niedziela, 19 września 2010

w pracy


weekend bardzo pracowity. I po wczorajszym rumie Flor de Cana i dzisiejszym bujaniu na łódce nie było za fajnie. To wszystko przez sympatycznych Australijczyków.
Mam od nich też kilka podwodnych fot. Zatem, oto ja w pracy.

Dzisiaj przyjechał do nas mięsny, chyba z tej budki. Na rowerze, pan mięso z wiaderka sprzedawał, dopiero co ubite. Częsty widok, że ludzie jeżdżą rowerami i sprzedają smakołyki dziwne. Sanepid się nie martwi, ludzie nie chorują, podatków nie trzeba płacić, życie na wyspie jest uproszczone do absolutnego minimum. Zaopatrzenie jest równie ubogie. Właściwie ilość produktów jakie można tu kupić można zmieścić na pojedynczej kartce papieru. I tym samym dobrze widać ile potrzeba człowiekowi do życia, a jest ono radosne i szczęśliwe.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz