wtorek, 24 lutego 2015

wczoraj zapadla ostateczna decyzja, Claire i Austin jada w poniedzialek do Londynu. Na dobre wiele miesiecy. Brat Jeffa, Matt, przyjedzie do nich nieco pozniej jak poogarnia sprawy meksykanskie.
Claire zaszla w ciaze ale sa powazne komplikacje, jak powazne dowie sie w Anglii, bo tutejszy lekarz jej kompletnie nie przekonal. Ciaza blizniacza, jednoowodnieniowa, tak przynajmniej mowia pierwsze badania.  Potwornie sie wszyscy denerwuja i wraz z rodzicami Claire, ktorzy sa wciaz u nas na urlopie, podjeli decyzje, ze lepsza opieka i informacja medyczna bedzie w Londynie niz tutaj. Poza tym w takich sprawach bariera jezykowa chyba jest wazna. W Anglii jest tez opieka gratis, a w Tulum, jak za wszystko, trzeba placic....

Pan tata Claire wybral sie do fryzjera za 3 dolce, hehehe, zabawne doswiadczenie to bylo.
najfajniejsze byly tablice modelowe z rodzajami fryzur do wyboru, estilo latino. pan tata zdecydowal sie jednak, nie wyzynac batmana na tylach glowy.....ale tradycyjnie po angielsku, zachowawczo.






poniedziałek, 23 lutego 2015

piekne nurkowania dzisiaj zrobilismy i chociaz tylko caverny to jakos w optymalnych warunkach. dzien byl ogolnie jakis strasznie pozytywny!

sobota, 21 lutego 2015

matka Polka

wzielam 2 dni na podreperowanie zdrowia.
ale nie byly takie znowu wolne.
wczoraj troszke spokojniej, ale i tak musialam sie wybrac w dluga podroz do Cancun. Za darmo tam nie pojechala, wiec narzekac nie moge.

dzisiaj rano zawiozlam auto do mechanika, potem sprzatnelam dol wewnatrz i zewnatrz, co po ostatnich wykopkach drogowych jest wielkim wyczynem, bo kurzy sie po 5 minutach od wytarcia. potem wyzbieralam jakies 5 kilo psich kup z ogrodu, zrobilam pranie owczesniej naprawiajac pralke....potem spakowalam sprzet nurkow na jutro, sprzatnelam pietro nasze mieszkalne, zrobilam zakupy i ugotowalam obiad, ktory czeka w piekarniku, wypralam 4 psy i jednego kota, a ten wyjatkowo tego nie lubi, pozmywalam wszystkie naczynia, nawet te swiezo nabrudzone, poskladalam pranie, ktore prosilo sie o poskladanie kilka dni, poukladalam ubrania na polkach sobie i jeffowi, zabralam Sunie na kontrole do weta,  i teraz czuje sie, ze tak wyglada kazdy normalny dzien Matki Polki.

Bo faceci jak maja wolne, to jakby mieli 40 stopniowa goraczke, nie zawsze ale najczesciej. nie wiadomo co robia caly dzien, a mi wydaje sie, ze zrobienie kupy bylo ich najwiekszym wysilkiem dnia. juz na przetarcie szczotka muszli nie starcza im sil.

Jutro wracam do wody, mam nadzieje, ze 4 dni nurkowe jakos sie udadza. Ze zatoki sa ok i da sie mile spedzic dzien. Chciaz niestety w chorobie trudno czerpac przyjemnosc z bycia mokrym... ale w biurze z katerem tez nie jest fajnie, ani nikomu innemu. taka specyfika zawodu.....
ubiore sie podwojnie cieplo!




piątek, 20 lutego 2015

nie ma latwo. wczoraj czekalam na jeffa az kupi nam baniaczek wody na goraca cytryne z imbirem i miodem......ale okazalo sie, juz pozno, jak woda juz byla, ze nie ma reszty. dzisiaj zakupilam co trzeba ale za to kot sie schowal przed psem do kuchenki i nie dalo sie nic ugotowac.
Kociak jak tylko zobaczyl futro psa rozpoczal natychmiastowa ewakuacje i wcisnal sie pomiedzy palniki gazowe na tylach kuchenki......siedzial twardo pare godzin.

w koncu kolo 13 udalo mi sie napic goracej herbatki. najadlam sie tez czosnku i w takiej aurze jade na lotnisko odebrac bagaz nurkowy przyszlych nurkow.  takie uroki doroslego zycia. jest choroba ale sa obowiazki.

Sunia juz ma sie nieco lepiej, pojawil sie tez dom adopcyjny dla D'Artagniana.....az mnie scisknelo w srodku jak on to zniesie. On taki zakochany w Sunii.... ale zobaczymy jak to bedzie.....

Kociak zalatwil sie do kuwety, hurra!

czwartek, 19 lutego 2015

przyjazdy, odjazdy, turnusy. a dzisiaj na to wszystko katar. 
jeff przyniosl wczoraj do domu kota, Emilio sie nazywa i bardzo sie lasi. zrobil niegrzeczna kupe w lazience, mam nadzieje, ze oduczy sie szybciej niz beksa takich zachowan. poki co trzymamy go w tajemnicy przed reszta rodziny. niech sie oswoji z nowy miejscem zanim wpadnie bydlo go oblizac.
do tego Sunia chora jakas, oczy metne, temperatura powyzej 40 stopni.....dzisiaj zabralam biedule do doktora.
i tak nam leci....

środa, 11 lutego 2015

nie da sie czasu dogonic. Rok 2015 pedzi tak potwornie, ze juz niedlugo chyba bedzie Boze Narodzenie.  Dzien nam niby wydluzyli ale nie przeklada sie to na podzial zadan i czasu. Ciagle mi go brakuje.
Pierwszy etap eksploracji Vanila Sky project juz po polmetku, dobrze idzie, mapa sie rysuje, tylko auto jedyne co wjezdza do lasu sie zepsulo, dosyc powaznie. Wczoraj wyjechalo na lawecie, bez kola.....Robbie smutny, bo jakze inaczej. Toyota 1984 landcruiser nie ma sobie rownych w jezdzeniu po wybojach. Przynajmniej, nie miala.

A ja na nude narzekac nie moge. jeden dzien ostry marsz w jungli, drugi kursik open water, trzeciu tour w cavernie i taki przekladaniec. Samego junglowania chyba bym nie dala rady.....kilometry w nogach i plecach czuc. Nawet jeff juz slabnie i cieszyl sie, ze ma dzien wolnego.
Ostatnio zabralismy zwierzaki, pieknie bylo. Zgubilam sie odrobine z psami, swiezo przecieta sciezka nie byla az tak widoczna, ale jednak iskra harcerska sie wciaz tli i wrocilam na szlak. Odjechali mi tylko autem, myslac, ze ja dawno na przedzie i musialm przydralowac z calym sprzetem dodatkowe 3 km. Uff....dalam rade przed zmierzchem.  Ale ze zwierzakami bylo raznie i nie straszno.




środa, 4 lutego 2015

i znowu sie zagapilam, zlecial tydzien bez pisania. brakuje leniwych godzin przed komputerem. ale mamy juz kilka polek i stol w kuchni, wiec nie marnowalismy czasu.
od dwoch nie nie ma kota.....znowu....trzeciego juz.....szukam Sushi ale poki co bez skutku.....mam wciaz nadzieje, ze sie pojawi, ze ja jedno oko zaprowadzi do domu.

caly tydzien mi zlecial po polsku, juz sie przestawilam hahaha, bo to jednak nie siedzi w glowie na codzien. nurkowania, plaza i wieczory przy mojito.
koncza juz tez, w koncu, hurra, najglosniejsze roboty drogowe. uszy spuchniete juz mam, chlopaki zaczynja od przed siodmej i wiercja, ubijaja do 7 albo i dluzej wieczorem, teraz mamy wiecej dnia, bo zmienil sie czas 1 lutego...godzina do przodu, dluzsze dni.

jutro zaczyna sie duzy projekt eksplorayjny vanila sky project, jeff i ja bedziemy sie starali dopomoc w kazdej wolnej chwili. Jutro zaniesienie sprzetu do jungli i przygotowanie obozu na 2 tygodnie, a potem tydzien kartowania korytarzy odkrytych w zeszlym roku i tydzien nowych odkrywania jaskin. na koniec ma powstac mapa i nowe tulele, bedziemy sie tez starali polaczyc mniejsze systemy w jedej wiekszy, labirynt chaca.