sobota, 1 października 2011







kilka dni do tylu jestem w opisach. nie dlatego, ze o was nie mysle. tutaj, w cabo, dostep do netu jest po pracy czyli po 17 (waszej polnocy), a wtedy chce isc do domu odpoczac na hamaku. a potem jest roznie, nie bardzo mnie ciagnie do spaceru z komputerem do zasiegu (10 minut). przepraszam za niemoc, ale dzieje sie duzo.

dzisiaj strasznie szalony dzien. zaczelo sie w srodku nocy,kiedy w nienajlepszej kondycji zwijalam sie z bolu nadchodzacego miesiecznego biczowania. uffff, czasami sciska mocno. tak bylo tej nocy. pol przytomna pojawilam sie w pracy, zamieniajac sie Tamson rolami, ja stacjonarnie dzisiaj - ona w wodzie. I mialo byc spokojnie, gdy to Rick poprosil mnie o asyste w kursie EFR (pierwsza pomoc przedmedyczna). Bylam tradycyjnie ofiara licznych zasymulowanych wypadkow, jak nagle w polowie kursu zajechalo do nas kilku mlodziencow na quadach, kurzac cale podworko. Okazalo sie, ze maja rannego, na serio juz tym razem, z licznymi zlamaniami, krwawiacego na maxa, w ostrym szoku. Wiec wraz ze studentami, w przepisowych rekawiczkach gumowych, przystapilam do udzielania pomocy. Franco, sympatyczny Francuz, wykonal niezly popis na malym scigaczu, konczac czolem na skalach. Czekalismy na ambulans dobre 45 minut, postanowilismy ruszyc i spotkac ich w drodze.Byli... W karetce zadnego lekarza, tylko 2 kierowcow......zgroza troszke jakby sytoacja byla na ostrzu noza. Pojecia nie mieli co robic z pacjentem. zwykli szoferzy. Na rozstaju drog pozegnalamsie z Franco w poczuciu, ze calego dowioza go do punktu medycznego w Los Baracas, a potem jak trzeba do szpitala w San Jose. Stan nie byl beznadziejny ale fachowa pomoc medyczna szybko potrzebna. Zlamanie otwarte krwawi.
W miedzyczasie odebralam wiadomosc, ze moj dobry znajomy nurek instruktor z Jordanii, 3 lata mlodszy, wyzional ducha nieodratowany po glebokim nurkowaniu. fatalnym, potem 9 godzin w komorze dekompresyjnej, niestety zakonczylo sie jego smiercia. Dreszcz mnie przeszedl, wspanialy to chlopak byl, ale jego historie nurkowe mrozily krew w zylach. Mial juz swoje kilka razy, gdzie cudem sie wysmyknal. Tym razem, qrde, nie fart. Zanurzyl sie na 97 m i na 60 przy powrocie cos poszlo nie tak. wystrzelil w gore w niespelna minute. w skrocie powiem, ze to grubo za szybko. Biedny Alaa, najfajniejszy Arab o zlotych dlugich blond wlosach.,,teraz juz tylko we wspomnieniach.

a z innych watkow, to odwiedzil nas urzad emigracyjny. w czasie dnia, wiec zostalam przylapana i zawezwana w sprawie wyjasnieia charakteru mojej wizyty w Meksyku. Wszystko na razie na legalu, kontrola byla w tydzien po moim przyjezdzie, wiec czekam na odpowiedz szanownego urzedu. Moga mnie ukarac jakas grzywna w najgorszym przypadku, ale firma juz zlozyla wszelkie niezbedne papiery aby zalegalizowam moje jestestwo w Cabo Pulmo. Nie musze tez placic za nic wstepnie z gory, czyli do przepastnej kieszeni ksiegowego, ktory wczesniej pochlonal grube setki moich kolegow i nigdy niczego nie zalatwil.

Sa tez pozytywne wiesci. np.a z milych informacji, opiekowalam sie 2 dni trzeba kocurami marley...ale frajda. mruczenie futrzaka na kolanach bezcenne.
w sprzyjajcych okolicznosciach wciagnelam do naszego klubu ex znajomego z Jordanii, Pete'a, przylatuje 10 pazdziernika. Taki byly romans ale wygasniety.
chcialam aby to byl jeff, ale ten oblozyl sie kursami i wyrwac sie nie moze i nie chce z Tulum. Pisze tylko, ze czeka i teskni. Czyli tak jak ja. Moze sie nie udac nasze spokanie w baja, ale myslami jestem czesto w Tulum i mysle o powrocie jak tylko sakiewka sie napelni i ryby zamarza sie zielona woda. Na rzie jest super pieknie. Podjelam tez wyzwanie awansu i zarzadzam nasza mloda kadra. Nic nie wspominam o powrocie, sprawe jeffa tez trzymam w tajemnicy. Tak chyba lepiej dla pracy i glowy Ricka, dobrze by tez bylo doczekac wizy z pozwoleniem na prace (wazne w calym meksie).

na deser kilka fotek z ostatnich nurkowan.


1 komentarz: