środa, 27 maja 2015

kolejny rozdzial

przygod nigdy dosc. inaczej byloby nudno i mdlo....
zlapany na goracym uczynku, zlodziejaszek. po sympatycznym wieczorku jazzowym w gronie znajomych udalam sie do domu, tak kolo polnocy. spodziewalam sie, ze Jeff jest w domu ale zamiast niego byl jakis pol metra nizszy facio z plecaczkiem. chwila konsternacji w zorientowalam sie, ze wlasnie tu w moim domu za zamknietymi wciaz drzwiami widze bezczelnego zlodzieja. i trzeba szybko i skutecznie temu zapobiec bo kto wie jakie skarbu zdolal juz przywlaszczyc.
poniewaz w walkach wrecz sie nie widze, postanowilam rozedrzec sie na cale gardlo. gosc jasne zorientowal sie, zaczal przepraszac, ze przyszedl napic sie wody bo jest zmeczony, po czy wyskoczyl oknem. ale wyjscie przez okno nie jest az tak latwe, trzeba jeszcze po murku i z murka na schodki i tam go dorwalam. za fraki rzecz jasna, troszke szamotania i udalo mu sie wstac. ale nie dawalam za wygrana bieglam za nim ile sil w nogach krzyczac i trzemajac go za koszulke jamoscniej jak moge. na szczescie nadjechal autobus i ludzie sie zaczeli interesowac krzykami. facio juz nie mial wyjscia, zlapal go sasiad, sprowdzil brutanie do parteru i tak juz oczekiwalismy na przybycie Policji.
Wniskujac po tym co mial w plecaczku to dopiero zaczal lupanie. och, zapragnelam sprawiedliwosci islamskiej. uciac lape takiemu!
ale wiadomo, w kraju panuja inne procedury i sprawiedliwosc wymierza sad. a zanim ten rozpatrzy sprawe musi swoje minac i wiele setek papierow trzeba napisac. juz odbylam 3 spotkania w tej sprawie, skradzinych przedmiotow jeszcze mi nie moga oddac, grrr, i pewnie bede sie musiala stawic na rozprawie w tej sprawie...nie wiem tylko czy wszystko odbedzie sie przed godzina zero czyli 8 czerwca.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz