poniedziałek, 6 października 2014

mexico city




I tak podroz dobiega konca. nasuwa sie jedna mysl, 12 dni to za malo, ten kraj jest przeogromny i mozliwosci turystyczne sa nie do ogarniecia. sama stolica jest przeobszerna, chyba juz nie nawieksze miasto swiata, ale trudno sie ogarnac w 2,3 dni.

Calkiem przez przypadek wpadlam wczoraj na spektakl baletowy do Palacu Sztuk Pienych, cudo budowla. Widowisko baletowe, ale raczej taneczne pt. folklor meksykanski. Ciekawe doswiadczenie, za oknem byla wielka burza i deszcz a srodku kolorowo i bardzo ludowo.....hehehe, 12 mariachi i 24 tancerzy to chyba max jaki mozna sobie zafundowac.

a dzisiaj ostatnie wielkie ruiny, Toltekow, Mexikow i Aztekow....miasto smierci Teotihuacan. A tam wdrapac sie mozna bylo na 70m Piramide Slonca, a potem na nieco mniejsza Piramide Ksiezyca. Miejse malownicze, zahaczylam tez na obiad do La Grotta czyli specyficzna restauracje w jaskinii, w ktorej jadaja prezydenci. Obiad na poziomie bardzo wysokim, a i po lampce wina dobrze sie widzialo te piramidy.



Samo Mexico City to wielkie opary smogu i kurzu, wszystko troszke brudne i przeogromne. Wielkie gmachy, palace, kosciolow tez nie brakuje. W poniedzialki, widomo, muzea po zamykane, ale mam jeszcze troche czasu za dnia jutro przed odlotem. Dam rade pogapic sie na gadzety w Muzeum Antropologicznym i Fridy. A potem juz tylko samolot i Tulum.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz