poniedziałek, 10 stycznia 2011

koniec z NICA

Wszystko potoczylo sie wspaniale i gladko. W sobote rozliczylismy sie do zera, Chema spieral sie o 30 dolarow.....my przygotowani, spokojni, w pelnej konspiracji. W niedziele rano Chema oswiadczyl, ze nie zgadza sie na nasze warunki i rozmowa doprowadzila do natychiastowego rozwiazania stosunku pracy. Hurra!!!!! Zdebial jak zobaczyl, ze my spakowani.... dla nas optymalne rozwiazanie.
Wieczorem odplynelismy....na wielkim hamaku posciskani, potem szybka panga, jak uciekinierzy z Kuby. Potem 6 godzin w autobusie, co mial byc ekspresem......i dotarlismy do stolicy.
Mc Donald, o ktorym marzyl Pablo, zakupy na jutrzejsza podroz w mega wypasnym supermarkecie.....zawrot glowy. Bilety na 5 rano zakupione, ruszamy zatem do Guatemali, po drodze w biegu przez szybe Honduras i Salvador. W Meksyku juz na nas czekaja , i z praca i z domem.
Ach, dobre uczucie.

PS. Mamo 100 lat, nie tylko 60!!!! Za pozno bylo aby zadzwonic, ale rozmyslalam caly dzien o Tobie!

1 komentarz: