czwartek, 1 września 2016

i znowu o Kubie

dzis spotkalam sie z kolezanka, ktora to w poniedzialek wybiera sie na Kube. Przekazalam jej pakiet niezbednych informacji. mam nadzieje, ze bedzie musiala mniej frycowego zaplacic....
a tymczasem wypadaloby wspomniec o kubanskich cygarach. i nie sa one rolowane na udach kubanskich dziewic jak mowia legendy.


doswidczenia z cygarami mialysmy dwojakie, tzn. raz w turystycznym miocie a raz prawdziwie. to pierwsze odbylo sie w rejonie Vinyales, ktory slynie z upraw tytoniu z uwagi na swoja wyjatkowa glebe. piekne rejony, odwiedzilysmy, konno, tak konno, uprawy i suszarnie lisci.
koniki male kreolskie, nie trzeba bylo byc wytrawnym jezdzcem, dwie czterdziestki bez doswiadczenia daly rade. nasz przewodnik w 2 minuty wytlumaczyl jak nalezy sterowac koniem, jak polautomat czyli w prawo, w lewo i do gory. poszlo latwo, nawet zakwasy nie byly takie najgorsze. duzo smiechu ale zdecydowanie mniejszy to wysilek niz dosiadanie roweru gorskiego w dzien poprzedni.






rolnicy w Vinyales pokazali nam proces suszenia tytoniu, jego segragacji i samo rolowanie cygar. bylo to pierwsze takie doswiadczenia dla wszystkich zebranych, stad i tez latwo wcisnac kit i zrobic turystow w balona mowiac im jak robi sie cygara. cygara skrecali przy naz z pol swiezego tytoniu, prawdziwe cygara skreca sie z wyselekcjonowanych lisci, ktore fermentuja min 2 lata.... odpalilismy je i kolektywnie wypalilismy, resztke nam pan zapakowal na wynos. potem krotka promocja i sprzedaz, Roksana skusila sie na paczke 5 Romo i Julia. Pozniej, w San Diego dowiedzialysmy sie, ze sa nic nie warte, tym bardziej 10 dolarow.





W San Diego u Don Pedro dowiedzialysmy sie duzo wiecej o procesie produkcji cygar i zobaczylysmy od A do Z jak powstaje slynne Monte Christo.
Liscie fermentuja sobie a potem niektore sie wklada do sloika tzn. te ktore tworza zewnetrzny plaszcz aby byly bardziej wilgotne, pachna jak suszone grzybki.




Don Pedro wybral 3 liscie i przycial je nozykiem. potem wysiagnal inne liscie i pociachal je i rozdrobnil palcami, potem je zawinal , nie na udzie, i wlosyl to tzw. tabli czyli formy. potem zacisnal na kilka minut w prasie. w miedzyczasie lykalismy sobie miejscowy rumik. na pokaz zrobil nam tylko jedno.





no i na konie cprzyszlo nam juz tylko odpalic i kosztowac. trzeba je tak ciumkac a jak sie namoczy za bardzo to odcina sie je. dobre cygaro mozna plaic na kilka razy tzn. zgasic i zapalic na nowo, podrobki beda juz smierdzialy jak palony kiep.






i dla tego doswiadczenia bylo warto pojechac na Kube. orginalny smak, nic nie majacy wspolnego z papierosami (tak mi nie palaczowi sie wydaje), jak deser po obiedzie.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz