sobota, 12 marca 2011

buena onda


miasto odczuwa sie zupelnie inaczej po kilku miesiacach plazowania. jakby nie moje miejsce juz. meczy szybko, brak wody, bryzy i powietrza wlasciwego....
Guadalajara sypmatyczna ale bez zachwytu wielkiego. Objechalismy kilka miejsc, fajne lampy i dizajn. W ogole meksyk to dobry dizajn, muzyka, jedzenia. Qrcze, podoba mi sie tu bardzo.
Pilismy dzisiaj jakis dziwaczny zakwas z agawy o nazwie pulque.....taka spieniona biala ciecz po ktorej sie w glowie kreci, w glinianych litrowych garnuszkach z takimi twarzami, ze az mnie zal scisnal, ze nie mam aparatu. a slonce do tego palilo potwornie.
baterie troszke doladowane, odespalam sobie w Guadalajarze wszystkie utacone na sen chwile z Tulum. nad ranem po 5 lece dalej. W samolocie pewnie znowu paczka chrupkow i rum z cola.
Poczytalam online, ze Tsunami sie otarlo o Baja California, ale tam gdzie jade nie ma strat. Ufff...klimat wredny, ale znajomi japonscy dali znaka, ze wszystko u nich dobrze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz