niedziela, 30 czerwca 2019

element woda

W pierwszych dziesięciu latach mojego życia nic nie wskazywało na to, że woda jest moim elementem. szczególnie ta glęboka bez namacalnego dna.
zajęcia na basenie w szkole podstawowej zdecydowanie pomogły przełamac strach i opanować podstawy unoszenia się na wodzie. w liceum już jakby solidniej ćwiczyliśmy technikę żabki, grzbietu, kraula i delfina. woda stała się moim ulubionym żywiołem. zółty czepek, kurs młodszego ratownika, dużo chlapania było wtedy.

kurs nurkowy chodził mi po głowie wiele lat. nie było jednak na to miejsca, czasu, funduszy, okazji. w latach dziewiedziesiątych trzeba było byc bardzo zdeterminowanycm aby zostać płetwonurkiem. Długie godziny na basenie, teoria, wyjazdy, dobre pół roku aby zdobyc pierwsza gwiazdkę CMASA. Na studiach rozpoczęłam kurs, ale tuż po pierwszych zajęciach, na których nie było sprzętu a jedynie pływanie, straciłam zapał i zainteresowanie. Nie było też wystarczających oszczędności aby zacząć przygodę.

Kurs zrobiłam dopiero w Egipcie, w pierwszych latach otworzenia sie granic Morza Czerwonego na Polskę.  2004 rok. Zachwyt od pierwszego dnia, prezdłużyliśmy wtedy pobyt i zrobiliśmy 2 kursy na jednych wakacjach.  I wtedy już każde wakacje były choć trochę nurkowe.

Nurkowanie rekreacyjne w dużych ilościach jest kosztowne. Znalazłam więc sposób radowania sie tym sportem w innym systemie. Kurs divemastera i praca w bazie nurkowej w Dahabie umożliwiły mi dziesiatki gratisowych godzin pod wodą. To właśnie wtedy w mojej głwoie zaświtała myśl, że to chyba był bilet w jedną stronę.

Wróciłam z Bliskiego Wschodu do Polski ale tylko aby przepakować walizki i potem szybko zmierzyć sie z druga strona świata. Ameryka Łacińska. I tutaj zaczęłam już w pełni profesjonalnie pracować jako instruktor i przewodnik nurkowy.

Woda to wspaniały element. Orzeźwia, unosi, dodaje skrzydeł. To relaks, synchronizacja z naturą a jednoczesnie potężny żywioł przed którym czuje respekt i pokorę.
To mój eliksir życia, zdrowia i młodości!






czwartek, 27 czerwca 2019

Kantemó

Wakacje to dobry czas aby opuścić Tulum i odwiedzić miejsca, na których odwiedzenie w sezonie nie ma czasu. Ostatnie 2 dni spędziliśmy w miejscowości Kantemó.
Miejsce wyjątkowe, bo znajduje się tutaj jaskinia, którą upodobały sobie zarówno nietoperze jak i węże z gatunku niejadowitych, popularny wąż zbożowy. Po zachodzie słońca dziesiątki węży wychyla się z zakamarków, specyficznie zawiesza i poluje na przylatujące nietoperze. A ich tutaj nie brakuje. Tysiące, min 4 gatunki.
Polowanie z otwartymi ustami, na szczęście mieliśmy maski zabezpieczające, oglądaliśmy przez blisko 2 godziny. fascynujące. Widzieliśmy 6 polowań, udanych. Samo uduszenie i połknięcie nietoperza zajmuje dobre 30 min. Po tym widowisku ruszyliśmy rowerami przez jungle, dobre 4 km wyboistą offroadową drogą aby dotrzeć do laguny i biwaku Chichankanab. Tam szybko założyliśmy małą bazę, namiot i 2 hamaki i ruszyliśmy kajakiem z wielkimi latarkami na poszukiwanie krokodyli.
Były małe i duże z gatunku krokodyla amerykańskiego.
Tuż przed północą wróciliśmy do bazy, ognisko i nocleg pod gwiazdami. Komarów nie było więc czysta przyjemność.

Udało się wcześnie wstać. 6.30. Kąpiel w bardzo ciepłej wodzie laguny i koło 9 wskoczyliśmy na rowery i wróciliśmy do wioski Kantemó.
W drodze powrotnej zatrzymaliśmy sie w kilku małych miejscowościach na szlaku Kościołów i cenotów. Wioski majańskie, w których bardzo rzadko bywają turyści. Musieliśmy też dotankować w sklepie spożywczym....nie ma stacji benzynowych ale każdy mały sklepik ma swój zapasik i z baniaczka chętnie naleja do baku, za dodatkową opłatą.

Zobaczyliśmy 2 nowe cenoty i zjedliśmy najtańszy obiad w historii, 36 pesos czyli 2 dolary za 2 osoby. We wszystkim towarzyszyły nam psiaki, które w słońcu i w jungli przebiegły kilka maratonów. My w większości na rowerach.









poniedziałek, 17 czerwca 2019

Tydzien pracy na zlecenie, kursantka z Ukrainy, bogatej Ukrainy. Z uwagi na jej stan zdrowia musialam nosic jej twina do wody i z wody. To chyba ostatni raz tak przysluge robie. Szkoda wlasnych plecow.

Na zakonczenie kursu zabralam Nataliie i jej meza do ulubionej suchej jaskini. Wspanialy dzien, doskonala pochmurna pogoda, zlapal nas deszcz w lesie. Przyjemne to bylo.


niedziela, 2 czerwca 2019

Dni gorące, wilgotne i lepkie. Czasmi trudno znaleźć motywacje na zrobienie czegokolwiek poza gapieniem sie biernym w sufit i popijaniu zimnych napojów.
Ale udało się wybrać do lasu i nowej jaskini. Wraz  z Giną i rodziną Flores powęszyłysmy w starych dziurach. Niestety oporęczowane ale niechlujnie, co jednak lkuczowe korytarze szybko się zaciesniły i nie było mowy o dalszej eksploracji. Rodzina Flores ma jednak 15 hektarów więc bedzie co robić i sprawdzać przez najbliższe miesiące.
Muszę przyznać, że od tego lenistwa wyszłam z formy troszkę. Jeden dzień biegania po lesie mnie wykończył. A miałyśmy super ułatwienie, bo synowie, zięciowie i ojcowie nosili nam butle.

W jednej z jaskiń natknełyśmy się na sporą liczbę szczątków zwierząt oraz prekolumbijską ceramikę. Znalazłysmy 4 różne czaszki i kilka rzuchw w tym małpia, jabali (coś w rodzju dzika), aguti i pekariowca.  No i waza i misa. Misa ogromna, lekko uszkodzona.

Nawet więc gdy korytarze się nie ciągna w nieskończoność to super satysfakcja ze znaleziska.


sobota, 1 czerwca 2019

ciocia Gosia





Jak to Linda slusznie okreslila, wczoraj przeszlo teksanskie tornado. Dylan i Linda spedzili u mnie caly dzien.  Wyczerpujace doswiadczenie.