sobota, 7 sierpnia 2010

zdrów jak ryba


Dobrze mieć zdrową głowę. Dobrze jak nic nie boli. Trzeba sobie to często powtarzać.
Teraz jest już wszystko po staremu, do pracy mi się wracać nie chcę ale za wodą już tęskno.
Więc dzisiaj ostatni dzień słońca bez obowiązków.
Dzisiaj też ostatni dzień w Albatrosie. Przenosimy się do stylowego domku, jak z filmu, podoba mi się. Dobry plener zdjęciowy, taki dom w którym Murzynki wychowywały białe bobasy.
Chwilowo opanowuje mnie też swoista histeria owadowa. Pod prysznicem był wielki pająk. Większy niż zwykle. Odporny na spłukanie..... Uparcie został do końca. Egh...muszę się na nowo przyzwyczaić do życia. Nie wszystkie komary są złe.
Nie ma dobrych ale nie wszystkie roznoszą choroby.

Wczoraj pan rolnik przyniósł mi świeże owoce noni. Chciałam dla zdrowotności. Oj, ale smak tego owocu jest nie do przełknięcia. Baśka powiedziała, że to rzyguś. Pan przywiózł 5 kg. Zamknęłam to w lodówce. Intensywność zapachu przedziera się jednak przez uszczelkę.
Już wiem, że na surowo nie damy rady tego zjeść, trzeba nastawić sok. Tylko nie ma pojemnika. Gdzie upchnąć 5 kg noni? Może wyślę paczkę do Polski? Kto chce?

Zakupiłam też siatkę rambutanów. Te są pyszne na surowo. Włochacze smakowe. Jak liczi. Tych nie wyślę...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz