i tak juz sie zaaklimatyzowalam na nowo w tropikach. powrot do klapek i spirali na komary wieczorami. nie brakowalo mi tego ale dobrze tez usiasc wieczorem w lezaku i nie czuc chlodu na plecach.
po powrocie Jeff jakby nie przyjal do wiadomosci, ze cos sie zmienilo. i troszke mnie przymusil do sprobowania na nowo, ze przemyslal wiele itd... ja tez mialam czas na przemyslenia i dam kolejna szanso probe. niech sie dzieje. zawsze sa plusy i minusy, trzeba jakos przez ten labirynt przejsc...
a tymczasem udalo mi sie pchnac papiery wizowe, a wiec sprawy sa pod kontrola w czasie. Teraz tylko oczekiwanie czy maja wiecej pytan i jak nie to prawie koniec procesu. W przyszlym roku bede musiala sie ubiegac o pobyt staly, to juz piaty rok w Meksyku. 5 lat to maksymalny czas na wizie tymczasowej. Dobra strona tego bedzie, koniec z papierai co roku, zla, ze nie mozna wyjechac z kraju na dlugo nie tracac papierow.....z drugiej jednak strony nie wiem jak oni to kontroluja.
udalo sie tez ponurkowac, 2 piekne nurki w nowym skrzydle sidemountowym. Wszytsko wydaje sie dzialac perfekcyjnie, wciaz mam male poprawki i dopasowania ale co do zasady uprzaz i skrzydlo dobrze sie nosza pod woda.
uzupelniam tez relacje z wyjazdu o nowe fotki, ktorych nie udalo mi sie na czas wrzucic i opisac. jaest wiec duzo wiecje zdjec.....
a w domu, kociak. 2 dni temu wracalismy o polnocy na rowerach i nasza uwage zwrocil koci placz w krzaczorach. Jeff sie zatrzymal pierwszy, ja tez, przeszukalismy krzaki. I znalazl sie piekny rudy kociak......slodki jak miod, nie mozna go bylo zabrac stamtad (nigdzie) i nakarmic. Umie juz jesc, zabki mini mini ale siekaja. Spi z nami w lozku. Jeff mowi, ze jak oddam 2 psy mozemy zatrzymac kota...... nasze rancho rosnie....
po powrocie Jeff jakby nie przyjal do wiadomosci, ze cos sie zmienilo. i troszke mnie przymusil do sprobowania na nowo, ze przemyslal wiele itd... ja tez mialam czas na przemyslenia i dam kolejna szanso probe. niech sie dzieje. zawsze sa plusy i minusy, trzeba jakos przez ten labirynt przejsc...
a tymczasem udalo mi sie pchnac papiery wizowe, a wiec sprawy sa pod kontrola w czasie. Teraz tylko oczekiwanie czy maja wiecej pytan i jak nie to prawie koniec procesu. W przyszlym roku bede musiala sie ubiegac o pobyt staly, to juz piaty rok w Meksyku. 5 lat to maksymalny czas na wizie tymczasowej. Dobra strona tego bedzie, koniec z papierai co roku, zla, ze nie mozna wyjechac z kraju na dlugo nie tracac papierow.....z drugiej jednak strony nie wiem jak oni to kontroluja.
udalo sie tez ponurkowac, 2 piekne nurki w nowym skrzydle sidemountowym. Wszytsko wydaje sie dzialac perfekcyjnie, wciaz mam male poprawki i dopasowania ale co do zasady uprzaz i skrzydlo dobrze sie nosza pod woda.
uzupelniam tez relacje z wyjazdu o nowe fotki, ktorych nie udalo mi sie na czas wrzucic i opisac. jaest wiec duzo wiecje zdjec.....
a w domu, kociak. 2 dni temu wracalismy o polnocy na rowerach i nasza uwage zwrocil koci placz w krzaczorach. Jeff sie zatrzymal pierwszy, ja tez, przeszukalismy krzaki. I znalazl sie piekny rudy kociak......slodki jak miod, nie mozna go bylo zabrac stamtad (nigdzie) i nakarmic. Umie juz jesc, zabki mini mini ale siekaja. Spi z nami w lozku. Jeff mowi, ze jak oddam 2 psy mozemy zatrzymac kota...... nasze rancho rosnie....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz