sobota, 27 września 2014

cos sie konczy a cos sie zaczyna

podroz zaczyna sie od stanu CHIAPAS, bedzie troszke jak z pamietnika, mam duzo czasu na pisanie....


zaczelam od nocnego autobusu do Palenque, 
ten za pol ceny bez klimy, spoznil sie pol godziny. na przystanku 3 turystow i 3 lokalnych, nikt nie zamienil zdania. ja wciaz pod wplywem ostatniej lampki wina i pozegnania jeffa DUBAJ!
nasteepne dni to niewatpliwie odkrywanie siebie, na nowo, wyzwolenie , poszukiwanie. Skonczenie 3letniego zwiazku chyba niegdy nie jest latwe, a tymczasem te kilka dni dodatkowych dni oddelenia pomoze poukladac sobie w glowie to i owo.
Wciaz pobrzmiewa glos Roksany w glowie, zadzwonila dzis niespodziewanie, jakby wyczula potrzebe bratniej duszy, dobrze bylo pogadac. Roksana zna nieco sytuacje ale wiadomo nikt nie zna jej tak dobrze jak ja i Jeff. decyzja jest sluszna, prosze mi wierzyc....
Nighy nie jest za pozno aby poprawic jakosc zycia, tu i teraz jest wazne, jak w buddyzmie.
A tymczasem w 11.5 godziny dojechalismy do Palenque. Podroz zeszla, chociaz autobs byl brudny i wypocony. jeszcze nie swita wiec czekam na przystanku na pierwszy bus do Palenque - ruiny. 
Zatrzymalam sie w Jungle Palace, cabana papaya 100 pesos, jest nawet ciepela woda. Nie potrzebuje jej jednak. jest mokro i parno.
Cieple jajka na sniadanie, ruiny, spacer do jungli i po Palenque. Piekeny spacer, troszke zale, ze bez przewodnika ale podrozowanie solo ma swoje minusy, to jeden z nich.

Niesamowite drzewa, ogromne, o pogietych anotomicznych ksztaltach, zdumiewaja nie mniej niz caly kompleks swiatyn.Rozpogodzilo sie tez maksymalnie, zar z nieba na caly czas zwiedzania (4 ha). Po ruinach skrecilam w lesna scieske parku narodowego, nic specjalnego a pod koniec spadl wielki tropikalny deszcz. Goracy jak zupa, wspaniele go bylo poczuc.

na obiad zupa Azteca i quesadillas de nopales (placki z kaktusem i serem) w restauracji Don Mucho, tuz obok mojego spania.
Zupa Azteeka, nawet w samym sercu majowych ruin wyszla im wybornie. Niebo w gebie!
gesty krem warzywny z marynowana papryczka achiote i swiezym awokado, a na wierzchu ser, gesta smietana i garsc smazonych chrupiacyh totopos. Smakowo dorownala mojej ulubionej sopa de tortilla, wlasciwie nie wiem czym tak do konca sie roznia....czasami wygladaja i smakuja identycznie.
Wyzerka maksymalna!

palenque zaskoczylo mnie brakiem turystow, dookola maly howler monkey pohukiwaly groznie. W porownaniu do Tulumskich ruin to bezludna wyspa. miejsce wyjatkowo widowiskowe, warte nalozenia kilkuset kilometrow....

Jutro rownie ambitny plan, spory skok geograficzny. Ze stanu chiapas poprzez tanasco i Veracruz do Oaxaca. A potem juz spokojniej, noce w lozku, nie w autobusie....










regula numer 1 podrozowania jest umiejetnosc oczekiwania, lekcja cierpliwosci nie nie spieszenia sie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz