czwartek, 18 sierpnia 2016

dalej o Kubie

przygody na Kubie to dluzszy temat, bede wiec go porcjowac jak torcik urodzinowy, oj do dzisiaj lodowka pachnie moim tortem czekoladopodobnym.

Pierwszy nasz przystanek to Havana, 3 dni, 3 noce, spalysmy w samym centrum tzw. Starej Havany. Pierwsze 4 godziny zeszly nam na poszukiwaniu wody do picia. Byla niedziela, w sklepach nic nie bylo, nikt nie sprzedawal wody. W koncu udalo nam sie za malym okienkiem za kratkami dopatrzyc wode, bron Boze zimna, za 2 dolary butelka. wypita niemalze na miejscu. I tak nauczylismy sie, ze zakup wody to codzienna walka ale i podstawa. Pozniej juz tylko raz bylysmy na krawedzi spragnienia ale udalo sie zakupic prosto z transpotru. Kubanczycy, z uwagi na cene, nie pija wody. Pija soki z saturatora i oranzady, wiec i my przeszlysmy w pewnym momencie na oranzade i napoje sprzedawane na szklanki. smak oranzady jak w Polsce w latach 80tych.





zimne napoje to marzenie ale za to pyszna mocna kawa jest wszedzie. pije sie glownie espresso albo cortado czyli szklanka goracego tlustego mleka z kozuchami i mala dawka kawy (roksana mnie od tego uratowala i wypila i swoja i moja, mnie odrzucilo na sam zapach...juz pozniej bylo tylko male czarne espresso)






bylysmy tez na plantacji kawy w rejonie Vinyales. Tam nam pokazali jaki jest proces zbierania, selekcji i prazenia ziarna. na foto szef koncernu kawowego, dojechalysmy tam konno, tak, 2 czterdziestki na malych creolskich konikach. nasz konny mila piekne ostrohi na kaloszach.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz