sobota, 29 października 2016

vegas

cala wyprawa odbyla sie na takich obrotach, ze gdyby nie balans konta to bym nie wiedziala, ze tam bylismy.
zaczelo sie troszke pechowo. z domu wyjechalismy o 1 nad ranem, oddalismy auto na parking i pierwszy lot do Houston. tam okazalo sie, ze kolejne loty sie przesuwaja i trzeba cos pozmieniac bo mgla w San Francisko opoznia wszystko. wiec przebukowano nam lot na bezposredni do vegas z pominieciem wycieczki dookola swiata (super) ale musielismy na niego czekac 7 godzin. znamy juz wszystkie 5 terminali w Houston. na koniec zakopalam sie w fotelu do masazu, wrzucilam 2 dolary na 10 min masaz i zasnelam w nim na prawie 2 godziny. 
do vegas dojechalismy juz po ciemku, lotnisko w samym centrum, szybki shuttle do hotelu i okazalo sie, ze mieszkamy w olbrzymim kombinacie 2956 pokoi. zakwaterowali nas w apartamencie na 19 pietrze z szalowym widokiem.na dole kilometry kasyna, maszyn, zakladow sporotwych, barow, basenow i sklepow. pelne kolo fortuny.



matt z claire przylecieli dzien wczesniej wiec juz ochloneli. wypilismy wspolnie drinka i padlismy. na drugi dzien super lunch, spacer po miescie i slub w urzedzie stanu cywilnego, niestety bez elvisa i rozowego cadillacka.... za drogo i tak nie chcieli. ceremonia trwala minuty, papier w rece. potem go trzeba zarejestrowac, wydrukowac, wyslac, uwierzytelnic i bedzie uznanym dowodem na zawarcie zwiazku malzenskiego w Anglii. Jeff byl swiadkiem a ja fotografem, Po ceremonii poszlismy na drinka do Stratosphery czyli wiezy liczacej sobie 108 pieter. Drink jak wysokosc zawrocil nam w glowie.
Potem zabralismy ich, nowozencow, na fenomenalny obiad do restauracji japonskiej TIKI RIKI SUSHI. to bylo nasze najlepsze sushi w zyciu. rachunek 200 dolarow.... no ale brat to brat!
na drugi dzien juz w pelni poswiecilismy sie rozrywkom, kasynom i bieganiem po deptaku czyli Bulwarze Vegas. pelen zawrot glowy co tam sie dzieje.  w kasynie wygralismy, przegralismy i wyszlo na zero ale zabawa byla dobra. wyjazd by sie nie liczyl prezciez gdyby nie ruletka (ja) i black jack (jeff). 

a na koniec zafundowalismy sobie zajecia w podgrupach. matt i claire dostali w prezencie slubnym wejsciowki na show cyrku de soleil a my pojechalismy na 16sto godzinna wycieczke do Wielkiego Kanionu. Ojejej jak tam pieknie!

Byl to maraton, bo noc w kasynie, spalismy 2 godziny, o 5.30 pobudka, wrocilismy z kanionu o 22 a o 22.30 pojechlismy na lotnisko aby podrozowac z jedna przesiadka do 10 rano. potem auto z parkingu, tacos ze swinka i kocyk milusi w domu. zupelnie sie pogubilam w czasie. trzeba to odespac i przetrawic.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz