czwartek, 30 czerwca 2016

Czas na relax

Slodki ten moment relaksu popo w hamaku

wtorek, 28 czerwca 2016

wazny dokument

bylismy wczoraj w kinie, na waznym dokumencie, wszystko w ramach festiwalu filmowego Riviera Maya 2016. jeden z kolegow spolecznikow byl jego glownym tematem, a wlasciwie jego praca z jaguarami i ich ochrona.
film Erozja, 77 minut o tym jak niefrasobliwa turystyka zniszczyla dobra naturalne Playa del Carmen. W latach osiemdziesiatych Playa byla mala wioska rybacka z jedna glowna droga prowadzaca z "autostrady" do doku rybackiego. nieliczne bary i hotele byly utrzymane w prostym stylu rustykalnym, kryte strzecha i taki byl zamysl urbanistyczny, eko wioska. dzisiaj, 25 lat pozniej Playa del Carmen liczy sobie 700 tys mieszkancow.....
to plaza glowna na fotografiach z poczatku lat 80tych i dzisiaj, wygrzebane w internecie. dziekuje.


a to wejscie do doku dzisiaj....


statystyki podaja, ze rocznie Playa obsluguje 3 mln odwiedzajacych. To wszystko funkcjonuje na 2 malych oczyszczalniach sciekow, woda czesto juz nie jest turkusowa ale baltykowo zielona.
plaze co roku sie kurcza, morze zabiera bialy piasek, w Playa juz nie bialy, w Tulum jeszcze bialy.
W 2011 wladze Playa wpadly na pomysl aby odebrac troche plazy wodzie i dorzucic tysiace ton ukradzionego z innej plazy (Cozumel) bialego piasku.....




problem piasku jest jednak nieco glebiej pogrzebany.....to zbyt inwazyjne zagospodarowanie pasa morskiego, usuniecie naturalnej roslinosci powoduje szybka erozje plazy. tysiace hoteli zbudowanych tuz nad brzegiem, apartamenty z widokiem na morze, te o ktorych marzy kazdy wakacjonariusz. oczywiscie nie jest to odosobniony przypadek na swiecie....przykladow mozna podawac tysiace..
wladze Playa del Carmen  jednak nie do konca widzialy konsekwencje swoich czynow. raporty ochrony srodowiska sa kupione, badania wody i brak negatywnego wplywu na srodowisko rowniez. A zatem wszystko odbywa sie  zgodzie z prawem. korupcja i mycie lapek.
prawa przyrody jednak nic o tym nie wiedza i robia swoje.
w zeszlym roku przez kilka miesiecy na wybrzezu utrzymywal sie potezny kozuch wodorostow. algi zaatakowaly karaiby. rybacy, hotelarze, a w konsekwencji turysci plakali.




wiele hoteli musialo zostac zamkniete, wodorostow nie bylo jak usunac i co z nimi robic. morze wyrzucalo je bezlitosnie nonstop. az pewnego dnia, zmienil sie prad i plaze wrocily do swojego bialego piaseczku. w tym roku nie mamy jeszcze glonow, ale czytalam ostatnio prognozy, ze ilosc azotowych srodkow ochrony roslin wplywajacych z amerkykanskich rzek do zatoki meksykanskiej spowodowac ma w tym roku niespotykany dotad rozrost alg morskich..... uffff, przerazajace to byly dane.

Playa del Carmen zostala zbudowana na przepieknym systemie jaskiniowym. jaskinie zostaly zalane, zasypane i zanieczyszczone. Setki hektarow lasu wykarczowane a przeogromna jego czesc sprzedane pod prace kopalniane. kamieniolom Calica wydzierajacy kalcyt z najwiekszego systemu jaskiniowego wciaz dziala, ma rowniez pozwolenie na wydobywanie zloza do 2037 roku. zbudowano tez w niej port, w ktorej dokuje najwiekszy prom na swiecie, z ktorego wylewa sie ok 6 tys turystow.



calica to ogromna pustynia, ktora z miesiaca na miesiac powieksza sie i pozera nowe tereny pieknej meksykanskiej jungli.
i takie to smutne historie w dokumencie przedstawiono. Raul, pokazywal w tym dokumencie jak wazne jest tropienie jaguarow aby pokazac Calice i nie tylko, ze na terenach kopalni i okolic wciaz mieszkaja jaguary i inne zwierzaki. jak nieszczace sa dzialania kopalni i potezne wybuchy o 14 kazdego dnia. Calica jednak przedstawila dokumenty, ze ich raporty mowia, ze nie szkodza przyrodzie.....

tymczasem w Tulum, zagrzebalam nogi w piasku, bialym, patrzylam na turkus wody i myslalam, jak bedzie wygladalo Tulum za 10 lat.....



poniedziałek, 27 czerwca 2016

proba urodzin

wczoraj zmierzylismy sie z tematem przemycenia psow na plaze. zajelo nam to prawie godzine ale z za to z wielkim sukcesem. plaza, lezaki, cien byly nasze. nawet osla wpuscili.
przy okazji swietowalismy wigilie urodzin Lindy.













niedziela, 26 czerwca 2016

zapote

piekny sloneczny dzien w drodze.
obudzilam sie wyjatkowo wczesnie, 4.45. obserwowalam powstawanie slonca, co nie zdarza mi sie czesto. piekne niebo bylo, burzowe chmury odchodzily daleko a rozwo-pomaranczowe swiatlo wypalalo horyzont.
przygotowalam sie do wyjazdu do Cancun spokojnie i bez pospiechu. Nawet byl czas na zatankowanie pickupa, bo umknelo mi wczesniej, ze mam przed soba ok 300km do przejechania czyli pol baku minimum.

plan byl prosty. jade do Cancun, do portu Punta Sam, za mna jada 2 klientki swoim autem. Ostawiam je na lodke, lodka zabiera je na rejsik gdzie beda plywac z rekinami wielorybimi, a ja mam dzien wolny. Operacja warta gorsza bo za fatyge zbieram wynagrodzenie 140 USD. wiec warto wstac i jechac.


dziewczyny odplynely o 9tej. Piekny dzien sie zapowiadal, po wczorajszych chmurach deszczowych i nawalnicach slonce wydawalo sie gorowac. i tak bylo do konca.

rozpoczelam drugi etap. nurkowanie w cenocie, ktory jest mocno ukryty w lesie i 150 km od Tulum czyli nigdy nie po drodze. cenot wyjatkowy, bo znajduja sie w nim magiczne pozaziemskie formacje zwane dzwonami piekla. z reguly kapiaca z sufitu do jaskini woda odparowuje i bardzo powoli wytracone z niej mineraly buduja misterne nacieki krasowe. jest to prosty a zarazm skomplikowany proces, bo wszystko zalezy od tempereatury, wilgotnosci i ilosci dwutlenku wegla w roztworze. wszystko musi byc w odpowiedniej rownowadze aby kapiaca woda zbudowala stalaktyt.
W cenocie Zapote (to rodzaj drzewa) formy naciekowe maja ksztalt dzwonow.  Wiele naukowcow sie nad tym glowi i nikt nie jest w stanie odtworzyc procesu ksztaltowania sie tych unikatowych form. jedynych na swiecie.
Dojazd do cenotu jest bardzo malowiniczy, piekny las, ogromne drzewa. Zielono i malo turystycznie na drodze.




dojechalam na miejsce, z przerwa na kanapke z foodtrucka po ok 2 godzinach.
nikt nie pytal mnie kim jestem i czy mam uprawnienia nurkowe. 20 USD za bilet i moglam sobie robic co mi sie podoba. do cenotu prowadza kamienne schody, chociaz mozna tez na skroty z wiezyczki, 12 metrowy skok do wody. Nogi mi sie ugiely a w glowie zakreciolo jak spojrzalam w dol..... zdecydowanie nie dla mnie wyzwanie. wybralam schody.


idealne warunki, slonce w zenicie, zero odwiedzajacych. spokoj i cisza. woda kwitnie wiec widocznosc jest ograniczona, ale na glebokosci 25 metrow zaczyna sie juz piekna widocznosc. na 30 metrach piekna chmura siarkowodorowa i slonce centralnie wpadajace na powalone drzewo zablokowane sciana i dnem.  ale nie po to tam dalam nura.


chcialam zobaczyc dzwony. ojej, zrobily na mnie kolosalne wrazenie.  ich ksztalt, struktura, kat padania/kapania, kolor scian, wszystko zupelnie inne niz w pobliskich jaskiniach. interwencja pozaziemska miala tu miejsce, jesli mialabym okreslic cos najbardziej nie z tej planety to na pewno byly by to dzwony piekla w Zapote. Ogromne sterczace macki, twarde jak marmur. Porazajace doswiadczenie. Nieco sparalizowana ich widokiem pokrecilam sie 35 min aby odczekac 10 miniut dekompresji na plytszej wodzie.  Nurkowanie idealne, zwlaszcza, ze nikogo nie bylo dookola, tylko ja i setki dzwonow.
Nie mialam aparatu, wiec nie ma fotek ni filmiku ale w internecie jest tego pelno.
np.

i tak uduchowiona wrocilam do Tulum. po drodze rozbawil mnie mocno widok smieciarza trzymajacego sie smieciarki na tylach, ktory w tym calym zamieszaniu klikal swoim smartphonem.  a potem minelam ciezarowke na poboczu z jakas usterka. aby zaalarmowac zblizajace sie pojazdy kierowca rozstawil przed autem nie trojkat a kepy wyrwanej trawe, ladnie w sznureczku.... boskie to bylo, ale ciezko sfotografowac przy predkosci 100 km/h.


środa, 22 czerwca 2016

nowy trop

i pod dlugiej przerwie czas bylo nieco popracowac. sama przyjeemnosc, Cynthia I jej corka Clementine byly fantastycznie przygotowane na pierwszy raz pod woda. Az wstyd nazwac ten dzien praca.
Ostatnie dni  na zmiane spacer po lesie i eksploracja. Znalezlismy dziure jakas w zaroslach, podgladajac mapy swiata moze byc to koniec systemu naharon albo poczatek nowego, bo nic wiecej tam nie ma. wejscienie zacheca, hehehe, oto fotka przed wyrwaniem chwastow:



no i jak juz sie troszke nawywywalismy. na lewo od maczety jest sufiti tam pod ta niepozorna skalak jest czelusc. sciagnelam koszulke i na bezdechu wlazlam do polowy z maska i latarka. jest jaskinia. jeff wyciagnal mnie za nogi od tylu.
lada dzien wracamy ze sprzetem. moze byc tak, ze jest to koniec poreczowki znanej juz jaskini Naharon. dane z gps by sie prawie pokrywaly. Ale jest tez margines bledu i moze to byc wejscie do nowego hadesu. Trzymajcie kciuki.

w drodzer powrotnej A'Artagnian i Sunia dopadly jakies zwierze. Po raz pierwszy sie to zdarzylo. Wrocili umoczeni do pasa we krwi a na ich pyskach malowal sie szyderczy usmiech. Strasznie mi sie nieswojo zrobilo. Czy mam je wyprowadzac na smyczy do lasu?


poniedziałek, 20 czerwca 2016

tulum en paz



na ulicach Tulum marsze, marsze o bezpieczenstwo i pokoj. spolecznosc buntuje sie przeciewko rosnocej przestepczosci i niewydolnosci organow scigania. rownolegle na kilku poziomach grasuja jakies chuliganskie bandy, nocami  rozwalaja szyby w autach i kalecza maczetami. tymczasem na plazy trwa najwieksza w historii eksmisja, 16 hoteli, bez uprzedzenia, zostaje wysiedlonych. setki ochroniarzy, Policja i ciezarowki przeprowadzkowe na sile wyprowadzaja hotelarzy. taren pasa nadmorskiego to dluga historia i ciezka sprawa i nie jedna walka sie juz toczyla. w 2012 zastrzelono w kancelarii prawnika, ktory podjal sie wystapienia w imieniu hotelarzy. chodza sluchy, ze ustepujacy gubernator stanu Quintana Roo robi czystki przed odejsciem z urzedu, to on napychal sobie kieszenie milionami z czynszu.....  teren przy morzu w tym rejonie warty jest miliony dolarow, nic wiec dziwnego, ze nie ma spokoju, kto jest jego prawnym wlascicielem.

a my tymczasem otoczeni zgraja psow czujemy sie bezpieczni i mamy jak paczusie w masle przy kawusi.

ostatnia nowina, to bohaterski wyczyn Sunii. Psiaki codziennie wyjezdzaja na spacer do lasu, biegaja jak oszalale po haszczach a potem grzecznie wracaja i jedziemy do domu. czasami sie zdarza, ze czekam na nie i gwizdze 30-45 minut, ale to raczej wypadek niz regula.
2 dni temu zabralam Jeffa i pojechalismy odkrywac nowe tereny. Droga okazala sie jakims ukrytym skarbem, pelna smieci i kondomow. Ale jak juz weszlismy do lasu to czysto bylo.
Sunia z D'Artagnianem zawieruszyli sie gdzies. Nie bylo ich na horyzoncie dobre 30 miin. D'Art w koncu sie zjawil, z ozorem do pasa, mokry od deszczowych krzakow. Suni nie bylo, szukalismy jej ponad 2 godziny. Wolanie, gwizdanie, zadnych skutkow nie dawalo.
Kiedy zaczelo sie juz ostro sciemniac, a pozostawiona w domu fasola na gazie prawdopodobnie potrzebowala naszej interwencji, wrocilismy do domu, bez Suni.
I tu rozpoczely sie spekulacje, co ja zjadlo. Czy waz quatro nariz, czy jaguar czy krokodyl.... jeff nie dawal jej szans przetrwania nocy. Zaplanowalismy rozpoczecie poszukiwan rano.

Tymczasem kiedy juz mocno podsypialam na filmie, 23.15, we snie uslyszalam szczekniecie. to szczekniecie charakterystyczne. I wybieglam spod przescieradla sprawdzajac czy to Sunia.
I to ona byla, wrocila z lasu, 10 km od Tulum. Jeff wierzyc nie chcial. A jednak, wrocila wypila 2 miski wody i padla spac. Bohaterka niewatpliwa. Szacunek trzeba oddac jaki dobry wech ma ta znajda. Moze zatem nie takie glupie te psy .....chociaz siad i lapa nie miesci im sie we lbach.

środa, 15 czerwca 2016

47 w sloncu

goracy dzien, na wpol zmarnowany, nie wiele da i chce sie robic w tym upale. 47 w sloncu czyli wszedzie. dopiero popo kolo 16 dalam rade opuscic zacieniony hamak i udac sie do lasu. tam z psiakami Linda I jej kolezanka szukalismy interesujacych dziur wapiennych. Dla Andrea to byl pierwszy raz w lesie bez sciezki......miala na sobie z tej okazji koszulke bez plecow i mini sznaucerka, ktory o dziwo dal rade.

dziur jako takich nie znalazlysmy, ale pieknie bylo, tuz przed zapadnieciem zmroku las jest magiczny. niestety magia lasu przyciaga smieciarzy i tych co wyrzucaja w lesie dziwn eprzedmioty, ktore nigdy sie nie rozloza. i tak natrafilysmy na wielke wysypisko suszarek do wlosow, a tuz obok dziesiatki nowych ksiazek szkolnych dla klas 5-6, zapakowanych w folie, kartony lizakow i jakis slodyczy...dziwna lepka sprawa.

niedziela, 12 czerwca 2016

wiek i lata

Obejrzalam do konca, serial Bridge, dobre kino o wojnie i kartelach na granizy USA i Meksyku. Na szczescie, my bardzo daleko od tych zagadnien. Mozna beztrosko spacerowac w nocy, zostawiac otwarty samochod i jezdzic na stopa na plaze.

a tymczasem rozpoczelam kurs z mloda Jagoda, 19 lat, rok temu postanowila wyjechac do Stanow na opair i zastanowic sie w tym czasie co chce studiowac. Bravo dla odwaznej dziewczyny.  Zarobione pieniadze dzisiaj wydaje na kurs nurkowy ze mna. Przyjemnosc, pojetna i bystra dziwczyna. Patrzac w jej kartoteke podliczylam daty i wychodzi, ze jestem 19 lat starsza...hehehe, gdzies tam w srodku mnie to zaszokowalo. chyba juz powinnam sie przyzwyczajac, ze studenci beda coraz mlodsi..... najmlodszy byl urodzony w 2005 roku.....

Brat Jeff wrocil z Anglii, gdzie spedzic ostatnie 3 tygodnie z blizniakami i reszta rodziny. Postanowil tez tam, ze jednak ugnie sie i podda presji i wyjedzie na stale do zimnej, deszczowej Wielkiej Brytanii. Wielka przeprowadzka na nastapic we wrzesniu. Nam pewnie przypadnie zajecie sie calym inwentarzem...... jakby na to nie patrzec , lepiej by byli razem tam nize utrzymywali tez bezsensowy twor rodziny rozbitej. Szykuje sie tez slub, gdzies w toskanskim domku rodzicow Claire, a zatem bedziemy sie tez bawic. Data jeszcze nie znana. Shaleh, mama Jeffa, mocno zmartwiona calym tym pomyslem, bo dystans do wnukow sie wydluzyl i ciezko bedzie z nimi spedzac czas. Ich finansowe szanse na przylot tutaj, w 5 osob, jest raczej slaby....



czwartek, 9 czerwca 2016

Dzisiaj oatatni dzien luzu a od jutra kursow poczatek. Bedzie po polsku z Jagoda.

a z kociakiem bawilismy sie rano z aparatem I telefonem alez w nim opcji I bajerow.  Filtr ziarnisty pop splash wybralam. 


środa, 8 czerwca 2016

nie palic

zaobserwowalam u siebie ciekawe zjawisko, przypadek medyczny.  daje do myslenia wszystkim palaczom.
kilka dni temu spotkalismy sie wieczorem ze znajomym, wielkim nalogowym palaczem. niby bar byl otwarty, wiaterek, przewiew, a jednak bliski kontakt i kierunek wiatru sprawil, ze w czasie 2 godzinnego spotkania pochlonelam tysiace metrow kwadratowych dymu. wieczorem w domu mdlilo mnie i rozbolala mnie glowa, czulam sie zatruta.
rano pojechalam nurkowac, nurkowalam rowniez dzien przed i 2 dni przed, zadnych problemow. ale na tym nurkowaniu moje zatoki nie chcialy wspolpracowac. kilka razy musialam je sciskac, rozprezyc i bolalo,oj bolalo. po wyjsciu z wody wysmarkalam pol litra krwi. potem krew splynela do gardla i wyplulam drugie pol litra. i tak przez 3 dni. nawet przy pracy z pochylona glowa ni stad ni zowad splynelo troche krwi do nosa.
wydawalo mi sie, ze to z powodu wentylatora, ze nadmuchalam sobie za mocno i za blisko, ale potem przyszlo mi do glowy, ze moze to od tego dymu tego wieczora. wiec wczoraj postanowilam zanurkowac. i nic, zadnych problemikow. zatoki sprawne.
a zatem, podsumowanie, dym z papierosa to straszna trucizna (wiem, ze to truizm) ale taki maly przyklad jak chlonne sa zatoki, jak gabki nasiakaja wszystkim dookola.....oj, co tam w plucu palacza musi byc.... kozuch smierdzacy.




poniedziałek, 6 czerwca 2016

piekne chmurki za oknem, deszcz tropikalny mimo zapowiedzi specjalnie nas nie zmoczyl. pobadalo symbolicznie, niestety. dalej zatem czekamy.



niedziela, 5 czerwca 2016

praca u podstaw

weekend byl nieco inny, pojechalismy z para znajomych spolecznikow pomagac majom. tam zderzylismy sie z pozaziemska prostota zycia. 9 ososbowa rodzina mieszka w ciupinkich chatkach, na hamakach. spartansko. nie ma pradu, wody, toalety, jest palenisko i prasa do mielenia kukurydzy, je sie z miseczek tykwowych i nosi sandaly ze sznurka.
3 razy dziennie jest fasola i placki kukurydziane, czasem spadnie jakis owocek i tyle.










znajomi poprosili o pomoc w transporcie materialow potrzebnych do budowy eko toalety, kopostu i systemu do zbierania deszczowki. pojechalismy w czworke, nocowalismy na ambonce w hamakach. piekne doswiadczenie, noc byla przyjemnie chlodniejsza, chmury i prawie deszcz. 








a po pracy, troszke luzu.  praca w tym upale i wilgotnosci to wielka harowa. az mi krew z nosa poleciala, taka paniusia z miasta. zdarzylismy jednak przerwac na czas, poplywac w lagunie, pogapic sie na zachod slonca.