czwartek, 27 września 2012

ufff...ale przerwa. tak jak wspominalam wifi na drzewach nie rosnie, a do miasta daleko. satez jakies niezabezpieczone sieci czasami ale pojawiaja sie i znikaja...ciezko je uchwycic.

po dwoch tygodniach tulaczki i przygod w roznych sadach dotarlam do malego prawie krasnala o wdziecznym imieniu Happy, hindus dla scislosci. jego niekonczace sie po horyzont sady rokuja, ze tym razem zbiory sie nie skoncza po czterech dniach. tak bylo wczesniej, co sprawialo, ze wciaz musialam sie przenosic.

na farmie u majaradzy brzoskwiniowego poznalam dziwaka wielkiego, glosil slowo boze co wieczor pod koniec butelki wina czerwonego. przekonywal mnie do Chrystusa i opowiadal mi o swoich spotkaniach z Bogiem. poza tym gotowal dobre pozywne vega obiady i przynosil kawe rano do namiotu. rozstalismy sie w piatek i wtedy tez opuscilam przytulek Peach King. Nie bylo bowiem juz tam pracy, skonczyla sie Royal Gala. Na dzien i noc zahaczylam sie potem w Cawston, na farmie Wlochow. Stara wiedzma i jej lecacy myszka maz, naszawspolpraca trwala krotko. Zaiinkasowalam swoje 140 dolarow i pozegnalisy sie na drugi dzien.

i tak wloczac sie po okolicy Cawston dotarlam do wielkiego happy sadu. zamieszkalam w przyczepie, a wiec niewatpliwie upgrade, prawie luksus. do lazienki z ciepla woda i prysznicem trzeba podjechac 10 min rowcem. ale jest, wczesniej nie bylo. no i jest gdzie i na czym ugoowac cos, a to sie liczy. niestety dieta wciaz 100 % gluten....

w przyczepie mieszkala jeszcze kanadyjska super babka lora. ale juz wyjechala, 3 tygodnie w sadzie to jak 5 maratonow w tydzien. z pewnoscia to nie sa wakacje.

kolo przyczepy mieszka Larry, prawdziwy Indianin, potomek znaczy sie. ma rodowod z rezerwatu. pracujemy razem, pijemy sobie kawe na sniadanie i ogladamy filmy wieczorami. larry pracuje aby zakupic sobe auto i pojechac na grzyby w przyszlym tygodniu. 9 godzin stad na zachodnim wybrzezu jest grzybnia. a grzyby sa w cenie i plyna prosto jako wielkie rarytasy do Japonii. Dobry dzien dla dobrego grzybiarza to 1000 dolarow. .... nie trzeba sie dlugo zastanawiac co sie lepiej oplaca, znieranie jablek czy grzybow.

planuje wiec zabracsie z larrym na 2 tygodnie do lasow grzybowych. zbiera sie jeden rodzaj grzyba pod tytulem matsutaki, ktory rosnie w lasach sosonowych. wielkosc grzyba klasyfikuje jego cena od 1 do 6 (szosteczka to cowboy bo kapelusz na juz wygiety do gory....a najlepiej sie oplaca znierac 1 i 2). Po 2 tygodniach ostrej orki w sadzie, po przerzuceniu tysiecy kilogamow jablek opcja wyjazdu na grzyby i lazenie z plecaczkiem po lesie cieszy mnei bardzo.

w obozie grzybiarzy trzeba jednak mieszkac w namiocie znowu, i rzecz jasna juz nieco chlodniej i mokro....no ale dam rade. whisky do termosu i cieple majtki.

w lesie Larry mowi mozna spotkac misia.....ale one jak rekiny nie atakuja od tak bo nie w humorze. sa spraye na misie, nie wiem tylko czy to ja mam sie spryskac czy jak juz sie spotkamy mam prysnac na misia...... po dokumencie Grizzlyman wiem troszke wiecej jak z nimi postepowac. prawdopodobienstwo spotkania jest wieksze niz na tatrzanskim szlaku.....wezme wiec extra kanapke jakby byl glodny.

prawdopodobnie wyruszymy za tydzien.

dzisiaj zbieralismy Spartany,,,,,,tortury istne. tutejsze sady dostaly w lipcu ostre ciosy gradobicia. i teraz trzeba przebierac w jabluchach i zbierac tylko te piekne bez skazy. w przypadku spartanow moja wydajnosc pracy spadla z 5 binow do 2,5.....grrrr, ale skonczylismy dzisiaj i reszta na sok. a na sok to sie zbiera sprawniej. lubie jak na sok, nie trzeba sie tak cackac z okazami. zbieranie owocow jest troszke jak gra komputerowa, zbierasz punkty, czas sie liczy, co kontener to bonus i kazdy rtobi szyblo jak moze aby wiecej bonusow bylo. apotem dostaje sie za to pieniadzory i to nie byle jakie, kanadyjskie. teraz lepiej stoja niz amerykanskie ale to przez spekulantow co znalezli troszke ropy w prowincji Alberta i wydaje im sie,ze kanada potega wieksza niz USA jes. nie jest. ale za zbieranie jablek wiecej placa niz w stanach

no to mam nadzieje, ze troszke was uspokoilam....ze wszytsko tu dobrze, ze praca lekka nie jest ale sa jej owoce. i tak jeszcze przez miesiac i powracam do goracego leniwego Tulum.

1 komentarz:

  1. misie powiadasz :)
    https://fbcdn-sphotos-d-a.akamaihd.net/hphotos-ak-prn1/523114_393966227342828_379780659_n.jpg

    OdpowiedzUsuń