oj wiele przygod od ostatniego razu, moze zaczne od tej najlepszej.
w srode postanowilismy w czworke (Richy, Monica, Jeff i ja) pojechac na belizejska granice i pozalatwiac formalnosci. Monica potrzebowala przedluzyc pobyt w Meksyku (robi sie to poprzez przebicie pieczatki za drobna oplata albo opuszcza sie kraj na 72 godziny), a Jeff postanowil po 7 latach wycofac Jeepa Cherokee z obiegu i anulowac importowy papier (o tyle to wazne, poniewaz jeden cudzoziemiec moze importowac tylko jedno auto i dopoki go nie wycofa nie moze przywiezc z USA nowego). Poki wiec auto na chodzie pojechalismy.
Monica, cala w nerwach, jak to bedzie przekupic celnika, czy ma sie usmiechac czy milczec....Jeff na luziku zupelnym, amerykanska optymistyczna twarz.
dojechalismy wczesnie, tuz po 10 rano. celnik od razu zaproponowal, ze sprawuche da sie zalatwic bez opuszczania kraju, za jedyne 3500 pesos. Richy stargowal sie do 2000 czyli jakies 120 USD. Tranzakcja udana, wszyscy zadowoleni.
Przejechalismy do innego punktu graniczego, gdzie zalatwia sie sprawy importowanych aut. Wjechalismy, w czworke, do strefy zero czyli to juz nie Meksyk ale jeszcze nie Belize.
Anulowanie papierow auta to faktycznie bulka z maslem ale wyjechanie z anulowanymi papierami ze strefy zero i wjechanie ponownie do meksyku to juz zupelnie inna sprawa. Usmiechnieci przejezdzamy granice, zapala sie czerwona lampka, zjezdzamy na bocznice i mily maly pan pyta sie co robimy i gdzie sa papiery auta. jeff na to, ze wlasnie je wycofalismy....a pan pyta to jak chcecie wjechac bez dokumentu umozliwiajacego poruszanie sie pojazdu do meksyku.....i wtedy zaczal sie meksyk.
odprowadzilismy auta na wieczny parking....hahaha, tam staly wozy z wielka warstwa biurokratycznego kurzu. amen.
jeff udal sie na wyjasnienia, przesluchania czy jak to zwal, godzina, dwie. poznalismy wszystkich urzednikow i urzedniczki i kazdy powtarzal, ze nie mozemy wjechac do meksyku chyba, ze odnowimy papiery wozu, co w rezultacie ponownie blokuje jeffa.
az w koncu szef celnikow zaprosil jeffa do gabinetu na skorzana kanape i dwuznacznie dal do zrozumienie, zebysmy odjechali i wrocili odnowic papiery....a jeff nie do konca wiedzial czy daje mu wolne czy faktycznie mamy wrocic do biura co wydaje pozwolenia. i zamiast skrecic w prawo skrecilismy w lewo a potem juz za zakretem szybciej, szybciej i opuscilismy Chetumal. Troszke kamien z serca, zjedlismy bardzo pozne sniadanie (o 15stej) i ruszylismy w droge powrotna.
Po 100 km czyli w polowie drogi mniej wiecej, mija nas policyjny samochod wyscigowy z napisem Policja Federalna, jechal w przeciwnym kierunku, kontakt wzrokowy Jeffa i Federalnego.....minelismy go i Jeff powiedzial, on nas zatrzyma zaraz..... i tak sie stalo, federalny zawrocil, wlaczyl syrene i lunapark swiatel i za chwile bylismy juz na boku z predkoscia 0 km/h.
Pan powiedzial dzien dobry i od razu przeszedl do tematu papierow auta czy auto jest dlugo w kraju i poprosil o pozowlenie na prowadzenie w Meksyku amerykanskiego jeepa....dokladnie te, ktore wlasnie anulowalismy. Jeff cos tam wymamrotal i wyznal, ze wlasnie wracamy z granicy z papierem. I wtedy pan spojrzal na papier i jakby nie bardzo wiedzial co tam jest napisane zapytal ponownie jeffa czy to jest nowe pozwolenie odnowione i Jeff pokiwal glowa , ze tak.....i pan pomachal i odjechalismy. wszystko odbylo sie na bezdechu....
potem juz tylko nawalnica i deszcz, z ktorym wycieraczki sobie nie radzily. I nagle jeff a wlasciwie auto dostaje jakis dziwnych wstrzasow i toczymy sie bez wiekszej kontroli.....z predkosi 120 hamujemy do 20....i usterka przestala. to byla jakas samistna blokada kol, abs czy hamulec....powtorzylo sie to ponownie ale tylko raz...potem kilka razy zaswiecily sie wszytskie kontroli, ktoryc nie chcielismy nigdy widziec....ale dojechalismy. i jak juz wszyscy opuscilismy auto spod maski uderzyl wodospad...pekla rura chlodnicy....
ale to juz bylo pod domem, gdzie winko chlodzilo sie w lodoweczce. i moglismy soebie juz tylko opowiadac historyczna przygode belizyjska.
w srode postanowilismy w czworke (Richy, Monica, Jeff i ja) pojechac na belizejska granice i pozalatwiac formalnosci. Monica potrzebowala przedluzyc pobyt w Meksyku (robi sie to poprzez przebicie pieczatki za drobna oplata albo opuszcza sie kraj na 72 godziny), a Jeff postanowil po 7 latach wycofac Jeepa Cherokee z obiegu i anulowac importowy papier (o tyle to wazne, poniewaz jeden cudzoziemiec moze importowac tylko jedno auto i dopoki go nie wycofa nie moze przywiezc z USA nowego). Poki wiec auto na chodzie pojechalismy.
Monica, cala w nerwach, jak to bedzie przekupic celnika, czy ma sie usmiechac czy milczec....Jeff na luziku zupelnym, amerykanska optymistyczna twarz.
dojechalismy wczesnie, tuz po 10 rano. celnik od razu zaproponowal, ze sprawuche da sie zalatwic bez opuszczania kraju, za jedyne 3500 pesos. Richy stargowal sie do 2000 czyli jakies 120 USD. Tranzakcja udana, wszyscy zadowoleni.
Przejechalismy do innego punktu graniczego, gdzie zalatwia sie sprawy importowanych aut. Wjechalismy, w czworke, do strefy zero czyli to juz nie Meksyk ale jeszcze nie Belize.
Anulowanie papierow auta to faktycznie bulka z maslem ale wyjechanie z anulowanymi papierami ze strefy zero i wjechanie ponownie do meksyku to juz zupelnie inna sprawa. Usmiechnieci przejezdzamy granice, zapala sie czerwona lampka, zjezdzamy na bocznice i mily maly pan pyta sie co robimy i gdzie sa papiery auta. jeff na to, ze wlasnie je wycofalismy....a pan pyta to jak chcecie wjechac bez dokumentu umozliwiajacego poruszanie sie pojazdu do meksyku.....i wtedy zaczal sie meksyk.
odprowadzilismy auta na wieczny parking....hahaha, tam staly wozy z wielka warstwa biurokratycznego kurzu. amen.
jeff udal sie na wyjasnienia, przesluchania czy jak to zwal, godzina, dwie. poznalismy wszystkich urzednikow i urzedniczki i kazdy powtarzal, ze nie mozemy wjechac do meksyku chyba, ze odnowimy papiery wozu, co w rezultacie ponownie blokuje jeffa.
az w koncu szef celnikow zaprosil jeffa do gabinetu na skorzana kanape i dwuznacznie dal do zrozumienie, zebysmy odjechali i wrocili odnowic papiery....a jeff nie do konca wiedzial czy daje mu wolne czy faktycznie mamy wrocic do biura co wydaje pozwolenia. i zamiast skrecic w prawo skrecilismy w lewo a potem juz za zakretem szybciej, szybciej i opuscilismy Chetumal. Troszke kamien z serca, zjedlismy bardzo pozne sniadanie (o 15stej) i ruszylismy w droge powrotna.
Po 100 km czyli w polowie drogi mniej wiecej, mija nas policyjny samochod wyscigowy z napisem Policja Federalna, jechal w przeciwnym kierunku, kontakt wzrokowy Jeffa i Federalnego.....minelismy go i Jeff powiedzial, on nas zatrzyma zaraz..... i tak sie stalo, federalny zawrocil, wlaczyl syrene i lunapark swiatel i za chwile bylismy juz na boku z predkoscia 0 km/h.
Pan powiedzial dzien dobry i od razu przeszedl do tematu papierow auta czy auto jest dlugo w kraju i poprosil o pozowlenie na prowadzenie w Meksyku amerykanskiego jeepa....dokladnie te, ktore wlasnie anulowalismy. Jeff cos tam wymamrotal i wyznal, ze wlasnie wracamy z granicy z papierem. I wtedy pan spojrzal na papier i jakby nie bardzo wiedzial co tam jest napisane zapytal ponownie jeffa czy to jest nowe pozwolenie odnowione i Jeff pokiwal glowa , ze tak.....i pan pomachal i odjechalismy. wszystko odbylo sie na bezdechu....
potem juz tylko nawalnica i deszcz, z ktorym wycieraczki sobie nie radzily. I nagle jeff a wlasciwie auto dostaje jakis dziwnych wstrzasow i toczymy sie bez wiekszej kontroli.....z predkosi 120 hamujemy do 20....i usterka przestala. to byla jakas samistna blokada kol, abs czy hamulec....powtorzylo sie to ponownie ale tylko raz...potem kilka razy zaswiecily sie wszytskie kontroli, ktoryc nie chcielismy nigdy widziec....ale dojechalismy. i jak juz wszyscy opuscilismy auto spod maski uderzyl wodospad...pekla rura chlodnicy....
ale to juz bylo pod domem, gdzie winko chlodzilo sie w lodoweczce. i moglismy soebie juz tylko opowiadac historyczna przygode belizyjska.