sobota, 30 lipca 2011

zapomnialam podziekowac za wszystkie zyczenia, bylo ich niewyobrazalnie duzo, dzieki fejsbukowi, za prezenty, ksiazki itd..... bylo wino, Walesa, tequila i inne przysmaki. Ale najwiekszy prezent to chyba certyfikat nurka jaskiniowego, ktory przyszedl w pakiecie z instruktorem, z ktorym teraz spotykam sie codziennie. Strasznie sympatycznie i spontanicznie. Tym samym zaspakajam wszystkich ciekawych co do mojego watku milosnego, o ktory to dostaje co raz to nowe zapytania. Wysylam Jeffa na foto.


urodziny












oto kilka fotek z naszego pobytu na plazy. dalej tam mieszkamy, wpadlam tylko tak szybko aby zagladnac do neta co w sprawie domu na dokerskiej sie wydaza.
na plazy sielanka, dzisiaj city break, pojechalismy snoorkowac na dos ojos. podobalo im sie bardzo.
widzielismy juz 2 razy jak zolwice skladaja jaja w nocy, widzialam je z najbliska jak mozna.....jak national geographic.....super mmocne wrazenie.
na fotkach rodzina, Roxi, Jeff i Thoughts pies jeffa. i moj bezglutenowy torcik urodzinowy....

wtorek, 26 lipca 2011

open water po rodzinnemu

pierwsze oddechy podwodne w trojke.....alez adrenalina sie wydzielila. kasia sie oddala w moje rece ale strach odebral czesciowo wladze umyslu. zamrozila sie jak kloda, ale dalismy rade. smiejemy sie, ze miala chyba mikro udar.....
I bajkowo bylo......kolorowo, Mariusz ma 2 nurki za soba / 50 minut i 42 minuty, kasia raz a dobrze / 42.
|Dla mnie po kursie jaskiniowym plywanie z jedna butla to jak rodzaj wyzwolenia, lekko i zgrabnie.
dzisiaj zmieniamy miejsce zamieszkania, za chwile ruszam szukac nowego domu. Tym razem dla naszej calej czworki. ja do tej pory mieszkam u jeffa, kasia z Mariuszem w hoteliku z widokiem na jungle.

a foto zalegle z kursu, moje ostatnie wyjscie z jaskini Minotaur. najlepsza byla........

poniedziałek, 25 lipca 2011

 a to nasza rodzinna fotka, tuz po ladowaniu. teraz juz kazdy zaklimatyzowany. dzisiaj zaczynamy kurs open water. casa cenote, rodzaj jeziorka, ale piekne bardzo.

sobota, 23 lipca 2011

jaskiniowiec





I koniec kursa. jesem nurkiem jakiniowych, przez 8 dni bylo pieknie.
Ana nie ukonczyla ze mna, infekcja uszu, wiec dzisiaj juz tylko z Jeffem.
110 minut i 103 minuty, cieplutko do konca, 6 razy siku musialam zrobic, hehehehe.
A oto kilka fotek z drugiego dnia.....Ana podeslala.
Wieczorem oblewamy!!!!!

piątek, 22 lipca 2011

w wielkim skrocie bo czas gonni. ONI sa. Dojechali, wygladali do poznania, cali i szczesliwi. Mowia, ze goraco, hehehehe a wczoraj byla burza i po burzy rzesko......

czwartek, 21 lipca 2011

leca goscie

Kasia z Mariuszem juz w samolocie, leca przez chmury, musza zbubic 8 godzin czasu i dotra o 17. A ja do tego czasu musze znalezc wyjscie w jaskini. Jak sobie pooznaczasz tak i bedzie albo nie.
A zatem od dzisiaj polski, rodzinny akcent. Hurra! Zycze im przyjemnego lotu, dobrych drinkow i bezproblemowego odszukania transportu z Cancun.

środa, 20 lipca 2011

dive plan

dzisiejszy plan dnia:
68 minut  nurkowania, bylam liderem. skret w lewo na pierwszym T w jaskini Calavera, jump w prawo z primary reel zwany Madonna passage, potem 2  T w cave, wszytsko nazywa sie complex navigacja, powrot, w drodze powrotnej bablujacy automat, w pospiechu zakrecilam sobie butle wiec musialam odkrecic i zakrecic 2 butle 2 razy (((((hahahaha)))))), potem awaria primary light, w miedzyczasie 3 razy zaplatanie sie w guideline, a to wszystko za sprawa Jeffa, ktory wymysla pechowe sytuacje.  Wszystko zakonczylo sie sukcesem. Test przeszlam pomyslnie. Qrde, straszna to frajda szukac rozwiazan awarii pod woda w jaskini. Chyba brakuje mi piatej klepki.

swit



dzisiaj jakos tak wczesnym ranem sie obudzilam i nic juz ze spania bie bylo. Moze to na skutek pobudzenia adrenalina wywolana jaskiniami. Jaskinie mi sie snia po nocach rzecz jasna, jak odcinki bajki. nie da sie tego opisac do konca. za dnia gdy sikamy sobie w pianke to nie jest juz tak magicznie, hehehe, ale w nocy w mozgu wszystko sie odtwarza i placze i wychodzi sen jawa z kosmosu.
plywanie w jaskiniach to najwspanialsze uczucie bycia ze soba, rodzaj wyzwania, ale bez bicia sie na klaty.....bo to zajecie wysoce indywidualne, chociaz sport grupowy.
Z jeffem pod woda czujemy sie z Anna bezpieczne i kryte w calej gamie naszych glupich pomylek i niedociagniec. Wiemy, ze on tam gdzies jest, wisi nad nami jego duch, sledzi nasze kroki. Super zabawa, zjawia sie ni stad ni z owad i szczypie 3 razy po omacku czy wszystko ok i my go odszczypujemy, ze git. I czolgamy sie dalej. Qrde, nie wiem co w tym takiego jest, ale fajnie jest w ciemnosciach. wszystko takie spokojne i ciche, mozna sobie poanalizowac wiele rzeczy w glowie, sublimacja totalna. a wszystko oparte na 3 zasadach, ktore przestrzegane gwarantuja powrot do swiatla. moze komfortowe uczucie oparte jest na powrocie do natury....przeciez my z jaskini wyszlismy.....ja z pewnoscia.....

wtorek, 19 lipca 2011

i juz polmetek. dzisiaj cwiczylismy lost buddy i lost line czyli szuranie na czworakach bez swiatla w poszukiwaniu zagubionej lini. Cel osiagniety, 91 minut nurkowania - jak do tej pory najdluzsze na swiecie dla mnie. jeff wciaz nas lubi, czyli nie jestesmy chyba takie najgorsze.
Komary wcinaja nas na maxa, w jungli trzeba sie pryskac co 5 minut. mamy OFFA perfuma. Pachniuch taki, ze hej.
na obrazku pyszny alkohol, jakbyz Polski ale hecho en Mexico.....nie mniej jednak swojski bardzo.

poniedziałek, 18 lipca 2011

kurs cdn

3 dni za nami, nie ma czasu napisac co i jak. brak slow taka to frajda. zmagam sie z wielkim skrzydlem, ktore plata figle...heheh, myslalam, ze plywalnosc mam opanowana, ale okazuje sie, ze jaskinie w wielim skrzydle to inna bajka. Od wczoraj do dzisiaj potworna roznica, ale wciaz jeszcze nie panuje do konca nad biegiem wstecznym.
Na kursie zero stresu, leku i obaw. Bez swiatla w jaskini czuje sie magicznie, zadne dreszcze i czarne mysli nie placza sie po glowie, wszystko jest spokojne, miarowe, oddycha sie wolno i plynie z linka w reku, po sznurku do klebka i jest wyjscie. Bardzo relaksujace zajecie. Z cwiczeniami juz mniej sprawnie, jakby szarych komorek brakowalo czasami, ale wszytsko takie nowe, ze nie sposob spamietac. na szczescie jeff cierpliwy, wrzeszczy tylko pod woda w automat.
jeff okazuje sie rowniez wspanialym instruktorem, nie ma pospiechu, jest uwazny, nie ma super powagi i nie doprowadzil nas jeszcze do lez, o ktorych slyszalm od innych. kurs robie z Anna, dziewczyna z Finlandii, mieszka na stale w Playa del Carmen, fajna babka. Smiechu sporo, ciwczymy blind exity, s-drille i jumpy. Potwornie sie ciesze, ze po zaprawie na Morzu Korteza nie odczuwam zimna. 7 mm daje rade. Przygoda trwa. Na foto moj pierwszy zestaw...

A w miedzyczasie zadomowilam sie u przesympatycznego Claudio, nie moglam trafic lepiej. Slodki jak sam miod, pomocny i mieszka 3 mm od centrum nurkowego. Szkoda bedzie sie przenosic....

sobota, 16 lipca 2011

jaskinie

i zaczelo sie....na poczatek 8 godzin teorii, jutro 3 nurki.
Padam z wycienczenia,nie moglam zasnac, dzis koncert, bedzie to maraton.

piątek, 15 lipca 2011

nowe doznania

qrcze, ale przezycia wczoraj mialam. Poplynelam na rafe z brzegu, zajelo mi to ponad godzine ale jak juz dotarlam uwierzyc nie moglam. Dziesiatki plaszczek i rekinow. Byly wszedzie,ocieraly sie o mnie, glaskalam je. jak w jakims snie, fajsko na maksa. rekiny lekko ponad 20 (nurse sharki zupelnie nie grozne, wygladaja jak duze sumy) i plaszczki (sauther sting ray), zeruja na piasku tuz przy rafie, lodki je neca rybami, qrde ale frajda to byla.
na fot nie moje nogi..... ale tak widac to bylo z powierzchni.

A teraz juz powrocilam do Tulum, z nowa wiza na 180 kolejnych slonecznych dni. Zadnych pytan i dociekan. Dopiero na promi skojarzylam, ze niefortunie sie ubralam w kosztulke staffowa Mexico Baja California, dobrze, ze nie patrzyli na twarze jak pieczatki do paszportu wbijali.....bo jak trudno by sie bylo wyplatac z historii uniformu.

środa, 13 lipca 2011

od wczoraj nie pada,wieje corazmniej, morze przyjazniejsze, wszystko sklania sie ku nurkowaniu jutro. Znalazlam baze, gdzie czardzuja 300 dolarow belizejskich, to duzo ale najmniej jak sie da za nurki w Blue Holu.

Tutejsze komary sa potworami. Wbijaja sie gleboko i truja az powstaje wielki babel z opuchluizna. Cholera by ich wziela, zadrapac sie mozna do kosci. Antyhistaminowa masc zostawilam w Tulum, wiec nie ma sobia jak ulzyc. Ufffff, minusy tropikow.



a na foto wazne tablice informacyjne z wyspy.

wtorek, 12 lipca 2011

migavki z wyspy








belize






jestem na wakacjach, dziwne uczucie, rodzaj zagubienia. Podroz, cabanias na plazy,komary, nic do roboty, nie wiadomo do konca co ze soba zrobic.
po kilku godzinnej podrozy droga morska i ladowa dotarlam na mala wyspe na Karibachw Belize o trudnej do wymowienia, nic wspolengo z pisownia nazwie, Caye Caulker. Pogoda raczej sztormowa, udalo mi sie jeszcze przed wielkim deszczem zalokowac w bungalowach Colina, tuz na plazy. Wszystko kolorowe, cukierkowe, w stylu karaibskim, wsrod miejscowych wiecej czarnych niz bialych, sporo turystow, ogolne wrazenie bardzo sympatyczne.
Wynajelam zolty domek na palach z internetem, nie zabralam tylko ladowarki do komputera... niespodziewanie Colin posiada podobny egzemplarz koma wiec pozyczyl kabel i moge sie teraz na hamaku bujac, patrze na spienione morze, i pisze do was.
jezeli pogoda sie nie poprawi nie ma sensu nurkowac, tym bardziej ze za wyprawe na Blue Hole tutejsze centra nurkowe licza sobie 220 dolarow. Ho ho, spadly mi klapki na chwile.
jak wiatr ustanie przyjze sie jeszcze raz cenom i moze jak nie nurki to snoorki, ponoc warto, mozna przytulac wielkie plaszczki. sprzet nurkowy w pelnej gotowosci.
A tymczasem, w Tulum, spotkalam sie z instruktorem Jeffem, kurs rozpoczynamy 16 o 8. Bedzie jeszcze jedna dziewczyna na intro, potem do full cave juz sama zostane. Dobre wrazenie zrobil Jeff, slyszalam wielkie opowiesci o tym, ze duzo w nim meskiego szowinizmu, ale nie dalo sie tego wyczuc w pierwszym kontakcie. wrez przeciwnie rozpraszal mnie spadajacymi wciaz spodniami, spod ktorych wychodzila owlosiona biala dupa, przemawial sensownnie i zachecal bardzo,z e bedzie super fajnie i czasami ciezko bo jest perfekcjonista. Sympatyczna rozmowa przy winie to byla.
Na jakis czas zatrzymam sie u znajomego Claudio, ma wolny pokoj i blisko centrum, czyli blisko do Jeffa i cenotow, na kurs doskonala lokalizacja. Potem, jak zaproszeni goscie dojada przeniesiemy sie na plaze. Kilka dni relaksu na bialych wydmach, piekne miejsce. Nie mialamokazji biwakowac tam wczesniej.
To tyle z relacji, ide poszukac dobrej kawy i sniadania. Tutaj dieta oparta na ryzu z fasola i rybie. Wczoraj grilowany hog fish i zakazany jeden maly pyszny browar.
Na foto przystan w San Pedro, gdzie odprawiali nas celnicy i nasze domki na plazy.

niedziela, 10 lipca 2011

tulum

i jestem na powrot u Majow.
Zatrzymalam sie na 2 dni tym razem w malym hostelu Weary Traveler, dobry klimat, pokoj zatechly, glosno od ulicy, wilgotnosc na maxa w powietrzu, od razu poczulam roznice zycia na pustyni.
odwiedzam stare smieci, jutro zmierzam do belize, zanurzyc sie w gigantycznym blue holu.
Na foto poranna kawa w hostelu, tuz przed ruszeniem na Belize.

podroz byla mega dluga, z przerwami zajela mi prawie 20 ha. wieczorem jeszcze wpadlam na Mojito do chlopakow z baru znajomego i spac o 2.....do samego rana.

sobota, 9 lipca 2011

on the road czyli w drodze


wczoraj szalony dzien, ranno ostatnie slizganie sie po desce, udalo sie kilka razy. wspaniale bylo, na poczatek przylozylam sobie deska w glowe, az guz wyrosl, potem wbilam sie pionowo z fala w dol, ale koncowka byla juz dobra. Cremin powiedzial, ze od tego razu moze mnie nazywac surferem.
po desce wskoczylam po raz ostatni w skafander i zanurkowalam na pozegnanie sezonu w Cabo. pieknie bylo, w koncu woda niebieska sie zrobila. Byla dlugo zimna, zielona i zolta.
wieczorem szybkie 2 drinki w gronie znajomych Cabo i padlam zmeczona. po piatej pobodka i dzieki uprzejmosci Cremina dostalam sie komfortowo na lotnisko. Lot do Toluki bez przeszkod, w koncu z niedowaga bagazu udalo sie. Swoje graty zostawilam w Cabo, zapakowalam tylko minium.
Teraz mam 6 godzin przerwy na lotnisku. Dobrze, ze interent jest. Chcoiaz wolalabbym miejsce do spoczynku....zmeczona jestm tym kilkudniowym maratonem. Duzo pracy i nurkow bylo ostatnio.
A teraz tylko doczolgac sie do Tulum i odpoczne chwile. Chwile, bo w poniedzialek ruszam do Belize. Wycieczka po wize. Kuba chyba innym rrazem.

ostatni powiew cabo pulmo




magiczny zachod slonca byl ostatnio.....nad domem malowala sie chmura jak duch jakis. ksztaltu stracha na wroble. i kolibry krazyly jak szalone.
rozstaje sie z tym widokiem na jakis czas, dziwne uczucie, jakby znowu dom porzucac.
ale pozytywne uczucie, zaczynam kurs jaskiniowy 15-17 lipca, juz sie doczekac nie moge.

poniedziałek, 4 lipca 2011

burzowo




piekny poranek byl. od wczoraj wisi jakas burza, ale do nas chyba nie dojdzie. nie doszla w kazdym razie jeszcze. mialam wczesno porannaego nurka po 7 rano, pieknie bylo. To jest dobra pora. Moj student wypatrzyl rekina, pierwszego w zyciu, na pierwszym nurkowaniu. Bomba.

Plany Tulumowe sie klaruja, 17 lipca zaczynam kurs jaskiniowy z Jeffem, 26 przyjezdza Roksana na miesiac. Rodzina jeszcze wciaz w zawieszeniu, oczekuja na super last minute.


Troszke mnie w nosie kreci, jakby katar, CHOLERA WIE. Naszprycowalam sie aspiryna i efedryna. Aby do 9 odeszlo, bo musze sie pozegnac z surfingirem na kilka tygodni.


niedziela, 3 lipca 2011













i pojechali.
zabrali sie z naszym transportem klientow. gotowali pyszne obiady, w zamian oddalm im swoje lozko wielkie i wygodne z wentylatorem. spalam sobie na hamaku w naszym ogrodzie....dzisiaj nad ranem spadl deszcz, jakies 5 minut to trwalo, mialam palape nad glowa ale wielkie wydarzenie to bylo. pierwsze krople w tym roku. juz po nich sladu nie ma. goraco jak bylo.

sobota, 2 lipca 2011

rozkosze












nie ma czasu nic skrobac. Ewelina i jaime, chyba zadowoleni bardzo, ze wpadli na 6 dni, jutro uciekaja do kanady. bilet w ciemno, poszukac owocow i pracy....
dobry czas, mielismy pool party bardzo udane, nurki, kajak, surfing......wiele litrow alkoholu sie przelalo.
zdjecia zalacze jutro jak czas pozwoli.
smutna wiadomosc...moja ekipa studentow wynosi sie z dokerskiego mieszkania z koncem lipca, a zatem poszukuje nowych ludzi. prosze pomozcie, kto che moje M2 od sierpnia!!!!!?????