piątek, 9 grudnia 2011

okrzeplam juz troche, mysli pozbierane, bede pisac co sie dzialo od powrotu.
w domu tulumskim spokojnie, Jeff chory i jak mowi, ze jest chory to juz znak, ze na pewno cos mu dolega. Goraczka i kaszel, brzmi to na powazna infekcje gornych drog oddechowych, zafundowalam mu dzisiaj zestaw lekarstw, ale na wizyte lekarska sie nie dal namowic. Wszystko bedzie dobrze....
W zwiazku z tym leniuchuje troche, bo dopoki choroba w domu to nie idziemy nurkowac. Nie ma tez pospiechu. Na razie skonfigurowalam na nowo sprzet.
Powoli odwiedzam tutejsze spolecznosci i znajomych, witam sie i swietuje. Wczoraj i dzisiaj spotkalam sie z Warszawiankami, z kontaktow Zosi, milo bylo, ale jutro jada dalej. Mowia, ze czuja sie jak na filmie jakims, wszystko takie malownicze. Zabralam je dzisiaj na snoorkowanie z zolwami a potem do bajkowego cenota Casa Cenote. Podobalo sie,a dla mnie powitanie w wodzie.
Pogoda znosna, w porywach nawet chlodno wieczorami, w wodzie jeszcze bez pianki bylo gut.  Ale tylko raz taki wyskok, towarzyski. Hehehe.
No i tyle, rozkrecam sie dopiero.

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz