piątek, 8 lipca 2016

mot mot

sniadanie z chorizo, tym razem na cieplo (po 2 latach odkrylam, ze na opakowaniu mojego ulubionego hiszpanskiego chorizo jest napisane nie spozywac na surowo) i  po sniadaniu 100 minut pod woda. Tym razem, z Benem, poplynelismy na koniec cenotu Mot Mot, nie bylam tam dobre 3 lata.  Nie jest to jakies moje ulubione miejsce ale z uwagi na ograniczenia Bena, certyfikat intro, dobra to trasa dla poczatkujacych jaskiniowcow. To bylo tez Bena najdluzsze nurkowanie.  Dobrze dzielic sie drobymi przyjemnosciami.
wczoraj wykonalam pierwsza probe nagrania dzwiekow lasu. nieco sie spoznilam na koncert (najlepszy jest pomiedzy 19.30 a 20) i tak jak podejrzewalam, psy w tym eksperymencie uczestniczyc nie moga. najglosniejszy jest dyszacy jak opetany D'Artagnian.....
ale wroce bez futrzakow niebawem i dogram co trzeba.

tymczasem planuje wakacje w glowie, Roksana przyjezdza 19 lipca, beda ferie zatem:) mnostwo pomyslow i zero pracy w kalendarzu wiec bedzie na wszystko czas. wiadomo przyjazd kogos bliskiego to jak Mikolajki plus masa prezentow i nowosci ze starego kontynentu. oj, juz dawno nikogo nie bylo.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz