poniedziałek, 25 czerwca 2012

burza w dzungli




ufff, ale dzien. okazalo sie, ze ani nie jestem taka silna ani w formie.
wczoraj jeff zagail czy moze nie chcialabym zanurkowac w LUNA AZUL. Co za pytanie! Kto by nie chcial. Bylam tam kilka razy z Jeffem, butle mu pomagac nosic i czekalam grzecznie na brzegu z psem i patrzylam na wejscie do pieknej bardzo jaskini . Ale teraz, kiedy juz weszlam do kolejnego etapu wtajemniczenia, to chyba bylby odpowiednik levelu 3, moge myslec o nurkowiskach gleboko ukrytych w dzungli, ktore odkrywa jeff albo robie.
Luna Azul to miejse gdzie znajduja sie kosci leniwca z epoki lodowcowej a jaskinia wciaz jeszcze w fazie eksploracji, czeka na przylaczenie do jakiegos wiekszego systemu jaskin. Najprawdopodobniej najblizej bedzie do Sac Aktun. nurkowaly w niej tylko 2 osoby dotychczas ale ma jeszcze mnostwo korytarzy do ogarniecia.

No wiec wstalismy rano aby zataszczyc dzisiaj 6 butli na nurkowanie, ktore wykonamy nastepnego dni. Dlaczego tak na raty juz wyjasniam. Zgodnie ze sztuka nurkowa wysyilek fizyczny nie jest wskazany przed i po nurkowaniu, szczegolnie glebokim z dekompresja. Aby wiec nie narazac sie na zlapanie dcs'a (choroby dekompresyjnej) trzeba sobie takie nurkowanie z noszeniem butli rozlozyc w czasie. Postanowilam, wrecz uparlam sie, ze w dobrym plecaku 2 butle zaniose na raz. To jakies 1,5 km przez dzungle, a to nie droga w lesie....chaszcze, gestwina, ktora trzeba przerzedzac macheta, placzace sie liany i klujace rosliny, ktorych nazwy chyba Jeff wymysla, bo niby skad je wszystkie zna. Odcinek, generalnie zaden dlugi, jest tym trudniejszy do pokonania w tych warunkach, bo jest estra parno, goraca i atakuja osy, komary i mrowki (a te to gryza), a aby tego malo to jeszcze dzisiaj nadepnelam na weza koralowego. Jeff mowil, ze bardzo jadowity......chyba zartowal, bo raz jeszcze skad niby zna sie na wszystkim co tu zyje i rosnie. cwaniaczek bo nie nadepnal. ale nic mi nie zrobil, moje buciory miazdza wszystko, a na samym koncu nawet siebie zmiazdzyly.
Musze przyznac, ze zatachani 2 butli ociera sie o granice mojej wytrzymalosci, to chyba ten wiek. ale wytrzymalam. potem musialam sobie zrobic 3 godzinna przerwe. wrocilismy do domu, gdzie po solidnej misce jedzenia i 1,5 godzinnej drzemce odzyskalam sily i wrocilismy zaniesc kolejne 2 butle, tym razem juz po jednej kazdy. to juz nie bylo trudne, ale wyruszylismy poznym popo i zaczelo sie na horyzoncie chmurzyc i czym blizej bylismy rozpoczecia marszu tym bardziej niuchronna byla obecnosc burzy. i tak tez sie stalo, po 10 minutach rozpadalo sie. wiadomo w gestwinie zanim doleci troszke czasu jeszcze maszerowalismy na sucho, ale potem juz przemoklo wszystko. zrobilo sie ciemno dosyc i grzmialo w sasiedztwie. sceneria jak z filmu Krokodyl Dandee, dobrze pamietam jak sie przedzierali w deszczu. Ale okazalo sie, ze na mokro lepiej. Nie jest tak goraca, a zamiast potu leje sie swiezy deszcz. Do tego komary nie drecza i nie trzeba odpoczywac po drodze.
Dla Zotz wyprawa tez byla ekstremalna, drugi raz to juz nawet nie chcialo jej sie isc, ale co tam, zabralismy ja i tak.

A teraz o super bucie, co w drodze powrotnej sie kompletnie rozkleil. Odpadla cala podeszwa i wracalam w czyms co chyba najbardziej przypomina onuce...i im dalej tym bardziej sie robil szeroki i wielki, puchl i rozwarstwial sie ten super Goretex. Wiec jak juz doszlismy do samochodu to rozmiar prawego do lewego zminil sie o jakies 5 numerow. Ale doszedl do konca. Czy da sie to posklejac jeszcze nie wiem, ale podejme taka probe.

Mam jeszcze backupowe tenisowki, swiete na mokra dzungle pewnie, ale jakos jutro na to nurkowanie musze dojsc. hehehehe, a potem jeszcze 2 rundki powrotne z pustymi flaszkami i nurkowanie zakonczone.Na foto rzut oka na sciezke, i nasze butle pod kolderka palmowa, zeby nam malpy nie ukradly.
po tym wszystkim zrzucilam mokre ubranie i zafundowalam sobie dlugi parzacy prysznic. oj jak to cieszy, a na kolacje gulasz...tak tak, taki domowy, zrobilam wczoraj.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz