wtorek, 31 sierpnia 2010

plany


Wróciłam ze stolicy. Roksana zapakowane wróciła ze smutną miną do domu. Wakacje są zawsze za krótkie.
W San Jose zatrzymaliśmy się u znajomej, co kiedyś szalała z nami na ladies night w Coco. Pobyt u Justyne to luksus. W Coco panują warunki plażowe, wszystko jest ciut brudne i zakurzone, wszędzie piasek zgrzyta, a w San Jose ciepła woda, białe kafle i czystość wszędzie. Nie miałam czasu na zwiedzanie miasta, spędziłam więc popołudnie i lunch z Justyne w jej domu z oknami wielkimi, przez które widac było w oddali malownicze wulkany i wróciłam do Coco. 6 godzin drogi, ale przyjemnie było. Słuchałam sobie hiszpańskiego na zmianę z klikami i trzaskami.
Mój hiszpański idzie w dobra stronę, ale jeszcze bym się nie odnalazła w Madrycie.

Z powodu braku ciągłości netu nie pisałam jeszcze o naszej dramatycznej przygodzie na spacerze w drodze na Ocotal.
Tuż przed wyjzadem Roxi, kiedy wiadomo było, że nurkować już nie damy rady, bo zatoki zapchane a węzły większe od piłek golfowych, musiałam odebrać sprzęt nurkowy z centrum, w którym nurałyśmy. Wzięłam Baśkę i poszłyśmy plażą. To trasa wzdłuż wybrzeża, które bardziej skaliste niż piaszczyste, czasami trzeba zeskoczyć ze skałki i popłynąć na drugą i dalej maszerować. Zaczęłyśmy marsz nieco późno, bo śniadanie, kawa, drzemka. Zaczynał się już przypływ, a traska to jakies 4, może 5 km, więc pewne było, że woda będzie już wysoko podchodzić pod skały. Pierwsza kąpiel fun, Baśka to nawet butów nie zamoczyła, bo mogła dna dotknąć. Ja płynęłam.
Druga przeszkoda też poszła gładko, tylko woda spieniona była, jakby brudnawa i nie fajnie było płynąć przez pianę. Doszłyśmy jednak do momentu gdzie woda nie była już spokojna, a fale wymywały zatoczkę z wielką siłą, większą niż nasza co trzymała nas ze skałami. Przy próbie wejścia do wody fala oderwała nas od skałek i podryfowałyśmy na inne skały. Uuuu, bolesne, ale jeszcze pod kontrolą. Szybko chwyciłyśmy się małej wysepki skalnej, ale nie dałyśmy już rady bezpiecznie się jej czepić. Kolejne fale już zrobiły z nami co chciały. Sytuacja zmieniła się ze śmiesznej w mocno awaryjną. Obie całe, ale sporo zadrapań. Straciłam brzęczącą bransoletkę, którą tak lubiłam, Baśka rozerwała spodenki. Wielkie siniaki na pupie i skóra poobdzierana. Oderwane od lądu siedziałyśmy przez chwilkę na skałach szykując plan bezpiecznego odwrotu. Przypływ się wzmagał, miejsce wyglądało jakby nigdy się miało nie uspokoić, fale obmywały nas ze wszą. 15 minut porównywania obrażeń, wyczekałyśmy moment i uciekłyśmy w morze. Płynęłyśmy dobre 45 minut do następnego bezpiecznego już miejsca. Płynęłyśmy w butach, ubraniach, a ja dodatkowo w okularach słonecznych, których pilnowałam w krytycznym momencie bardziej niż Baśki. Robiło się ciemnawo, ale obie na szczęście całe i z kondycją do pływania dotarłyśmy do plaży Coco. Już wiemy teraz, że nie da się przejść z Coco na Ocotal morzem...rany juz prawie pozagajane, ale do wody wchodzić nie można. Mamy teraz tzw. red tide, tzn. fala czerwonych alg przepływa przez Pacyfik, woda jest brudna i mętna, łatwo o zakażenie, nie je się owoców morza, wszystko zabakteryjnione.

Jutro jadę obejrzeć moje nowe miejsce pracy, gdzie proponują mi posadę z końcem października. Playa Flamingo, nieopodal właściwie, 2 godziny drogi od Coco, tuż przy sławnej Tamarindo, gdzie byłyśmy na szalonej wycieczce kilka tygodni temu. Warunki jakie proponują nie najgorsze, tylko pobudka wczesna straszliwie. Praca zaczyna się o 6.30.......No me gusta madrugar!!!!! Ale jest to miejsce gdzie nurkuje się z mantami i to będzie właśnie ten sezon. Więc kusi mnie bardzo. Do czasu wyjazdu do Guatemalii popracuję chyba na wybrzeżu karaibskim, u nas teraz low season, u nich high. Najpierw jednak krótki wypad do Nikaragui (Boże jak to się pisze), bo pieczątki w paszporcie trzeba przebić, kończy się 3 miesięczny bezwizowy pobyt. Jedziemy 7, z Baśką, mamy znajomego w Granadzie, bodaj najpiękniejszym miejscu o posmaczku kolonialnym, tuż nad wielkim jeziorem Nikaraguiskim (????!!??). Z nową pieczątka pojadę na Karaiby, do Punta Uva, czyli zamiast kokosa będzie winogron.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz