środa, 27 czerwca 2012

nurkowanie przez duze N

i udalismy sie do gestego lasu, tym razem juz ze sprzetem (mniej wazy niez butle) i wplynelismy do pieczary. Luna Azul o tej porze roku nie jest krystalicznie blekitna a bardziej w kolorze mocnej esencji herbaty, pokryta gestym kozuchem osadow. Przez pierwsze kilka metrow nie widac nic, ale potem za to otwiera sie tak szeroko, ze swiatlo nie ma sie od czego odbic. Po jakis 15 minutach zrobilo sie jednak super ciasno i widzac trzepoczacego w miejscu Jeffa pomyslalam, ze chyba sie tam nie zmieszcze. Z sufitu po ktorym szorowalismy sypal sie pyl, trzymalam sie poreczowki, bo wiadomo ze najgorsza rzecza dla nurka jaskiniowego to zgubic poreczowke w zero widocznosci, i parlam do przodu przez chmure pylu. Kask mi sie odpial, kabel od latarki zaczepil o skale wiszaca nieporecznie z sufitu, wciagnelam nawet brzuch ale i tak zablokowalam sie nieco. W koncu wypielam jedna butle, Jeff ja odebral i juz z parka poszlo mi lepiej. A potem juz bylo duzo miejsca.....
Natknelismy sie na kosci niby leniwca ale wciaz nie wiemy, byly tez porozrzucane niedopalki drewna, to niesamowite, ze miliony lat temu w tej jaskini mieszkali ludzie.....i palili sobie ognicho i my teraz to ogladamy w super sprzecie nurkujac jak ptaki w powietrzu. Jaskinia byla jak dom, ta wlasnie, idealnie pasowala, przestrzenna, zadnych szarpanych scian, wszystko gladkie, klepisko, qrcze...tylko chlopa z maczuga brakowalo i obrazkow na scianach.
W drodze powrotnej to co wydawalo sie ciasne bylo juz szersze, a 23 minuty dekompresji dluzyly sie i kiedy tylko patrzylam na zegarek widzialam, ze czas sie nie posuwa. Przestalam sie wiec na niego gapic tak czesto.

W sumie razem udalo nam sie dolozyc kolo 100 m nowej poreczowki, ale droga zawinela sie w ksztalt podkowy i Jeff nie byl zadowolony z tego odkrycia. On juz to wiedzial w jaskini, ja musialam wprowadzic dane na mape 3d ab zobaczyc jaka droge wykonalismy. Wciaz szukamy korytarzy na polnocny-wschod, to one moga polaczyc Luna Azul z innym systemem.
A teraz trzeba wrocic do lasu i przyniesc spowrotem te 6 butli, teraz juz ciezej o motywacje, chociaz praktyka czyni cuda.

Nagralam dzisiaj tez filmik z naszej drogi przez dzungle, moze uda mi sie w przyszlosci cos posklejac i bedzie taki klip alla Spielberg. Poki co ubawilismy sie tym co jest, bo Jeffa zaatakowaly osy i przeklinal je strasznie. Przykro mi bylo, ale cieszylam sie tez, ze to nie ja, bo wtedy moze juz by mi sie cala ta wyprawa tak nie podobala. Osy bola bardziej niz komary!

1 komentarz:

  1. Jak ja Ci zazdroszczę. Piszesz o rzeczach, których nigdy nie przeżyję. Dlatego pozostaje mi obserwować Twój blog i czerpać z tego,co napiszesz :)

    OdpowiedzUsuń