, do recepcji przyjechal Arturo, Meksykanin, swiatowy heheheh. Zrobilo sie sympatyczniej bez Alyssy, jej pusty smiech byl czesto trudny do przelkniecia. mamy wiec jako tako harmonie i spokoj. pete i shirley wyprowadzili sie do apatrtamentu na gorze, mam teraz kuchnie na spole z Arturo.....oby wiecej sie przykladal do porzadku. nie moglam nadazyc nad zacieraniem ich sladow, wiec oberwalo nam sie na koniec, ze zyjemy w kurzu i brudzie. bleee......




w sympatycznych okolicznosciach poznalam cala gromade sympatycznych miejscowych Amerykanow. Ogladalismy dlugo gwaizdy na specjalnych lezakach do ogladania niebosklonu, rozkladaja sie magicznie i oglada sie niebo w przewygodnej pozycji. W gwiazdach zapisane tez bylo tamtej nocy, ze bede surfowac i zostane na dlugo w Cabo. Ciekawa wrozba......
Jade surfowac na weekend, do magicznego nauczyciela zen Santiago. Mowia o nim miszcz!!! Przyjechala jako instruktor nurkowania, zaczal surfowac, wyprowadzil sie na plaze i tylko patrzy w morze i czeka na fale, je korzonki i purytanin z niego straszny, kocha morze i Kent stwierdzil, ze to najlepszy gosc do nauki i mnie przedstawi. W Cabo jest sporo eks instruktorow, ktortzy przyjechali nurkowac i oszaleli na punkcie deski. Nasza plaza zdecydowanie nie surfowa ale 20 mil dalej mamy Nine Palms i tam jest ponoc wybornie. Czekam niecierpliwie na inicjacje.


wczoraj mialam na nnurkach pare Polakow, zabawilismy sie przy tequili po nurkowaniu. Marzena wracac do auta nie chciala, a Robert kierowal wynajetym autem przez pustynie. fajnie bylo po polsku porozmawiac..... Jutro chyba tez jacys rodacy przyjezdzaja.....z nazwiska z koncowka -wski zgaduje.

niedziela, 22 maja 2011

cyrk fok

dzisiaj bylo smiesznie. foki robily kupe a ryby to zajadaly w pospiechu. nurkom sie podobalo bardzo. mi tez sie podobalo.......wczesniej nie widzialam procesu podwodnej defekacji.
w wodzie teraz 26 stopni, to prawdziwa radosc, zmienilam tez garnitur z 7mm na 5mm, no i bez kaptura juz od ponad 2 tygodni. Mozna powiedziec, ze lato w pelni.


poza tym spokoj i cisza,poznalam Europejczyka. heheh, tak to wyjatkowy rarytas w californii, normalnie mieszkaja tu sami Amerykanie. Szkoda, ze nie mowi po polsku, byloby troche relaksu jezykowego.

czwartek, 19 maja 2011

mam nowy hamak, kolorowy jak tecza, dziwna tecza, bo konczy sie czarnym. fantazja meksykanska. Moje cialo na powrot sie cieszy kazda minuta spedzona na plecionym fotelu, odpoczywa i kolysze sie do poznych godzin wieczornych. szczegolnie teraz kiedy piekny wschod ksiezyca, wielkiego i pomaranczowego, w pelni.

środa, 18 maja 2011

czas meduz

Po hiszpansku meksykansku mowi sie agua mala, a po naszemu meduzy parzace jak diabli. Fachowo zeglarz portugalski. Woda zrobila sie mila i ciepla i pojawiaja sie w roznych miejscach malutkie meduzy z dlugimi parzydelkami, ktore pieknie oplataja sie wokol szyji, nog i rak. Po kilku godzinach bol ustaje, ale nie ma za bardzo remedium na nie i nie wiele mozna ulzyc cierpiacemu. Wczoraj wszystkich nas oplotly, dzisiaj tylko jednego snoorka. Ja tez dostalam po lapach. Huhu! Pali jak jakas gigantyczna pokrzywa.
A na ladzie tez pojawiaja sie dziwactwa letnie. Grzechotniki, skorpiony i pajaki. Bruce padl ofiara czegos, chyba pajaka, noga mu spuchla jak sloniowi, a przy Bruca wadze czyli 150 kg na moje oko, i niewydolnym metabolizmie, skonczylo sie szpitalem na 24 h. Bruce kontynuuje jednak swoj styl zycia, czyli bez wody, warzyw i owocow, wiec ciezko mu sie wydzwignac z tego. Juz wraca do siebie, ale zajelo mu to prawie 2 tygodnie.
A zatem wytrzepuje dokladnie ubrania rano, patrze pod poduszke i pod lozko i staje sie coraz to bardziej podejrzliwa. Widzialam jednego grzechotnika w ogrodzie, piekny byl, ale nie grzechotal....

niedziela, 15 maja 2011

oj party bylo zacne, wczoraj odlezalam je w lozku caly dzien.
brak limmitow czesto sciera sie z limitem wydolnosci organizmu. Dzien 14 wiec byl bardzo spokojny i niemalze wszyscy dlugo odpoczywali. bylam odcieta w moim pokoiku, po 18 otworzylam oczy na dluzej, zjadlam mala piers malego kurczaka, obejrzalam 2 filmy i tyle z soboty bylo.
Sezon jakby zwolnil, mamy sporo czasu na szwedanie sie po okolicach centrum, to z miotla, to z grabiammi, trzeba utrzymywac pozory ciaglej pracy. Tak lubi Rick. Na nasze szczescie Getse i Rick opuscili nas na cale 2 dni i mielismy jakby wiecej spokoju. Chyba wszyscy odpoczylismy od siebie troszke.

piątek, 13 maja 2011






kolejne zachody. jakos tak z wieczora mi sie przypomina, ze aparat mam i trzeba cos pstryknac.
obiecuje, ze postaram sie o inny motyw.
Dzisiaj wielkie przyjecie urodzinowe bogatej mamy Josha. beda tancerki ogniste i bar otwart dla wszystkich. jutro tez zapowioada sie niewiele do roboty, wyjatkowo zadnych rezerwacji.
Rozpoczelam poszukiwania przelotow na lipiec. Plan jest taki aby zostac tutaj do konca czerwca, potem do Tulum i we wrzesniu wrocic do Cabo Pulmo.
Z uwagi na jakies niedpoatrzenia czy przeoczenia nie zostalam jeszcze obciazona kosztami pozwolenia na prace i wizy, a co za tym idzie mam 500 dolarow wiecej w kieszeni i obowiazek wyjechania z kraju przed uplywem 180 dni, wiec na poczatku lipca pojade za granice. Sa 3 opcje, belize, kuba albo kanada. Rozwazam wszytskie za i przeciw.





środa, 11 maja 2011

wiatr nam znowu dokucza, 13 wezlow, pieknie pod woda za to bylo, ale wstrzasy na lodce potworne. Mozg mi sie obijal o czaszke, sniadanie podchodzilo do nosa....
Wczoraj obejrzalam dwa filmy z serii beztroscy turysci za granica....Turistas o kidnapingu w Brazylii i Taken o kidnapingu mlodych dziewczat na wakacjach......pouczajace. Polecam.

poniedziałek, 9 maja 2011








wczoraj wolne, piekny dzien. bylo i ciasto czekoladowe zaslem orzechwoym i dzwiaczna gra w kulki na sznurku na plazy z Clintem i Jill. Mily dzien, wieczor.
Dzien nudnawy za to, nie bylo w wodzie zadan dla mnie. Po 15 zatem w basenie pilismy drinki z szefem, probuje sie podlizywac, ze jets fajny niby.
Kilka fot z wczoraj.








sobota, 7 maja 2011

sobotni skwar

dzisiaj 2 nurki i popo po raz pierwszy w stroju kapielowym. Normalnie snurkujemy w pianach 5-7 mm, nie dlatego ze az tak zimno, ale ciezko sie po zimie odzwyczaic. Dzisiaj postanowilam isc na zywiol pelen, bez oslony. Da rade, ale gesia skorka po 15 mminutach.
Jutro wolne, wiec dzisiejszy wieczor na zatracenie idzie. W wielkim domu TRES AMIGOS ogladamy boks. Tak, boks. Ale w dobrym towarzystwie.

piątek, 6 maja 2011








wczorajszy zmierz na Canonie Powershotie 1400.
potem juz bylo wino i pesto i makaron z amarantusa, tak sie postaral moj brodaty znajomy, ktoremu niestety strasznie nie milo pachnie z ust i musze zawsze wybierac miejsce dalekie do siedzenia. ale spedzamy czasami wieczory i dnie i musze jakos tez zaakceptowac jego 40 letnia brode, moze w niej wlasnie sa paskudne robaki, jak to wyobrazalam sobie zawsze. Majkel jest sympatyczny poza tym, a ze malo tu ludzi w ogole, to staram sie utrzymywac kontakty towarzyskie ze wszystkimi co sa.
Nie wyprowadzilam sie ze swojego pokoiku tez na szczesie. Plany sie zmienily. Nowi nie zostali zatrudnieni. mam wiec dalej swoje M1. brakuje mi tylko hamaka, z ktorym tu ciezko.
A i dzisiaj byl najpiekniejszy dzien pod woda, widocznosc jak na Karaibach, woda czysta i niebieska. I duzo duzo zwierzakow.








środa, 4 maja 2011






oto spoznione fotki z mglistego pikniku, kiedys tam z moimi studentami. nadeslali wlasnie.
dzisiaj piekny dzien, milych gosci mialam z roznych stron swiata. a jeden Wloch co w irlandii mieszka nawet po polsku zagadal. Wczoraj tez mialam pare z Seatlle, Jurka i Marysie. Piekna polszczyzna z emigracji.




Wystraszyla mnie dzisiaj foczka, podeszla z tylu i nosem smyrnela. Podskoczylam jak jakas sardynka glupia. Wielkie zwierzaki to czlowiek dyga. Zeby maj ostre. Byla tez taka z odgryzionym ogonem w polowie, pewnie jakas orka ja drasnela, albo rekin. Dobrze sie tak codziennie temu przygladac. Zycie sie toczy, zwierzeta sie mnoza, mamy teraz cala watache malych uchatek. Leza sobie na sloncu, do wody nie wskakuja jak patrzymy. peniaja najwyrazniej.


wtorek, 3 maja 2011

przelom

w niespodziwanych okolicznosciach stalam sie posiadaczem nie zajechanego acer aspire one. jest niebieski jak nasze morze, dziala to najwazniejsze. maly, lekki, poreczny, w niczym nie przypomina moje statecznego lenovo.
bede teraz w czestszyum kontakcie, a przede wszytskim po 6 miesiacach od starty wracam do muzyki i kina wieczorami.

niedziela, 1 maja 2011

zmiany








6 tygodni na pustyni z kaktusami. wieje dzisiaj na 20 wezlow. mam wolne, cala ekipa robi inwentaryzacje. Nasz manager jebniety Ricky (przepraszam za dosadnosc) ma szajbe na punkcie numerkow na sprzecie, kolejnosci, rownosci i okladania na miejsce......bedzie jak w katalogu. Niestety jego chec uporzadkowania zewnetrza nie ma nic wspolnego z porzadkiem w srodku, jest chaotycznym klamczuchem. Bardzo sie wszscy nie lubimy.
Dzisiaj tez zmiany w zespole, Sarah jako pierwsza rzucila prace, nadjechali juz nowi - para jeszcze nie wiem skad. Wiem tylko, ze sa, gdyz mam sie wyprowadzic z mjego pokoiku. Zamieszkam z Alyssa, oj moze zgrzytac potwornie, bede sie jednak starac.....Alyssa tez rzuca prace ale dopiero w czerwcu. Musimy to jakos wytrzymac.....hehehe.

mam w koncu czas zamiescic kilka fotosow....oto widok z naszej bazy, restauracji na pieterku. ten zolty to nasz dom, z parteru wskakuje na pietro z pieknym widokiem, ale z lokatorem.