środa, 2 lipca 2014

plaza


i udalo sie zabrac czesc rodziny na boska plaze. woda w morzu chwilow tak goraca, ze o ochlodzeniu sie nie ma mowy. na moje oko 30-31...przepraszam tych co nad Baltykiem....

pojechalismy w strone biosfery Sian'kan....wtopa....droga na plaze cala ogrodzona i w wiezyczkach filuja ochroniarze. przedostalismy sie, za zgoda jednego pana w czarnej security koszulce, ale po chwili okazalo sie, ze jest pionkiem hahahah. i jego pozwolenie nic nie znaczylo, bo wlasnie poszedl do domu.
no i zaczela sie meksykanska pyskowka z trzema ochroniarzami....i nie chcielismy aby nasz zaparkowany przy drodze samochod sie uszkodzil, wiec musielismy po chwili opuscic boska.

cholercia z tym systemem, nigdzie z psem nie mozna na plaze, a na dzikiej takie hocki klocki. faszysci!

nie zdarzylismy nawet paczki chipsow dokonczyc.....

D'artanian zdecydowanie nie jest wodolazem......bal sie, ale cien zamoczyl.... Sunia w ostatniej chwili wyskoczyla z auta, a zatem minela ja wycieczka na plaze.

ZOtz wiadomka, coco szajba. nie odpusci zadnej skorupy.

Jeff dal sie wyciagnac tylko pod warunkiem, ze bedzie mogl czytac  kundla...ale za to po polsku, zaaplikowalam mu serie Sapkowskiego...juz konczy z Wiedzminem.
A ja wciaz na trylogii lotrzykowskiej, tym razem NAJLEPSZY mi zostal.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz