poniedziałek, 28 lutego 2011

podroz

Ostatnia chwila na necie przed odjazdem, mam juz torbe nabita na maksa, ruszam za godzine.
Przystapilam do internetowej spolecznosci couch surfingowej i od dzisiaj zaczynam nocowac na couchach roznych milych ludzi. Pierwszy jest Alejandro Sandoval Valdez w Tulum.
Dla tych co nie wiedza co to CS wyjasniam, ze to internetowy wytwor, genialny badz co badz, ktory od lat cieszy sie sporym wzieciem. Kazdy kto mam mozliwosc przenocowac, gosicic, pomoc podroznikom z calego swiata udostepnia swoje lokum zamieszczajac info w necie. Kazdy ma swoj profil z rekomendacjami, zdjeciami i opisami, mozna wybierac do kogo sie udac itd....W ten sposob wszyscy sa szczesliwi, gospodarze poznaja ciekawych ludzi, a ciekawi ludzie zaoszczedzaja pieniadze na noclegu i poznaja miejsce w inny sposob. Wszyscy moi znajomi juz dawno sa na CS, ja jak zwykle z masowymi portalami zwlekalam.
Dobra opcja na wyjazdy kilkudniowe, festiwale i koncerty. CS dziala na calym swiecie.
Nie spotkalam sie tez z bezposrednimi relacjami o negatywnych doswiadczeniach, ale wiadomo, ze zawsze mozna miec fajny profil a nie fajnie w glowie.

sobota, 26 lutego 2011

Ide na plaza, a co, ostatnie chwile polezec na bialym piachu.

piątek, 25 lutego 2011

piekny nurek


Ojacie, ale fajnie dzisiaj bylo pod woda.
Zabralam Johanne na 2 extra nurki, na wrak i prad ostry. Prad byl taki ze zdmuchnelo mi gumowe koncowki z automatu....nauczka aby paskami przymocowywac. Wiec cale nurkowanie bez ustnika, trzymalam plastik w zebach, mocno aby mi i tego prad nie wyrwal. Inni utracili bardziej cenne rzeczy, jak pletwy np.
Samo trzymanie sie liny w pradzie bylo nie lada wyzwaniem, a co dopiero plywanie. Na wrak przyplynelo mnostwo cudnych eagle ray. Jedna zawisla nad nami, a my z Johanna podziwialysmy jej mordke przez dobre 5 minut.
Bylo ostro i pieknie.
To chyba tez pozegnalny nurek, w poniedzialek odjazd.

Swiat jest maly przekonalam sie dzisiaj po raz kolejny. Przypadkiem spotkalam sie ze znajomym z Dahabu. David, Wloch z Rzymu, ktory z nami robil divemastera... posiedzielismy na plazy, wypilismy XX i jakos tak to abstrakcyjne bylo, ze tutaj i razem. David w podrozy po Meksie, mamy sie spotkac w przyszlym tygodniu w Tulumie. Ponurkowac razem.

czwartek, 24 lutego 2011


Dobry kurs, Johanna wesola i dobra pod woda. jutro plyniemy na wrak, zeby dziewczyna zobaczyla po co ta cala zabawa. taplanie sie na plyciznie i zdejmowanie maski pod woda nie do konca mozna nazwac FUNEM. Na foto nie ja, ale foto stad.
Mam nadzieje, ze teraz bede latala Norwegian Airlines gratis kiedy Johanna bedzie na zmianie....stewardesa zrozumiala tez dlaczego ludzie nie moga latac bezposrednio po nurkowaniu.

A ja powoli juz spakowana, zdrowie jakby mocniejsze, chociaz glos sie czasem jeszcze lamie.
W poniedzialek jade do Tulum rozpoczac nurki w cenotach. Hurra, moze tez sie uda zanurac z Johanna w Playa del Carmen, dokonczyc kurs advanced, ktory jutro zaczynamy.

Ach jeszcze tylko 4 noce z muzyka na zywo do poduszki.....chce mi sie ciszy.
Dla zdrowia serwuje sobie towarzyski czosnek na kolacje, zapiekany oczywiscie w tortilli ...ufff, mniam, ide to wykonac. I rzecz jasna boski napoj z mango.

środa, 23 lutego 2011

kurs idzie do przodu, im blizej konca pracy tutaj tym ciezsza atmosfera.....ciekawe, ze zawsze tak sie wydarza...

poniedziałek, 21 lutego 2011

swinka nie morska

Od jakis kilku dniu, dobrych kilku, drapie mnie z przerwami po gardle cos i z nosa wycieka jak sie pochyle. A dzisiaj Vera, nasza wspolpracownica, oswiadczyla, ze nosi virus swinki w sobie. Mammamija, mam nadzieje, ze to nie ona mnie dreczy, swinki w zyciu nie mialam, nawet morskiej w akwarium.
Jutro zaczynam kurs z piekna Szwedka (klasyczna ABBA), potrzeba mi pelnia sil i zdrowia. Zaklecia jakies i duzo cytryny!
Mam nadzieje, ze to tylko przejsciowe po wczorajszym szalonym snurkowaniu, gdzie fale mnie oblewaly i wiatr mrozil na przemoczonej lodce. Dzisiaj wygrzewalam sie na plazy bez wiekszego moczenia.

niedziela, 20 lutego 2011

zamieniam Mujeres na Corteza

Z uwagi na szybki odwrot z zachodniego wybrzeza naplynela wielka radosc i wewnetrzne szczescie, ze cos nowego, wspanialego przede mna. Zakupilam juz bilet, w superpromocji lece 13 marca. maja mnie odebrac na lotnisku, jakze milo, oby nie bylo jak z Brenda w Coco w Kostartce. Nie czekala.

Dzisiaj bylam na wycieczce snurkowej z nurkami. Ojacie, jak oni nurkuja. Nie poprosili mnie o pomoc, wiec jeden instruktor z 9 nurkami, w tym 5 studentow, 2 paniki, jeden zawrocil....cyrk. Patrzylam na to z politowaniem, amatorzy na maxa. Ale moja pomoc kosztuje wiec wola sami, po partyzancku dopoki sie cos nie stanie i zaczna myslec, ze nurkowanie to biznes inny niz sprzedawanie kartofli.
Przygladalam sie tylko, cieszylam sie ostatnimi dniami w wodzie, freediving, wolnosc.
Potem poszlam na pyszny lunch z Ernim, ktory jutro wraca do Stanow.
Zakupilam bilet i czekam na info od Pablo w sprawie kursu jaskiniowego.

sobota, 19 lutego 2011

Punta Sur



Piekny dzien to byl. Odbylam wycieczke na drugi koniec wyspy tzw. Punta Sur. Tam konczy sie Meksyk i krzyzuje kilka pradow, morze wzburzone, pieni sie potwornie.
Zabralam ABC, wyczulam bezpieczne miejsce do snurkowania i plynelam sobie ogladajac co popadnie. Widzialam dziwna plaszczke, jak kula, zwykle sa plaskie.
I ogromne papugoryby, tak wielkie jak Tofik.
Byl tez czas na kontemplacje sztuki, bowiem na Punta Sur poustawiano rozne rzezby o dziwnych tutulach i ksztaltach. Myslalam, ze cos bardziej ciekawego, a to takie tam zelastwo z calego swiata pozbierane bez wyraznego znaczenia dla takiego odbiorcy sztuki jak ja. Moze trzeba sie bardziej znac.....
Wygrzewalam sie caly dzien to na piasku to na skalach otoczona legwanami. Niektore okazy wielgasne, nie boja sie. Blyszcza im luski w sloncu, kolorki i wzory przerozne, dominuja zielonawe i czarno-biale.


na zakonczenie dnia dobre info. Dostalam prace na Morzu Korteza. Przenosze sie zatem na Polwysep Kalifornijski, hurra, ale fajnie! Zaczynam 11 marca.
Na koniec pobytu na Yukatanie postaram sie zrobic kurs jaskiniowy w cenotach, potem moze byc trudno powrocic, a nurki w cenotach to strasznie fajna sprawa. mam nadzieje, ze beda jakies fotosy.

PS. Google ma dzisiaj najpiekniejsze logo.

piątek, 18 lutego 2011

milioner z maine


Przyszedl do nas kilka dni temu Ernie, Amerykanian greckiego pochodzenia z Maine. Poczciwy starszy pan, gadamy sobie czasami. Wczoraj zaczal mnie przekonywac, zebym przemyslala ozenek z zamoznym czlowiekiem. Hehee, jak w filmie jakims hollywudzkim, tylko bohaterzy nie za piekni.
I tak sobie pijemy drinki wieczorami, poszlam nawet do klubu La Luna, gdzie kubanski zespol salse gral. Po piatej tequili juz nawet znalam kroki jako tako.
Na parkiecie byla staruszka Grazia, przygarbiona drobniutka babunia lat 90 chyba, nonstop tanczaca z usmiechem. Pomyslalam, ze to cala Grazia na starosc. Szkoda, ze aparatu nie mialam, zrobiolabym foto piekne.
Zabawana historia.
Na foto widok codzienny, Cancun...autor zdjecia troszke scentrowl horyzont ale niech mu bedzie, teraz nie mam co narzekac. Zdjecia sa tylko ilustracja. Fotograf chyba strzelal fotke lezac na plazy to mu troszke zeszlo....a moze to kolejna butelka Sola.

czwartek, 17 lutego 2011

sezon mango

Duzo owocow w Meksyku, sa tez takie co to nie wiem jak sie do nich zabrac. Moze kupie na probe nastepnym razem. Poki co odkrywam wszelakie gatunki mango. Sa zolte, zielone, czerwone, male i duze. odmian jest kilka jak jablek w Polsce.
W internecie to nawet napisali, ze ze względu na swój niezwykły smak nazywany jest owocem bogów.
Spreparowalam dzisiaj najpyszniejszy koktajl, odrobine kwaskowaty, z mleka i zoltego mango. Ale pycha!
Kilo mango kosztuje 9 pesos, a dolary sa po 12, wiec tanioszka na maksa.
I grapefruity sa tanie bardzo, 4 pesos za kilo. Dobry owocowy czas.
Ciekawe czy na Corn Island tez juz dojrzaly mango w naszym wielkim ogrodzie...
Czasami sobie rozmyslam, jak tam na innej wyspie, jak zycie sie toczy. Pewnie nuda i bez zmian.

środa, 16 lutego 2011

bylam mezatka

Dziwne sny mialam. Wyszlam za maz za Marcina Ulewicza, to moj kolega z podstawowki, z ktorym od 20 lat nie mam zadnego kontaktu...dziwne, slub byl wymuszony ciaza, byl tez na ceremonii krzyz z tabliczka jak na pogrzebie. Twarzy meza nie widzialam, w kontynuacji snu byl nim juz kto inny. jakis zamet i galimatias, mama plakala, ze wszystko w konspiracji i ze przyjecia nie ma. Dziwne majaki to byly, moze to goraczka, bo gardlo mnie boli i czuje sie nieco slabiej.
Przyjelam porcje swiezego soku i czekam na odpowiedz w sprawie pracy.
Ojala! jak to sie mowi po hiszpansku.

wtorek, 15 lutego 2011

cabo pulmo


2 nurki dzisiaj zrobilam, jedno z pracdem, szybowalismy jak lawica niezgrabnych ryb. Podobalo mi sie, chociaz na trasie nic szczegolnego za szybka maski.
Dostalam oferte pracy na drugim koncu Meksyku. W zatoce kalifornijskiej, na Morzu Korteza. W rankingach miejsc nurkowych na swiecie to scisla czolowka.
Same grube ryby! jak ten gruper na foto.
Proponuja bardzo dobre warunki pracy, jesli wszystko sie ulozy i dogada bede musiala odpuscic prace w delfinarium......na rzecz uchatek kalifornijskich, waleni, ork, rekinow i calej reszty.
Poiliczylam na modrej mapie, to jedyne 4600 km do przejechania........trzeba chyba leciec, moze uda sie przebukowac rezerwacje z Kostaryki do Guatemala City.....oby! Inaczej dramat w licznych busach z klimatyzacja o temperaturze polarnej.

poniedziałek, 14 lutego 2011

mikser dziala, slyszalam. Uff...

niedziela, 13 lutego 2011

hotel caribe maya

czas wspomniec o miejscu zamieszkania troszke. Specyficzny to tygiel, z uwagi na cene wiekszosc gosci hotelowych wynajmuje pokoje na miesiace. Mieszkaja tu uliczni grajkowie, showmani i podejrzanie wygladajace rozne typy. na moim pietrze jest pokoj Indian, ktorzy co noc maluja sie i ubieraja i tancza rytualy rozne na kazdym skrzyzowaniu. Obwieszeni sa wszystkim, co Mayowe, brzecza dzwoneczkami szmaskimi, zawsze slysze jak wracaja i wychodza do pracy. Pracuja z reguly po zmierzchu, w dzien czasem tez, dla tych co chca sobie pstryknac pamiatkowe zdjecie z PRAWDZIWYM INDIANINEM. Nie mam aparatu wiec i foto nie bedzie.
O roznych porach dnia i nocy cwicza melodie na fujarkach,,,,czasem musze oddac sie glebokiej medytacji aby nie dac sie poniesc emocjom denerwujacego swistania piszczalek.
Moj sasiad z koleji nie wiem czym sie zajmuje do konca, ale ma dobry gust muzyczny. Czasem widze jego rozchylone drzwi, jak kolysze sie na hamaku i slucha lokalnej muzy w najlepszym wydaniu. Nigdy chaly nie puscil. Ostatnio pokoj pucowal, do dzisiaj wdziera mi sie do pokoju przez moskitiere w oknach zapach gryzacego lizolu. Oj.....co to byl za srodek pioracy.
Troche dalej mieszka dziewczyna z tatuazem weza boa na calym ciele. chyba naturalnych rozmiarow, dobre tatoo.
Jest tez kilku innych muzykantow, ktorzy bez zadnej szczegolnej troski o cisze nocna cwicza kiedy im sie chce. Gitara w nocy mi nie przeszkadza, ale fletu nie lubie.
Najglosniejszym sasiadem jest jednak bar z muzyka zywa. Ojacie, graja co wieczor. Regularna popijawa, tryb weselny. Graja ostro niewyzyci rockmani, piluja wszystko od Beatlsow po Erica Claptona. Dobrze im to wychodzi ale po 2 tygodniach repertuar mam juz mocno wyswiechtany. Ojej, glowa mi juz peka, graja do 2 nad ranem.....po 2 tygodniach zamykam szczelnie juz wszystkie okna i szczeliny przez ktore docieraja dzwieki. To wszystko przez ta powtarzalnosc i jedna nute. Do tego tuz na rogu, 20 metrow dalej jest drugi bar, gdzie robia to samo. A po srodku nasz diveshop. W godzinacg 19-22 jak czasami siedze w szopie slysze 2 kapele na raz. No women no cry teraz graja jedni...a tamci chyba Aerosmith. Taki koncert zyczen. Tlumy napieraja na te knajpy, pija, spiewaja, bujaja sie przy dlugich lawach, biesiada istna. Srednia wieku 60, wielcy rosli Amerykanie, znaja wszytskie kawalki. Qrde to sie nazywa chamba (Chamba po meksykansu to robota). Anielska cierpliwosc trzeba miec.

Okolica wiec bardzo muzyczna, dobrze, ze pod woda cisza i spokoj.

mujer de la luna

qrcze, bylam wczoraj na spacerze, jak juz przestalo padac. bo caly dzien siapilo,
jak w domu latem.
zatrzymalam sie w barze gdzie gral na gitarze taki jeden w okularach i kapeluszu. jak on gral i spiewal!!! zrobilo mi sie tak smutno, ze lzy stanely mi w oczach po drugim kawalku i musialam szybko glowe odwrocic w strone wiatru co by mi wywial ten miekki gest twarzy.
ale poruszajace, potem gral inny ale juz nie tak gleboko.....
zaczepil mnie dziwny gosc, mowil ze jest Majem czystej krwi, wygladal tez jak ci z obrazkow. Ubrany na bialo z ozdobami dziwnymi. Zapytal mnie o tatuaz na stopach. Powiedzial, ze jestem kobieta ksiezyca, bo jak uwaga skierowana jest na stopy a stopy symbolizuja ksiezyc to mowie sie....itd...cala historia magiczna. Chyba chodzilo mu o sex.
Wypilam drinka i wrocilam do hotelu, nie chcialam byc dziewczyna Maja.

piątek, 11 lutego 2011

uwazaj na gluta

w Meksyku tez pada deszcz, widzialam wczoraj wieczorem i dzisiaj tez pokapuje.
Zycie uliczne zamarlo.
Tydzien byl bardzo kiepski, malo nurkow, kilka dni bez wody. Ludzie sie smuja bez checi wyraznej na nuranie, traca czas i zycie.
Czytam Ptaska od Krzyska.....bardziej nostalgicznej i smutnej lektury nie moglam dopasc. Wciagnelam sie na maksa, chcoiaz w liceum czytalam. Teraz, na emigracji, w pokoiku na pietrze wszystko sie inaczej odbiera.

28 lutego zaczyna sie pieciodniowy karnawal.....ponac mega feta, prawie jak w RIO, mowia, ze lepiej, bo bardziej tradycyjnie. Ciekawi mnie.

upsss...obiad mi sie wylal. QRDE FLACZEK......caly mus peere brokulowo zimniakowe sie wydostalo z miksera jak chcialam odkrecic i wyplynal zielony strumien...parzacy, pachnacy, plynal i plynal jak krwotok jakis. juz pozniej tak nie smakowal, ostygl zanim opanowalam awarie w centrum nurkowym, tak aby nikt sie nie poznal, ze awaria byla. Glut jeden!
Jeszcze boje sie wcisnac power czy dziala, oby dzialal, bo sprzet byl mocno zakurzony wiec dawno go nikt nie uzywal, a ryk wydal taki, ze Vera na pewno uslyszala, ze sie kreci......

czwartek, 10 lutego 2011

a i jeszcze sa 2 spod wody, na cwiczeniach czy torturach, nie wiem do konca jak bylo dla nich....

foty








a oto foty moich exstudentow........troche wyjasnia moze.....takie strazackie jak to sie u nas w szkole mowilo, ale sa.

wtorek, 8 lutego 2011

delfiny i kot Antonio


Po deszcowej nocy troszke chmur na niebie a woda jak stol, gladka i bez rysy.
Wybralam sie na wycieczke po wyspie, docelowo do delfinarium wybadac temat jak plywac z delfinami gratis.
Rano kawa, gawedzilam z godzine z Alejandro, Argentynczyk - wlasciciel pobliskich apartamentow, potem dlugi marsz do Haciendy Mundaca (takie zaniedbany ruiny domostwa), tam napotkalam emigrantow znanych mi juz dobrze, co od 20 lat w Nowym Yorku siedza. Zaprosili mnie na wybieg zolwi czy jak to zwac, widzialam zolwia albinosa (taka odmiana), koniki morskie, ktorych nigdy mi sie nie udalo dojrzec na zywo w wodzie i ruszylismy dalej do Playa Tiburon na lokalna makrele. Ryba polmetrowa, zlapana na naszych oczach, opieczona po meksykansku, wszystko bardzo pyszne i darmowe. Heheheh, pogawedzilam grzecznie z szesciesiatkami i samotnie kontynuowalam wycieczke do delfinarium. Obiekt wypasny, ceny zawrotne, sa tez foki i lwy morskie i delfiny co skacza na 3 metry ponad wode. Mozna je dotykac, plywac z nimi, wynosza za stopy, niezla zabawa. bilet royal swim 170 dolarow.
Przepchalam sie do managera, kolejny Alejandro, tym razem Hiszpan, i zagailam o wolontariat lub prace. jest szansa, ze od marca bede tez z delfinami. Qrde, ale by fajsko bylo.
Alejandro juz odpowiedzial na maila, ze mu moje CV dobrze pasuje do zespolu, wiec albo jest bardzo mily albo za 2 tygodnie sie skontaktuje.
oto web miejscowki dolphindiscovery.com
wrocilam golfowa zabawka, ktore po calej wyspie sie placza. Podwiezli mnie Dabrowscy, wiec jak widac duzo Polakow rozsianych po siwecie. Szukali kota, co zbiegl z domu. Szukalam z nimi chwilke, moze sie odnajdzie, mam tez namiary gdzie go zaprowadzic. Miauuu...

A foto z lotu ptaka, spadlo z gory.

sobota, 5 lutego 2011

i skonczyl sie turnus, pojechala ekipa.
jutro dzien wolny, dzisiaj urodziny szefa szefow czyli ojca Misaela, szefa mojego. Smaza sie homary, salatki wykwitly juz na stole. W koncu pracuje jako kuzynka wiec na party rodzinne zaproszenie tez mam.
Sciskam Mariusza co tez urodziny ma dzisiaj albo 10 (qrde nie pamietam dokladnej konfiguracji). 100 lat!

piątek, 4 lutego 2011

Przelamalismy chwile podwodnej slabosci i dzisiaj moi studenci zaprezentpwali wysoki poziom umiejetnosci. A zatem da sie w wiekszosci przypadkow.......3 nowych nurkow lada godzina, wlasnie zmagaja sie z koncowym testem.
Zycie na wyspie plynie wiec do przodu, nie mialam jeszcze czasu na samotne zapuszczanie sie w zacisze wyspy. Moze po kursie zrobie sobie dzien przerwy. Na wyspie jest tez delfinarium, gdzie mozna poplywac z tymi uroczymi ssakami, drogie jak pies ale postaram sie znalezc droge latwiejszego dostepu. I tym samym kolejne marzonko spelnione, plywania z delfinami.

Pablo napisal, ze rozpoczal szkolenie jaskiniowe, ze odnalazl spokoj ducha i uklada sobie w glowie na nowo, ja tez juz sobie ulozylam......wieczorami juz jestem tak zmeczona, ze nie mam czasu na rozmyslania. Minelo.

czwartek, 3 lutego 2011

oj, padam. majtrudniejsi studenci w historii, warunki pod woda tez nie ulatwialy dzisiaj pracy. Silny prad, ufffff. Umeczona jestem a tu jeszcze sesja teoretyczna dzisiaj wieczorem.

środa, 2 lutego 2011

i zaczelam szkolic Polakow, z 4 trojka przezyla ale i tak dobrze. Ania odpadla w pierwszych podchodach, lek przed zanurzeniem glowy wiekszy niz chec ogladania rybek.

wtorek, 1 lutego 2011

Skonczylam dzisiaj advanca z Andrea.....pierwszy kurs w pelni po hiszpansku....troszke pokracznie wciaz, ale do przodu.
Nurkowanie dzisiaj szalowe, 50 wielkich plaszczek, byly wszedzie.....
Spotkalam 4 rodakow z Gdanska........ale fajnie sie mowi po polsku.