środa, 11 lutego 2015

nie da sie czasu dogonic. Rok 2015 pedzi tak potwornie, ze juz niedlugo chyba bedzie Boze Narodzenie.  Dzien nam niby wydluzyli ale nie przeklada sie to na podzial zadan i czasu. Ciagle mi go brakuje.
Pierwszy etap eksploracji Vanila Sky project juz po polmetku, dobrze idzie, mapa sie rysuje, tylko auto jedyne co wjezdza do lasu sie zepsulo, dosyc powaznie. Wczoraj wyjechalo na lawecie, bez kola.....Robbie smutny, bo jakze inaczej. Toyota 1984 landcruiser nie ma sobie rownych w jezdzeniu po wybojach. Przynajmniej, nie miala.

A ja na nude narzekac nie moge. jeden dzien ostry marsz w jungli, drugi kursik open water, trzeciu tour w cavernie i taki przekladaniec. Samego junglowania chyba bym nie dala rady.....kilometry w nogach i plecach czuc. Nawet jeff juz slabnie i cieszyl sie, ze ma dzien wolnego.
Ostatnio zabralismy zwierzaki, pieknie bylo. Zgubilam sie odrobine z psami, swiezo przecieta sciezka nie byla az tak widoczna, ale jednak iskra harcerska sie wciaz tli i wrocilam na szlak. Odjechali mi tylko autem, myslac, ze ja dawno na przedzie i musialm przydralowac z calym sprzetem dodatkowe 3 km. Uff....dalam rade przed zmierzchem.  Ale ze zwierzakami bylo raznie i nie straszno.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz