sobota, 18 lutego 2012

zagapilam sie, ze wpisu nie ma.
dni mijaja, wciaz jeszcze nie na pelnych obrotach. ale kilka dni temu bylam na nurku jaskiniowym z bylym studentem jeffa. Pojechalismy do Dos Ojos, bylam tam raz wiec wydawalo mi sie, ze droga prosta. hehehe, nic bardziej mylnego. Niby na luzaczku, wszystko na spokojnie, buddy sympatyczny, ale jak wplynelismy do jaskini i mialam zrobic pierwszego jumpa zamurowalo mnie. wyciagnelam kolowrotek i patrzylam na niego, zwiskajaca linke i strzalke i nie wiedzialam co mam z tym zrobic. jakbym pierwsz raz to robila, zero pamieci........nie umiem tego inaczej wytlumaczyc, jak stres. Po 2-3 minutach szamotania sie poprosilam swojego partnera o pomoc, zahaczyl linke, tez troszke zdebial i wplynelismy do korytarza. Cala droge myslalam, jak to mozliwe.....przeciez robilam to wiele razy.
I tak wlasnie wyglada moj pierwszy guided cave tour. Wstyd oczywiscie, zachowanie klasycznej bezradnej baby, ale nie ma na to wytlumaczenia, trzeba wiecej nurkowac chyba aby pamiec miesniowa zautomatyzowala ruchy i dzialania. Inne rzeczy juz wyszly mi dobrze, ale aby zapomniec jak zawiazac linke to i tak gag na calego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz