piątek, 9 października 2015

kocie

Jeff pojechal po igly do szycia i wrocil z kociakiem 2 miesiecznym, ktorego rzekomo uratowal od przejechania. male czarne i chyba to ONA. kociak ma jakis wylew w oku, nie do konca bylismy pewni czy widzi ale dzisiaj juz wiemy, ze widzi.




maluszek z opuchnietym brzuchem wygenerowal w nocy garsci bialych robakow, moje ulubione oblence.... obudzilam sie wiec, prawie w przyslowiwym nocniku, reke otarla sie o sliskie, mokre kocie bleee. dzisiaj juz zapodalam kociakowi antypasozyta i dlugo nie bylo trzeba czekac....uffff, dzielnie zajelam sie tematem, tym najobrzydliwszym dla mnie. nie cierpie wijow i oblencow!

z rozmachu zapodalam wszystkim zwierzakom po pastylce, a jutro na majanskich warsztatach zakupie werjce zielarska od szamana, dla ludzi. i bedziemy wszyscy ogladac sobie kupy.

w miedzyczasie, pracowity to byl dzien,  pozytywnie odbylam wizyte w urzedzie emigracyjnym i przyjeto moje podanie o pobyt staly. Za podanie trzeba z gory zaplacic, hehehe, koszty administracyjne 1200 pesos i czekam teraz cierpliwie jaki bedzie tego koniec.

Pojawil mi sie tez moj ulubiony odwiedzajacy mnie co roku na jesien tegoryjec amerykanski, ale po nurkowaniu dekompresyjnym wszedl w faze zaniku. Juz wiem jakie jest na robaki lekarstwo, dlugo i gleboko pod woda trzeba siedziec i po sprawie, a nie jakies tak lekarstwa i wizyty w chorych izbach przyjec.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz