czwartek, 18 września 2014

podroze

mowia, ze podroze ksztalca, dla mnie jednak ich rozpoczecie to stres i brak spokojnych mysli.
latanie stalo sie najgorszym elementem, juz nie ciesze sie na miejsce przy oknie i darmowego drinka (kto jeszcze rozdaje). latanie to byc na czas na lotnisku z bagazem odpowiadajacym rozmiarom i kilogramom, odprawa w urzedzie emigracyjnym, wszystko to stersuje i nigdy nie wie sie do konca czy jest sie przygotowanym do podrozy danymi liniami lotniczymi i czy dokonalo sie ostatecznej odprawy online.
po zeszlorocznej "wycieczce" dobrze pamietam gorzki smak nieudanych podrozy.
mamy tez zmiane godziny lotu, przez co mniej czasu na transfer, dosyc stresujace 1,5 godziny, a moze juz panikuje bez potrzeby.....

Do tego sprawa pozwolenia na wyjazd Jeffa sie skomplikowala. Po raz trzeci po nie pojechal i dzisiaj mu powiedzieli, ze jeszcze jest nie gotowe......nie gotowe na dzien przed wylotem to troszke klopocik. mamy jeszcze 45 minut o poranku jutro  aby raz jeszcze odwiedzic wielmozne panstwo w urzedzie emigracyjnym, a jesli dokument nie bedzie gotowy to bedzie troszke klopotu na lotnisku, jeszcze jednak nie ma co panikowac.

w wirze zadan przedwyjazdowych Jeff rozbil pokrywe rezerwuaru, wiec na ostatnia chwile jeszcze naprawa muszli. daszek udalo sie skonczyc, na szczesie. plot tez.

aj jak dobrze by bylo juz byc na miejscu tam, hen......daleko pod rownikiem, na zwrotniku koziorozca.....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz