wtorek, 28 grudnia 2010

zmiany

no i po swiatecznym stole.....przeminelo. pozostala tylko brzydka pogoda i wiatr co glowy urywa.Nie mniej jednak szkolimy, mam fenomenalnie odwaznych studentow z San Francisko. Wskakuja do wody, fale przykrywaja lodke, widocznosc jak w burzy piaskowej i wszystko idzie gladko, jak na Karaibach byc powinno.

Wyspa pelna turystow, jednak nie dajemy rady ich obsluzyc. Z powodu pogody i z powodu braku sprzetu. Powoli tez zaczynamy przygotowywac sie do konspiracyjnego znikniecia, moze pod oslona nocy, moze bardziej oficjalnie. Wszystko sie komplikuje, bo szef szalony wymyslil historie o ukradzinym rzekomu automacie, ze okno bylo otwarte i ktos buchnal jego ledwie dzialajacy automat, nawet nie wie ktory.....i ze to nasza wina i mamy mu zaplacic lub zostawic swoj. Sytuacja pokrecona, nie jasna do konca.....mamy wysokie podejrzenia, ze wszytsko to kant. Wiec nie chcemy sie szamotac na koniec i wyrywac sobie walizek i sprzetu. Chcemy odplynac wieczorna lodka....zobaczyc jak znikaja swiatelka Corn Island. Wolalabym normalniej, ale nie wiem jak sie da. Mamy wiec jakies maksymalnie 10 dni.

Wciaz nie ma telefonu i laczy interenetowych, wykradam minuty z przeydroznej kafejki co czerpie sygnal z innej palmy.
A zatem Nowy ROk biezy......bedzie inny, w innym miejscu....cos w srodku mowi, ze szczesliwy i dobry. Bo ten 2012 to ma byc przeciez apokaliptyczny. Wiec trzeba sie radowac zyciem tu i teraz, na goraco.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz