niedziela, 22 sierpnia 2010

vulkaniczny trip











3 dni na wycieczce. udalo sie. 6 bab i wulkan Arenal. Alez to urokliwe miejsce.
I chlopaki co to prowadza, oj Essence Arenal backpacker hostel - przemile wspomnienia.
Wspielysmy sie na mniejszy, nieczynny wulkan....na szczycie krateru zlapal nas deszcz, jak to w lasach tropikalnych w porze deszczowej. Ale na dole goraca niespodzianka, zrodla, wartka rzeka z goraca woda. A potem juz atrakcje przy winie i karaoke. Wyspiewalysmy w szostke wiekszosc trashowych standardow ostatnich dziesiecioleci, poczawszy od Franka Sinatry skonczywszy na Vanessie Paradis. Spiewalysmy po hiszpansku, wlosku, francusku i angielsku. Gardlo boli tak samo, bez roznicy po jakiemu sie spiewa ale falszowac tez lepiej w cudzym jezyku.
Specjalnie dla szefa kuchni, co zorganizowal wieczor wloski wynalazlam Sorento i O sole mio, i jak on to pieknie zaspiewal. Jak tenor z La Scalii.

Ekipa nam sie zebrala, 3 dziewczyny z Montrealu, w tym moja pierwsza studentka Valerie, Barbara, Roksana i przypadkowi turysci z Holandii i Niemiec. Wesolo bylo, az sie wino w spizarce sie skonczylo. Huhu....





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz