piątek, 6 maja 2011








wczorajszy zmierz na Canonie Powershotie 1400.
potem juz bylo wino i pesto i makaron z amarantusa, tak sie postaral moj brodaty znajomy, ktoremu niestety strasznie nie milo pachnie z ust i musze zawsze wybierac miejsce dalekie do siedzenia. ale spedzamy czasami wieczory i dnie i musze jakos tez zaakceptowac jego 40 letnia brode, moze w niej wlasnie sa paskudne robaki, jak to wyobrazalam sobie zawsze. Majkel jest sympatyczny poza tym, a ze malo tu ludzi w ogole, to staram sie utrzymywac kontakty towarzyskie ze wszystkimi co sa.
Nie wyprowadzilam sie ze swojego pokoiku tez na szczesie. Plany sie zmienily. Nowi nie zostali zatrudnieni. mam wiec dalej swoje M1. brakuje mi tylko hamaka, z ktorym tu ciezko.
A i dzisiaj byl najpiekniejszy dzien pod woda, widocznosc jak na Karaibach, woda czysta i niebieska. I duzo duzo zwierzakow.








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz