dzisiaj walczylam w kalimbie. bylo jak na rolercosterze, w dol w gore, do gory nogami....dla tych co maja z uszami pod woda problemy, miejsce do zapomnienia. pieknie tam, ze hej!
mialam awarie worka, nie moglam go nadmuchac, wiec wspinalam sie po skalkach jak spiderman w drodze powortnej. wciaz jeszcze dopasowuje swoj sidemount, ktory uwiera i daleki od perfekcji jest. czulam sie troszke jak slon w skladzie porcelany.....
przy wejsciu jest duzo majowych posazkow i swieczka sie pali dla tych, co kilka lat temu tam zostali po fatalnym pomysleniu kierunkow. o tym jeff mi powiedzial po wyjsciu, hehehe.
a po tym wszystkim na obiad ryba po grecku. pierwsza po meksykansku szykowana.
mialam awarie worka, nie moglam go nadmuchac, wiec wspinalam sie po skalkach jak spiderman w drodze powortnej. wciaz jeszcze dopasowuje swoj sidemount, ktory uwiera i daleki od perfekcji jest. czulam sie troszke jak slon w skladzie porcelany.....
przy wejsciu jest duzo majowych posazkow i swieczka sie pali dla tych, co kilka lat temu tam zostali po fatalnym pomysleniu kierunkow. o tym jeff mi powiedzial po wyjsciu, hehehe.
a po tym wszystkim na obiad ryba po grecku. pierwsza po meksykansku szykowana.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz